Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kozica, prawdziwa kozica

Redakcja
Ewelina Zwijacz-Kozica podczas wspinaczki w Tatrach Fot. arch. Eweliny Zwijacz-Kozicy
Ewelina Zwijacz-Kozica podczas wspinaczki w Tatrach Fot. arch. Eweliny Zwijacz-Kozicy
Ma w nogach kilka tysięcy godzin spędzonych w Tatrach, pokonała kilkaset tysięcy metrów różnicy wzniesień - takie parametry zapisał w pamięci sportowy zegarek. Bo wiosna, lato i jesień to wyjścia wspinaczkowe i piesze, zaś zima - prócz wspinania się w śniegu - to obowiązkowo skialpinizm: wędrówki na nartach i zjazdy, które niewiele mają wspólnego z szusowaniem po stoku.

Ewelina Zwijacz-Kozica podczas wspinaczki w Tatrach Fot. arch. Eweliny Zwijacz-Kozicy

Pierwsza od 30 lat kobieta aspirująca do służby w TOPR

Tyle górskich pasji ma Ewelina Zwijacz-Kozica, pierwsza od trzydziestu lat kobieta, która ma szansę zostać ratowniczką Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Właśnie rozpoczyna w pogotowiu staż...

Pierwsze wycieczki w Tatry

pamięta z dzieciństwa: ojciec Czesław, wówczas aktywny ratownik, a obecnie wiceprezes TOPR, często zabierał ją ze sobą. Nie mogło być inaczej, wszak rodzina od pokoleń żyje w Zakopanem. To były wycieczki krótsze, dłuższe, nawet bardzo, bardzo długie. Zapamiętała szczególnie jedną: na Czerwone Wierchy. Miała chyba 6 lat. - Byłam po niej tak zmęczona, że ledwie doszłam do domu. Ale byłam też zadowolona, bo lubię dostawać w kość - mówi Ewelina Zwijacz-Kozica. I zaraz dodaje: - Choć, jak sobie przypominam, po tych Czerwonych Wierchach powiedziałam chyba nawet, że wolę góry oglądać z domu...

A miała co, bo z centrum miasta, gdzie się wychowywała, widać pasmo od Giewontu w stronę Tatr Wysokich, a w oddali nawet Żółtą Turnię, ostatni szczyt w grani, która odchodzi od Skrajnego Granatu.

Po zakończeniu wycieczki odbywał się zawsze podobny rytuał: w kalendarzu zapisywała trasę, szczegóły, malowała graniówki, itp. To zostało jej do dziś - notuje, zapisuje. Młodsza o rok siostra Katarzyna nie złapała górskiego bakcyla, mieszka i pracuje w Warszawie.

Ale także Ewelina miała długą przerwę od gór. Dopiero na studiach wróciła w Tatry. To wtedy poznała swego męża, Bartka Zwijacza-Kozicę, wielkiego pasjonata Tatr - ratownika TOPR, przewodnika tatrzańskiego, grotołaza i taternika. Ewelina mówi tak: - Poznaliśmy się w górach, w NASZYCH górach.

Dokładnie to na Hali Kondratowej. Mieli wspólnych znajomych, wędrowali akurat na fokach. Wszystko potoczyło się bardzo szybko: dziecko, zaręczyny i ślub. Najbardziej intensywnie zaczęła chodzić po górach właśnie 7 lat temu, kiedy urodziła Olę; wtedy, gdy kobiety często kończą górską aktywność, ona zaczynała ją na całego... Sądzi, że do pewnych rzeczy po prostu trzeba dojrzeć. Teraz, jeśli spędza czas w górach, to najczęściej z mężem Bartkiem.

Najpierw były tylko szlaki,

później zaczęły się też wycieczki w trudniejszy teren, co, jak się jej teraz wydaje, nie zawsze było mądre - nie miała wystarczającego doświadczenia. Potem przyszło wspinanie. Spodobało się jej od początku.Teraz to jej największa pasja: w skałkach i w górach, latem i zimą.

- Jak coś zaskoczę, nie ma zmiłuj - mówi Ewelina. Miała farta, że mąż to dobry wspinacz: nie musiała się uczyć na własnych błędach i u niedoświadczonych ludzi.
Latem woli Tatry Wysokie, jesienią Tatry Zachodnie. W każdym sezonie wyznacza sobie ambitny plan: zarówno sportowy - poprowadzenie trudniejszej drogi skałkowej, oraz górski. Jeśli nie uda się go wykonać, nie rezygnuje - przekłada na następny rok. Tego roku była to zimowa direttissima Mięguszo-wieckiego Szczytu Wielkiego, w zeszłym - dwudniowy wypad na Lewy Filar Rumanowego Szczytu i Galerię Gankową, a więc w teren ciężki psychicznie: krucho tam, trawiasto, a odległości duże. I adrenalina.

Niezła adrenalina była też wtedy, gdy w Dolinie Strą-żyskiej, idąc z koleżanką, natknęły się nagle na niedźwiedzicę z trzema niedźwiadkami. Pasła się na szlaku. To najgorsza konfiguracja: matka w obronie małych może przypuścić atak na człowieka. Ewelina: - Nie wiedziałyśmy, czy uciekać, czy stać w miejscu. Zaczęłyśmy się wycofywać... Udało się.

Byłoby się nie udało kilka lat wstecz: podczas próby przejścia grani Papirusowych Turni: - Mój błąd - "wysypałam" się z kamieniem. Wisiałam nad przepaścią, mało brakowało, żebym się ubiła.

Wezwały śmigłowiec ratowniczy ze Słowacji. Poobijaną, ze spuchniętą nogą, nazajutrz zobaczył ją ojciec - był zły, że o wypadku dowiedział się od znajomych. A ona przez równy rok dochodziła do siebie. Nie fizycznie - psychicznie. Choć akurat wspinała się cały czas: od wypadku. Żeby nie kodować lęków. Uparła się, by je przełamać i przełamała: - To nietrudne, kiedy robi się to, co się lubi.

Ewelina to twarda kobieta, zdecydowana; wie, czego chce - widać to po jej kroku, nawet na Krupówkach. Gdy kilka lat temu ujawniła się jej groźna kontuzja dłoni, zakończona operacją i kilkumiesięczną rehabilitacją, no i przekonaniem medyków, że ze wspinaniem koniec, wbrew ich zaleceniom rehabilitowała się na swój sposób. Oczywiście, poprzez wspinaczkę. Kiedy lekarz dowiedział się, że idzie jej to lepiej niż przedtem, rzekł tylko: "Kozica, ty to jesteś kozica!".

Mocną jej stroną jest też wytrzymałość - ich wyprawyto prawdziwe "wyrypy". - Lubię pokonywać opór przed zmęczeniem - mówi.

Najczęściej wychodzą w góry o piątej rano, a wracają po dwudziestej pierwszej. Nie tylko po to, by uniknąć tłumów na szlakach. Często przecież wybierają trasy na Słowacji, gdzie odległości są znacznie większe niż w Tatrach Polskich. To więc nierzadko wycieczki bardzo długie - do ok. 50 km. Dobra okazja, by poprawić wydolność.I zobaczyć jak najwięcej. Ale nie biegną, robią popasy, uczą się topografii. Nie lubi tylko, gdy nie ma wtedy zasięgu komórki - zawsze ma obawę, że ktoś się będzie o nią martwił.

Bo wszystko chce robić z rozsądkiem. Gdy nie pozwala pogoda lub zagrożenie lawinowe, nic na siłę. Potrafi czekać na okno pogodowe. Przecież Tatry nie mają nóg - nie uciekną.

Tyle, że dotąd, jeśli spędzała w nich kilkadziesiąt godzin, to robiła to dla przyjemności. Teraz może się tak dziać z obowiązku. Przecież jeśli wszystko się uda, złoży przysięgę przed naczelnikiem TOPR. Ale wcześniej musi odbyć staż kandydacki, który trwa od 1,5 do 3 lat. Nie będą to lata łatwe. Zdecydowała się wstąpić do TOPR gdzieś koło lutego. Myślała nad tym długo, bo nie podejmuje decyzji bez pewności, że podoła. Musiała przedstawić wykaz przejść w Tatrach, musiała zdać egzamin złożony m.in. z testu wydolnościowego (to bieg na Kasprowy Wierch), sprawdzianu skałkowego, znajomości topografii, itp. Nie bez początkowych oporów - wszak kobiet w organizacji dawno nie było, a z każdą nowością trzeba się oswoić - na rozpoczęcie stażu zgodził się zarząd TOPR.
Teraz będzie musiała odbyć 240 godz. dyżurów społecznie co roku, wziąć udział w co najmniej 5 wyprawach oraz przejść szereg szkoleń. Pomoże w nauce na pewno Bartek: towarzyszyła mu już wcześniej na dyżurach. Zdarzyło się też, że podczas wspinaczki - nie w Tatrach: w Adlitzgraben koło Wiednia - reanimowali razem człowieka. Zareagowali jako pierwsi.

Razem z nią na stażu w TOPR będą sami mężczyźni. Ale

kompleksów nie ma.

Mówi: - Niedowiarków przekonam do siebie.

Czesław Ślimak, ojciec Eweliny: - Jest wytrwała, czasem uparta. Poradzi sobie...

Prócz Tatr wędruje również po Małej i Wielkiej Fatrze, Niżnych Tatrach. Ale nie chce, by cokolwiek działo się kosztem Oli, więc wykorzystuje czas na wspinaczki, wycieczki i treningi między jej szkołą, a swą pracą: w administracji TOPR. Ola też chodzi z nimi po górach; ma za sobą wycieczki na Giewont - jak każde dziecko; Kościelec, Bulę pod Rysami, Czerwone Wierchy. Kiedy pierwszy raz zobaczyła kozicę, mówiła o niej dwa dni. - Nie ciągnę jej za sobą w Tatry na siłę, wolę, żeby sama tego chciała - jak ja w dzieciństwie. Na razie uczymy ją gór - jak stawiać stopy, jak iść, żeby nie zrzucać kamieni, jak trzymać się łańcuchów. Tatry lubi, ale euforii na razie nie widać - mówi Ewelina.

Teraz dla Eweliny zbliża się sezon na skialpinizm. To świetny sposób poruszania się po Tatrach. Nie trzeba brnąć w śniegu po kolana albo nawet po uda; zjeżdża się w dół pięknymi żlebami. Przed rokiem była członkiem kadry narodowej, wcześniej zdobyła wicemistrzostwo kraju, dwukrotnie stawała na podium Pucharu Polski.

Nie przeszła całych Tatr, bo całych przejść się nie da. Ci, którzy od lat chodzą po nich, twierdzą, że Tatry są "nie do schodzenia". Ale to i dobrze, bo przecież, mówi Ewelina, to pozwala za każdym razem patrzeć na nie inaczej. ..

Piotr Subik

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski