Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koźmiński: Ja prezesem za Bońka? Jest za wcześnie, żeby się określić

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Marek Koźmiński z medalem Kalos Kagathos
Marek Koźmiński z medalem Kalos Kagathos Joanna Urbaniec
Rozmowa. - Kilka razy w turniejach pierwszy mecz graliśmy o punkty, drugi o wszystko, a trzeci o honor. Dość tego! Na Euro 2020 musimy wykorzystać negatywne doświadczenia z poprzednich imprez - mówi Marek Koźmiński, były świetny piłkarz, wychowanek Hutnika Kraków, a od siedmiu lat wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.

- Biało-Czerwoni już na dwie kolejki przed zakończeniem eliminacji zapewnili sobie awans do przyszłorocznych mistrzostw Europy, które - przypomnijmy - odbędą się w aż dwunastu krajach. Czy znani są już rywale Polski we wcześniejszych meczach towarzyskich, miejsca zgrupowań kadry, inne szczegóły przygotowań do Euro 2020?

- Jeszcze nie. Nie wiemy bowiem, w której grupie wystąpimy. Musimy poczekać na losowanie i wtedy się dowiemy, czy zagramy na przykład w Rzymie i Baku, czy w Dublinie i Bilbao (pozostałe pary miast to: Petersburg i Kopenhaga, Amsterdam i Bukareszt, Londyn i Glasgow oraz Monachium i Budapeszt- przyp.). Dlatego te mistrzostwa będą trudne, także ze względu na logistykę, dalekie wyjazdy.

- Pomysł nowej formuły turnieju wiąże się z jubileuszem 60-lecia UEFA. Podoba się panu?

- Nie. Bo nie będzie atmosfery mistrzostw. Będzie natomiast jeżdżenie po Europie. Warunki będą jednak takie same dla wszystkich ekip.

- W ostatnich dziesięciu eliminacjach nasz zespół trzykrotnie awansował na mistrzostwa świata i dwa razy - nie licząc turnieju, którego był współgospodarzem - na mistrzostwa Europy. Na mundialach i w Euro z reguły jednak zawodził...

- To jest problem. Pytanie, jaka jest siła polskiej reprezentacji? Czy jest piątą siłą w Europie? Ja bym powiedział, że nie. Czy jest dwudziestą siłą? Też nie. Mnie się wydaje, że plasujemy się pomiędzy siódmym-ósmym a dwunastym-trzynastym miejscem. Jeśli nam wyjedzie jeden, drugi i trzeci mecz, to możemy zajść - tak jak na turnieju Euro we Francji - wysoko. Przypomnę, że trzy lata temu najsłabszy mecz reprezentacja rozegrała z Portugalią. Gdyby ją pokonała (a uległa w karnych - przyp.), to pewnie byłaby nawet w finale.

- W czym tkwią największe rezerwy polskiej drużyny?

- Kilka razy w mistrzowskich turniejach pierwszy mecz graliśmy o punkty, drugi o wszystko, a trzeci o honor. Dość tego! Podczas Euro 2020 musimy wykorzystać negatywne doświadczenia z poprzednich imprez. Przed nami trzy mecze grupowe. Nie mamy prawa popełnić dwóch błędów. Czasami już jeden eliminuje, albo stawia drużynę w bardzo trudnej sytuacji. Gdybyśmy nie popełnili wielkich błędów w meczu z Senegalem podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Rosji, być może byśmy go wygrali, a na pewno nie przegrali. I wtedy nasza sytuacja w grupie byłaby inna. Jestem zwolennikiem dojścia do sukcesu za wszelką cenę. Nie możemy grać z Hiszpanią, Francją czy Niemcami otwartego futbolu, bo nas zmiotą. Trzeba użyć sposobu. Pokazaliśmy, że po wielu latach potrafimy wygrać z Niemcami. Być może raz na dziesięć lat w ćwierćfinale Euro damy radę Francji, bo pewnie dziewięć na dziesięć meczów przegralibyśmy.

- Gdy w trakcie obecnych eliminacji pojawiały się głosy o potrzebie dymisji trenera Jerzego Brzęczka- z powodu kiepskiego stylu gry Polaków - prezes PZPN Zbigniew Boniek zachowywał stoicki sposób, niejako apelując do oponentów selekcjonera o większą cierpliwość. A pan?

- Ja też. Bo sport wymaga czasu, cierpliwości, eliminacji błędów. Trener to jest cudotwórca? Przyjedzie pan Kowalski, pan Nowak czy ktoś z zagranicy i w ciągu dwóch tygodni wszystko zmieni? To jest niemożliwe. Jurek ma kontrakt do końca trwających eliminacji. Potem czekają nas mistrzostwa Europy.

- Kibice są jednak niecierpliwi. I chcieliby sukcesu na turnieju, choć w eliminacjach drużyna nie porywała ich swoją grą.

- W eliminacjach, nie kryjmy, mamy grupę dosyć łatwą. Euro? Pytanie, z kim będziemy grać w grupie podczas Euro, czy nam wyjdą mecze. To jest turniej. W eliminacjach punkty cieszą, zwycięzców nie powinno się rozliczać zbyt głęboko, ale widać, że nie do końca nam wszystko się układa. Mam nadzieję, że wrócimy na poziom, do którego przyzwyczailiśmy naszych kibiców w 2016 roku, ale o to będzie trudno. Bo kadra jest o trzy lata starsza, bez dwóch kluczowych zawodników z tamtego okresu: Łukasza Piszczka i Jakuba Błaszczykowskiego. W sporcie trzy lata to dużo. A w przyszłym roku Robert Lewandowski, Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik i ich koledzy będą starsi o cztery lata. Dlatego czekamy na młodych, którzy powoli pukają do wrót pierwszej reprezentacji. Pukają skutecznie, ale to wymaga czasu. Co będzie za osiem miesięcy na turnieju Euro? Trudno wyrokować, bo na sukces musi się złożyć kilka czynników: zdrowie zawodników, ich przyzwoita forma i napływ młodych piłkarzy, którzy będą napierać, dadzą lekką zmianę kadrową, co w futbolu jest czymś normalnym.

- Mamy tych młodych graczy?

- Myślę, że tak, tylko nie dużo. Jednego, dwóch, trzech czy czterech. Nie jesteśmy Brazylią, Argentyną, Hiszpanią czy Francją, gdzie są ich dziesiątki. Nas nie stać na stracenie po drodze piłkarza, który ma 21-22 lata i jest prawie pełnoprawnym członkiem reprezentacji. Musimy go wyszlifować.

- Wspomniał Pan wcześniej o Błaszczykowskim? Widzi go pan nadal w kadrze czy już nie?

- Przede wszystkim życzę mu zdrowia. Niech się wyleczy i znowu zacznie grać w Wiśle, bo ona go potrzebuje. I to jest najważniejsze. Nigdzie się nie gra za zasługi. Ani w reprezentacji, ani w klubie. Decyzje trenera są wykładnikiem formy piłkarza. Dziś nie możemy mówić o Kubie jako o kandydacie do reprezentacji, bo jest kontuzjowany. Pół roku to długi okres, szczególnie w przypadku prawie 34-letniego zawodnika, który - jak widzimy - jest podatny na urazy.

- Reprezentacji ciągle brakuje klasowego lewego obrońcy...

- To jest problem. Polska piłka od pewnego czasu boryka się z deficytem takich graczy. Był on uzupełniany skuteczną grą różnych piłkarzy, ale w ostatnich dziesięciu latach nie mieliśmy zawodnika, który rozegrałby co najmniej połowę meczów w kadrze na tej pozycji. Dlaczego? Bo nie mamy takich piłkarzy, zawodników lewonożnych, choć w teorii nie musi być to gracz lewonożny.

- Problemem jest również słabsza ostatnio forma napastników Arkadiusza Milika i, przede wszystkim, Krzysztofa Piątka.

- Formę mogą zbudować tylko w klubie, bo na kadrę przyjeżdża się dwa dni przed meczem, nie ma czasu na treningi, można tylko praktycznie popracować nad ustawieniem na boisku i nad stałymi fragmentami gry. Dlatego trzymamy kciuki za Milika i Piątka, choć ich sytuacje w klubie są różne. Milik wrócił po kontuzji, w meczu z Łotwą miał sytuację, ale jej nie wykorzystał, a w spotkaniu z Macedonią Północną zdobył gola. Piątek ma trochę większy problem, ale poczekajmy, bo piłka jest jak sinusoida, nigdy nie można być na samej górze lub na samym dole. Najlepszy przykładem jest właśnie Piątek. W ubiegłym roku był na topie, wszyscy go chwalili, uważali za fantastycznego piłkarza, mówili, że zastąpi Lewandowskiego, że jest lepszy od niego. Głupszej opinii nie słyszałem, to jest jakiś absurd. A teraz Piątek się zaciął na boisku. Ale spokojnie, dajmy mu czas. Musi sam wyjść z tego marazmu, w którym się znalazł.

- Mówił pan, że Lewandowski jest o trzy lata starszy niż był podczas Euro 2016. Nadal jednak zachwyca skutecznością i w klubie, i w reprezentacji. Jak pan postrzega jego fenomen?

- Polska piłka reprezentacyjna bez Lewandowskiego traci. Pytanie, ile? Czy to jest 10 procent, czy 50 procent? Nie chciałbym rzucać takich liczb, ale nikt nie podważa faktu, że Robert jest fantastyczny, wyśmienity, zrobił dla tej kadrze bardzo dużo. Mamy prawo wymagać od niego dużo, bowiem jest taki dobry.

- Trener Brzęczek ma do dyspozycji też świetnych bramkarzy. Ostatnio stawiał na Łukasza Fabiańskiego, ale ten doznał kontuzji i szansę dostał Wojciech Szczęsny. Dla golkipera zaufanie trenera jest zawsze ważne. Paradoksalnie więc pech „Fabiana” rozwiązał tę kwestię?

- Zaufanie to tylko teoria. Dziś zdecydowanie numerem jeden w naszej bramce jest Wojciech Szczęsny. To w ogóle nie ulega wątpliwości. Ale czy to jest komfort dla trenera? Myślę, że miałby go, gdyby wszyscy bramkarze byli do jego dyspozycji, on podejmuje decyzję, a drugi golkiper z uśmiechem na ustach siada na ław- ce. Ale to jest trudne, wręcz niemożliwe. Może nie antysportowe, ale rzadko spotykane w świecie piłki. Nie dziwmy się więc, że gdy Wojtek usiadł na ławce w dwóch wcześniejszych meczach, nie był zadowolony. Okazał to, ale w sposób bardzo inteligentny i niczym nie zaszkodził drużynie.

- Selekcjoner odwiedził nawet Szczęsnego w Turynie, ale zapewnia, że nie po to, aby wyjaśnić mu, dlaczego wcześniej postawił na Fabiańskiego...

- To jest „trudność dobrobytu”. Gdy trener reprezentacji ma za dużo dobrych lub bardzo dobrych bramkarzy i musi sobie z tym jakoś poradzić.

- W ubiegłym tygodniu otrzymał pan medal Kalos Kagathos, przyznawany byłym sportowcom, którzy odnoszą sukcesy także poza sportem, w pracy zawodowej i społecznej. Rekomendujący pana prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Ryszard Niemiec zakończył laudację sugestią, że mógłby pan się ubiegać o fotel prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Rozważa pan taką możliwość?

- Po pierwsze: do wyborów pozostał jeszcze rok. A w sporcie rok to jest wieczność. Po drugie: to jest tak złożony proces, że nie jest to to dobry moment, aby o tym rozmawiać. Bardzo szanuję prezesa Niemca. To było miłe, co powiedział, ale to są tylko słowa. Do wyborów jest zbyt daleki termin, żeby dziś jednoznacznie się określić. Uważam, że dla każdego byłego zawodnika sport działa jak narkotyk. Nie da się z niego zrezygnować. Można się z niego trochę podleczyć, można na chwilę być poza nim czy patrzyć na niego z boku, ale każdy go kocha, każdy potrzebuje emocji, jakie niesie sport. W różny sposób; ktoś może być trenerem, działaczem, zagorzałym kibicem. Są różne formy obcowania ze sportem. Ja zostałem działaczem, bo mnie się podoba zarządzanie, jestem osobą, która to lubi. Absolutnie się nie nadaję na trenera, nigdy w ogóle mnie to nie kręciło.

- Zarządzanie polskim futbolem jest tym, co może pana kręcić?

- Dziś jest ekipa, która od siedmiu lat zarządza Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Uważam, że zarządza nim skutecznie. Oczywiście, każdy popełnia błędy, zawsze można zrobić coś lepiej, dlatego dyskusja, krytyka twórcza jest jak najbardziej wskazana. Natomiast, co będzie za rok, nie wiadomo. Myślę, że najbliższe pół roku przyniesie pewne rozstrzygnięcia i decyzje.

17.03.2019: Wisła - Cracovia

Piękne dziewczyny na trybunach małopolskich stadionów [ZDJĘCIA]

Wisła Kraków. Koszykarki, które zachwycały kibiców swą urodą [ZDJĘCIA]

Wisła Kraków. Piłkarze z największą liczbą trofeów - nie tyl...

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Koźmiński: Ja prezesem za Bońka? Jest za wcześnie, żeby się określić - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski