Pomnik papieża stoi od jesieni 2005 roku na nowosądeckim Rynku (pół roku później Koralowie dołożyli fontannę papieską). Co symbolizuje? Z jednej strony – przesiąknięte patriotyzmem przywiązanie do tradycji i chrześcijańskich wartości, a z drugiej – finansowy sukces miejscowych i ich wiarę w to, że jak się naprawdę postarasz i naharujesz, to wszystko jest możliwe.
Możesz nawet, jak Koralowie, zajeżdżać wartym 2 mln złotych autem do kosmetyczki lub sklepu. Możesz postawić pomnik w samym środku miasta – za błyskawiczną zgodą biskupa i prezydenta z SLD. Możesz mieć na wzgórzu ogromny dom. Możesz nająć do reklam ulubionych aktorów i topmodelkę. Pierwszym warunkiem jest ciężka praca.
– Ludzie w naszym regionie są naprawdę bardzo zaangażowani i ofiarni. Mam na myśli nie tylko właścicieli firm, ale również pracowników –podkreśla Ryszard Florek, potentat z listy najbogatszych, szef firmy Fakro.
– Musisz być pracowity, aby przetrwać w surowej górskiej przyrodzie – dopowiada Stanisław Gągała, prezes znanej z artykułów chemii domowej firmy GoldDrop z Limanowej.
Bystrzy obserwatorzy sądeckiego mikroświata twierdzą, że etos ciężkiej pracy doprawiony jest tutaj unikatową w Polsce mieszanką obyczajowego konserwatyzmu, gospodarczego liberalizmu i żyłki przedsiębiorczości. Trochę tak jak w Teksasie, kolebce konserwatywno-liberalnej kontrrewolucji. Tyle że w Houston czy Dallas wielkie fortuny budowano na ropie i morderczej harówce imigrantów, również tych, którzy wyjechali za chlebem z przymierającej głodem Sądecczyzny. W okolicach Sącza, Krynicy, Limanowej próżno szukać naftowych szybów. Skąd się więc wzięła rekordowa liczba stu milionerów na kilometr kwadratowy? – To efekt nadzwyczajnej przedsiębiorczości mieszkańców – uważa Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej i wiceprezydent Pracodawców RP, rodem z Sądecczyzny.
No tak, ale – skąd ta przedsiębiorczość?! W krainie słynącej z silnych związków z Kościołem, ceniącej życie rodzinne, głosującej na PiS (partię średnio zakochaną w biznesie)?
Okno (i brama) na świat
Pytanie to padło ostatnio podczas prestiżowego międzynarodowego konkursu Enterpreneur Of The Year – Przedsiębiorca Roku, organizowanego w Monte Carlo przez EY (Ernst & Young), czołową globalną firmę doradczą. Wśród 51 biznesmenów z całego świata, konkurujących co roku o ten tytuł, Polskę reprezentują regularnie nie warszawiacy ani łodzianie, tylko biznesmeni z Nowego Sącza i okolic. W przeszłości byli to m.in. Krzysztof Pawłowski, założyciel Wyższej Szkoły Biznesu – National-Louis University, i Ryszard Florek. Teraz w imieniu biznesu RP wystąpił Andrzej Wiśniowski z Wielogłów.
Przytulona do Nowego Sącza wieś jest planktonem przy metropoliach, z których wywodzą się inni finaliści globalnego konkursu – z Indii czy USA. A jednak właśnie tutaj, w rodzinnych stronach właściciela, znanych dotąd ze szklarni, działa od ćwierćwiecza największa w Polsce firma produkująca bramy garażowe, przemysłowe i systemy ogrodzeniowe – Wiśniowski.
Zatrudnia ponad 1100 pracowników, czyli tylu, ilu (z niemowlakami i starcami) liczy cała wieś. Rozwija się – wzorem innych nowosądeckich potentatów – na skalę światową: już jedną czwartą przychodów czerpie z eksportu, głównie do Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji i krajów Beneluksu. Wymagający odbiorcy, potworna konkurencja potężnych zachodnich koncernów, więc towar musi być dobry. I jest.
To samo można powiedzieć o produktach innych znanych firm z ziemi sądeckiej – oknach Fakro konkurujących na polskim i globalnym rynku z duńskimi Veluksami, lodach Koral (jedna piąta polskiego rynku), pociągach i tramwajach Newagu, chemii GoldDropu, drobiu z Konspolu…
Trzeba do tego dołożyć największą w środkowej Europie flotyllę tirów, za sprawą której Polska przebiła się do ścisłej czołówki europejskich potęg transportowych. Marką samą w sobie jest doroczne Forum Gospodarcze w Krynicy – polskie Davos. W Sączu rozkwitał też pierwszy polski gigant komputerowy – stworzony przez Romana Kluskę Optimus, z którego wypączkował wart dziś ponad miliard złotych portal Onet.pl. Wiemy więc, co jest. Nadal nie znamy jednak odpowiedzi na pytanie – dlaczego akurat tutaj?
Eksperyment kapitalistyczny
Nowy Sącz jest niedużym miastem powiatowym – wprawdzie w latach 1975-1998, gdy był stolicą województwa, populacja prawie się podwoiła, ale jest to nadal tylko nieco ponad 80 tys. ludzi. Pobliska Limanowa ma mniej mieszkańców, niż liczy Polonia w Houston. W dodatku cała okolica leżała zawsze „daleko od szosy”, a wcale nie tak dawno zdarzało się, że z powodu epidemii w Sączu nie zatrzymywały się pociągi.
Nawet dziś do autostrady trzeba się tłuc ponad 50 kilometrów, a osobowy ze stacji Kraków Główny pokonuje 166 km w cztery godziny; pojazdy miejscowego Newagu potrafiłyby to zrobić w trzy kwadranse. Gdyby tylko tory nie miały stu lat….
Tym bardziej zdumiewa, że akurat w takim miejscu narodziły się i świetnie prosperują firmy podgryzające coraz śmielej globalnych potentatów. W stworzonym przez Kazimierza Pazgana Konspolu zaopatrują się: KFC, McDonald’s, IKEA, Biedronka i Tesco; firma ma wytwórnie za granicą, m.in. w Chinach i Indonezji; eksportuje na cały świat, także do środowisk muzułmańskich i żydowskich, bo prezes Pazgan zadbał, by żywność z Konspolu miała certyfikat koszer i halal.
Z globalnym rozmachem działa istniejące od 1991 roku Fakro. Zatrudnia 3,5 tys. pracowników. Ma 12 zakładów, spółki-córki w Ameryce, Niemczech, Francji, Rosji i Chinach, sprzedaje okna w 40 krajach, kontroluje 15 proc. światowego rynku.
– Na Sądecczyźnie przedsiębiorczość nie została zniszczona przez socjalizm. Za PRL-u działało tu bardzo dużo gospodarstw rolnych oraz rzemieślników. Większość żyłkę przedsiębiorczości wyniosła już z domu. W rezultacie, jak tylko powstały warunki do rozwoju, każdy brał sprawy w swoje ręce i ciężko pracował, próbując otworzyć coś swojego – opisuje twórca Fakro.
Jako pioniera wskazuje Kazimierza Pazgana. To on „przetarł wszystkie szlaki”, wyleczył krajan z kompleksów. – Byliśmy przygotowani do robienia wielkich interesów na skalę globalną – wspomina Florek.
66-letni dziś Kazimierz Pazgan, zwany przez krajan z Kamionki Wielkiej ,,Kazikiem” lub „swojakiem”, zbudował od zera największy w Polsce rodzinny koncern drobiarski. W tym roku, z majątkiem wartym 800 mln zł, awansował na 25. miejsce Listy 100 najbogatszych Polaków magazynu ,,Forbes” – najwyżej z sądeczan. Ale od pieniędzy – i wpływów – nigdy nie odbiła mu szajba. Przeciwnie: pozostał człowiekiem skromnym i sympatycznym.
Może to kwestia doświadczeń? Pochodzi, jak niemal całe pierwsze pokolenie okolicznych multimilionerów, z bardzo ubogiej rodziny. Za młodu grał na trąbce w parafialnej orkiestrze. Trąbka była jedyną wartościową rzeczą, jaką wtedy miał. Za jej pomocą, jeszcze w szkole, zarabiał, chałturząc po weselach.
– To, co robiłem wtedy, ukształtowało mój charakter – wyznał po latach.
Na początku lat 70. skończył resocjalizację. Ludowa władza wręczyła absolwentowi nakaz pracy w poprawczaku w Świdnicy na Dolnym Śląsku. To tam – w czasach ciężkiej komuny – Kazimierz Pazgan został przedsiębiorcą. Wziął w tzw. ajencję, czyli najem, kwiaciarnię od spółdzielni ogrodniczej. Rozkręcił sprzedaż „upominków” – butelek z alkoholem ubranych w kwiaty. Tak zarobił „pierwszy milion”.
Przyznaje, że nie znał się na kwiatach ani tym bardziej na kurczakach, ale miał intuicję i odwagę. Na wieść o korzystnych kredytach oferowanych za czasów Gierka wrócił w rodzinne strony – i założył kurnik. A właściwie (na spółkę z krewnymi) trzy kurniki. To były początki Konspolu.
Przez 42 lata istnienia kilka razy wydawało się, że firma nie da rady, upadnie, a jednak – dzięki determinacji i sprytowi przedsiębiorczego górala – odradzała się wzmocniona. Jak wtedy gdy z braku surowca (dostępu do mięsa wołowego i wieprzowego) trzeba było wymyślić metodę wytwarzania kiełbasy z samych tylko kurczaków. Technologia, przełomowa niczym skład coca- -coli i receptura panierki w KFC, zadziwiła świat. I pozwoliła go podbić.
Po wielu zakrętach, tornadach i wstrząsach (stan wojenny i amerykańskie embargo na paszę; reforma Balcerowicza; dramatycznie niski kurs dolara w minionej dekadzie…) Konspol stał się supernowoczesną i wydajną firmą (jedna ubojnia bije 12 tys. kurczaków na… godzinę). I wyrósł na globalnego potentata. A to pobudza wyobraźnię sąsiadów. Skoro Kazikowi się udało…
Ryszard Florek zwraca także uwagę na dobrą współpracę między miejscowymi przedsiębiorcami. – Dzielą się wiedzą, nawzajem motywują i wspierają, a wszystkie uzyskane środki inwestują w rozwój firmy, regionu – tłumaczy prezes Fakro.
Ta współpraca rozpoczęła się jeszcze za głębokiej komuny, pod koniec lat 50. minionego stulecia. Lokalne władze, dzięki wsparciu rozmiłowanego w łąckiej śliwowicy premiera Józefa Cyrankiewicza (który odwiedzał pod Grybowem babcię), dostały od PRL-owskiego rządu zgodę na gospodarczą autonomię.
„Umyśliliśmy, żeby wykorzystać bogactwa naturalne, które są na miejscu (…). Żeby się podniósł region i żeby dać impuls całej Polsce. W dolinie Popradu wykorzystać skupisko wód mineralnych. Dalej: sady, warzywnictwo, hodowla, nie tylko dla nas samych, ale po to, żeby wyżywić turystów” – wspominał w 1974 roku w „Życiu i Nowoczesności” Kazimierz Węglarski, współtwórca projektu, który przeszedł do historii jako „eksperyment sądecki”.
W jego ramach 156 ze 185 wsi w powiecie błyskawicznie przestawiło się na obsługę turystów; miejscowi dostawali od lokalnych władz kredyty na adaptację domów, szkolili się z higieny żywienia i ekonomiki. Władza pobudowała przyzwoite drogi, ale nie potrafiła zapewnić wyżywienia rosnącej fali turystów. Zostawiła to miejscowym, a ci poradzili sobie znakomicie: obroty gastronomii wzrosły w ciągu trzech lat z 1 mln do… 180 mln złotych!
I wtedy władze centralne przestraszyły się, że taki przykład może osłabić wiarę Polaków w socjalizm. Odebrały autonomię powiatowi. Ale nie mieszkańcom. Krzysztof Pawłowski oceniał po latach, że w ludziach pozostało poczucie wolności, niezależności. „A raz zaszczepiona przedsiębiorczość buzuje w naszej krwi od pokoleń” – komentował twórca sądeckiej uczelni, która w latach 90. stała się kuźnią kadr dla biznesu w całej okolicy – i nie tylko.
Dom z widokiem na firmę
Równie dobrym jak „Koral Wojtyła” symbolem Krainy Milionerów mogłaby być droga wybudowana przez Kazimierza Pazgana. W górach, nad wąwozem. Dla firmowych ciężarówek. Bo Pazgan, lokalny patriota, umyślił sobie, że firma MUSI powstać koło rodzinnego domu.
„Wszyscy, łącznie z naczelnikiem gminy, załamywali ręce, że w życiu tu ciężarówka nie dojedzie. Naczelnik dawał mi nawet ziemię na równinie pod Sączem, ale ja chciałem w miejscu, w którym są moje korzenie” — tłumaczył twórca Konspolu.
Zdaniem Wiesławy Kornaś-Kity, szefowej Krakowskiego Parku Technologicznego (którego podstrefa działa w Sączu), lokalny patriotyzm polskich przedsiębiorców jest bezcenny: – Rodzinne polskie firmy po wybuchu światowego kryzysu nie przestały u nas inwestować, a oddziały wielkich korporacji potrafiły się nagle zatrzymać po jednym telefonie z centrali – wspomina prezes KPT.
Stanisław Gągała, szef GoldDropu, dodaje, że za nazwami i markami miejscowych firm stoją konkretne, znane od lat, nazwiska, a nie „zarejestrowane gdzieś na Cyprze anonimowe fundusze. Część obecnych milionerów zainwestowała w rodzinnych stronach dolary zarobione na emigracji – to był pierwszy polski kapitał. Innego nie mieli.
– Zagraniczne koncerny wjechały do Polski otwartej na oścież, mając do dyspozycji kapitał gromadzony przez pokolenia i niskooprocentowane kredyty udzielone przez tamtejsze banki. Nasze, coraz bardziej obce, banki udzielały kredytów na 20 procent… – wspomina prezes Gągała.
Lokalny patriotyzm przechodzi z rodziców na dzieci. Tak jest choćby u Pazganów czy Koralów. Wszyscy od najmłodszych lat angażują się w pracę w firmie, a potem – w zarządzanie. Rodziny wspierają przy tym lokalną kulturę, edukację, sport, pomagają samorządom, udzielają się charytatywnie.
– No i my płacimy podatki tu, nie ukrywamy dochodów w rajach – zwraca uwagę prezes Gągała. Jego zdaniem może to być jeden z głównych powodów tego, że w Sądeckiem jest tylu milionerów: bo się ujawniają. A gdzie indziej, np. w Warszawie czy Krakowie, nawet miliarderzy oficjalnie nie zarabiają nic. Króluje „optymalizacja podatkowa”...
Ryszard Florek dodaje, że nawet jeśli polska firma rodzinna inwestuje za granicą, to w swej rdzennej siedzibie rozwija działy badań i rozwoju, marketingu czy finansów. Tym samym droższe, specjalistyczne stanowiska pozostają w Polsce. Fakro zatrudnia np. w swym nowoczesnym ośrodku ponad stu inżynierów, zdecydowaną większość z Nowosądecczyzny. Stworzyli już ponad sto nowatorskich rozwiązań chronionych patentami.
– Tymczasem zagraniczni inwestorzy najczęściej tworzą w Polsce tanie, mało stabilne miejsca pracy, np. na liniach montażowych. Im więcej dany kraj posiada rodzimych firm globalnych, tym jest zamożniejszy. Tylko firmy rodzinne zapewniają długotrwały wzrost gospodarczy każdego państwa – przekonuje szef Fakro.
Nie jest pewny, czy Warszawa to rozumie. I czy Polacy dostrzegli fenomen: z Sącza zawsze wyjeżdżało się za chlebem, a dziś jest to pionierskie miejsce, które pokazuje, co robić, żeby zostać. Milionerem.
ANDRZEJ WIŚNIOWSKI, polski Przedsiębiorca Roku 2014: Przedsiębiorczość to zestaw kilku unikatowych cech i umiejętności. Najważniejsze z nich: wizjonerstwo, wykorzystywanie szans, odwaga w podejmowaniu decyzji, aktywność, pozytywne podejście do wyzwań i trudności. Tego nauczyłem się w domu, mój tato prowadził małe przedsiębiorstwo ogrodnicze. 25 lat temu Polska stała się bramą do przemian gospodarczych i politycznych w centralno-wschodniej Europie. Dokładnie 2 miesiące później postanowiłem rozpocząć działalność gospodarczą i od 25 lat produkuję bramy garażowe i wjazdowe zdalnie sterowane, systemy ogrodzeń, stolarkę stalową i aluminiową. 25 lat temu w Polsce nie było pilotów do telewizorów, a bramy przeze mnie produkowane można już było otwierać właśnie pilotem! Dzisiaj bramy otwieramy za pomocą smartfonów, inwestujemy w najnowsze technologie, również w obszarze kontroli dostępu.
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?