Nie wiem, czy tak jest w rzeczywistości, ale na pewno lokalne władze dają powody, by nie darzyć Krakowa przesadną sympatią. Cóż bowiem ma powiedzieć o naszym mieście turysta, którego już niedługo zaczniemy łupić na rogatkach miasta, chyba że ktoś znajdzie wreszcie lek na wirusa gwałtownie rozszerzającej się strefy płatnego parkowania.
Na usprawiedliwienie przed wściekłymi przybyszami mamy jedynie to, że nasze kochane władze łupią nas dokładnie tak samo, jak ich. Zostaliśmy zamknięci w sektorach, nienawidzimy sąsiednich dzielnic, gdzie jeszcze się nie płaci, a one nienawidzą nas, bo z racji darmowego parkingu podrzucamy im swoje auta.
Wcale się nie zdziwię, jeśli zaczniemy sobie nawzajem rysować maski samochodów, a końcowym efektem pączkowania strefy okaże się to, że za rok całe miasto będzie płatne. Wtedy za darmo zaparkujemy na polu pod Krakowem, oczywiście tylko do momentu, w którym rolnik również nie zwietrzy interesu i nie zacznie kasować „miastowych” za postój na swej ziemi.
Radni do spółki z magistratem powinni chyba usiąść, napić się zimnej wody (ale nie sodowej), po czym zastanowić się, jaki był pierwotny cel całej operacji. Czy chodziło o ograniczenie ruchu w zabytkowym centrum? Jeśli tak, to identyczna cena za postój na Starym Mieście i na Grzegórzkach jest absurdem.
Jeśli jednak jedynym powodem całej tej akcji jest chęć opodatkowania krakusów po to, by wzięli na barki kolejny ciężar (oprócz sfinansowania olimpijskich miraży decydentów, zapłaty 1,5 mln zł za otwarcie Centrum Kongresowego itp.), to proponuję powiedzieć to wprost. A my swą odpowiedź przekażemy podczas wyborów samorządowych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?