Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków Jerzego Pilcha: mecze, bankiety i zupy z proszku u noblistki

Paweł Stachnik
Jerzy Pilch w książce prawie zupełnie nie porusza kwestii związanych z krakowskimi lokalami
Jerzy Pilch w książce prawie zupełnie nie porusza kwestii związanych z krakowskimi lokalami Fot. MAREK GROTOWSKI
KSIĄŻKA. Pisarz spędził w stolicy Małopolski sporą część życia. Było to jedno z trzech miast obok Wisły i Warszawy, z którymi był związany. Tu napisał pierwsze utwory, pracował w galerii Andrzeja Mleczki, przyjaźnił się z naukowcami z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Szkoła średnia, studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, mecze na stadionie Cracovii, mieszkania Kornela Filipowicza i Wisławy Szymborskiej, praca na uczelni i w galerii Andrzeja Mleczki, dziesięć lat spędzonych w „Tygodniku Powszechnym” - tak w dużym skrócie opisać można krakowską część życiorysu pisarza i publicysty Jerzego Pilcha. Znany literat opowiedział o niej w wydanej niedawno przez krakowskie Wydawnictwo Literackie książce pod intrygującym tytułem „Zawsze nie ma nigdy”.

To wywiad-rzeka, w którym na temat życia, pracy literackiej, uczuć, miłości, relacji rodzinnych i wielu innych ważnych spraw (w tym dręczącej go od jakiegoś czasu nieuleczalnej choroby) zwierzył się reżyserce teatralnej Ewelinie Pietrowak.

Uporu życzę!

Rodzina Pilchów przyjechała z Wisły do Krakowa w sierpniu 1962 r. Ojciec Jerzego rozpoczął pracę dydaktyczną na Akademii Górniczo-Hutniczej, a dziesięcioletni Jerzy zaczął chodzić w Krakowie do podstawówki. Pilchowie zamieszkali w dwóch pokojach z kuchnią przy ul. Smoleńsk (obecnie Dunin-Wąsowicza). Zimą mały Jerzy chodził czasem na ślizgawkę urządzaną przez chłopców w sąsiedztwie, latem grywał z kolegami w piłkę na Błoniach. W każdą niedzielę rodzina Pilchów odbywała obowiązkowy spacer w kierunku kopca Kościuszki i Woli Justowskiej ulicą Królowej Jadwigi. W tamtych latach stało tam wiele opuszczonych przedwojennych domów, w niektórych gnieździli się kloszardzi. Po powrocie do domu Jurek próbował z pamięci rysować te budzące czasem grozę, a czasem fascynację domostwa.

Do szkoły chodził na Oleandry, a potem na ul. Misjonarską za Błoniami. Potem rozpoczął studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim (był finalistą olimpiady polonistycznej). Na studiach pisywał w krakowskich pismach „Student” i „Życie Literackie”. Z tego drugiego zostało mu wspomnienie słynnego redaktora Władysława Machejka, który nawalony - to cytat z Pilcha - wpadał na spotkania redakcyjne, ściskał dłonie młodych współpracowników i mówił: „Uporu życzę, uporu!”.

Na studiach Jerzy zetknął się m.in. z Marianem Stalą, Bronisławem Majem, Tadeuszem Słobodziankiem, Bronisławem Wildsteinem, Stanisławem Pyjasem. Zapoczątkowana wtedy przyjaźń z trzema pierwszymi trwa do dziś. Przyjaźń nienachalna, szczera i wypróbowana. Gdy pewnego razu Pilch pokazał Słobodziankowi jakieś swoje próby literackie, ten przeczytał je i rzekł: „Pilchu, będziesz kiedyś wielkim pisarzem, ale jeszcze nie teraz”...

Kraków tamtych lat (70. i 80. ubiegłego wieku) był według Pilcha wylęgarnią osobowości. „Kraków sprzed przebudowy i odbudowy. Średniowieczne miasto z nienaruszoną substancją architektoniczną, z wąskimi zaułkami, antykwariatami, księgarniami i teatrami, z niesamowitą pogodą - słynna krakowska mgła na Plantach. Miejsce, w którym mieściła się polonistyka, w samym centrum, było zawsze żywe, zawsze kogoś się tam spotykało” - mówi autor.

Uczony pod tramwajem

Innym ważnym krakowskim doświadczeniem Jerzego Pilcha był udział w tworzeniu pisma mówionego „NaGłos”. Na początku lat 80. grupa literatów i krytyków rozpoczęła prezentowanie pisma w całości wygłaszanego lub czytanego przez autorów. Spotkania „NaGłosu” odbywały się w siedzibie Klubu Inteligencji Katolickiej przy ul. Siennej, przyciągały tłumy publiczności i stały się głośne w całej Polsce. Swoje teksty wygłaszali tam m.in. Wisława Szymborska, Julia Hartwig, Ryszard Krynicki, Artur Międzyrzecki, Jan Błoński i Jerzy Pilch. Zjadliwe felietony tego ostatniego o dziełach popierających władzę literatów (Romana Bratnego, Władysława Machejka, Jana Dobraczyńskiego i innych) cieszyły się wielką popularnością.

Przy tej okazji autor przytacza taką oto anegdotę. Po „NaGłosowych” spotkaniach odbywały się bankiety urządzane w prywatnych mieszkaniach. Ich uczestnikiem był m.in. prof. Stanisław Balbus, polonista, znawca wersyfikacji. Którejś nocy profesor wracał z bankietu w stanie mocno wskazującym na spożycie. Na ul. św. Gertrudy znalazł się na torach tramwajowych i przewrócił, a wtedy nieszczęśliwie najechał na niego tramwaj nr 7.

Profesor znalazł się pod jednym z wozów, nie wiadomo w jakim stanie i z jakimi uszkodzeniami. Sprowadzono dźwig, który miał podnieść wagon, aby dało się wydobyć rannego. Podnoszenie trwało pół nocy, ale wreszcie się udało. Wtedy jednak prof. Balbus się ocknął, wstał, a następnie cały i zdrowy ruszył w kierunku domu. Gdy opowieść tę usłyszała Agnieszka Osiecka, napisała tekst pt. „Ballada o uczonym Balbusie i przejeżdżającym tramwaju”…

Najlepszy tekst numeru

Po ukończeniu studiów Jerzy Pilch podjął pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jak się okazało praca dydaktyczna i naukowa nie była jego powołaniem i po upływie czasu wyznaczonego na napisanie doktoratu (a nawet dłuższym…) został usunięty z uczelni. Imał się wtedy różnych zajęć: porządkował bibliotekę w parafii ewangelickiej na ul. Grodzkiej, pisał recenzje wewnętrzne w Wydawnictwie Literackim, był sprzedawcą w galerii Andrzeja Mleczki (podobno najgorszym), a wreszcie pod koniec lat 80. trafił do redakcji „Tygodnika Powszechnego”.

Spędził tam dziesięć lat i były to dlań lata ze wszech miar korzystne. „Obracałem się wśród ludzi bardzo inteligentnych, cieszę się, że mogłem grać w drużynie Jerzego Turowicza. Inteligentni katolicy - gatunek obecnie niewystępujący na ziemiach polskich, no, chyba że w Krakowie” - wspomina autor.

Zdradza też, że ówczesny redaktor naczelny „Tygodnika”, Jerzy Turowicz, wielokrotnie na zebraniach redakcyjnych wygłaszał formułę: „Najlepszy tekst w numerze - felieton Jerzego Pilcha”. A taką oto - jak zawsze oryginalną - opinię o felietonowej twórczości pisarza w „Tygodniku” wydał ks. Józef Tichner: „Wy mi się - kalwinie czy lutrze - coraz bardziej, k...a, podobacie w tych felietonach”.

Borowikowa u noblistki

Nie sposób mówić o krakowskich latach Jerzego Pilcha bez wzmianki o jego piłkarskich pasjach, a zwłaszcza o ukochanej Cracovii. Po raz pierwszy na jej mecz trafił zanim ukończył 10 lat i zanim rodzina przeniosła się do Krakowa. W tamtych czasach chodziło się na wszystkie mecze, a także na treningi. „Cracovia miała drewniane malownicze trybuny, dziwne spadziste dachy, zakamary, tunele - jakaś tajemnicza budowla, która przypominała oszańcowanie zamku średniowiecznego. W latach sześćdziesiątych ta część stadionu spłonęła, krążyła wersja, że to Cracovia spaliła własne trybuny, żeby dostać odszkodowanie. Gdyby budowla przetrwała, dziś byłby to chyba zabytek klasy zero” - mówi pisarz. Miłość do Cracovii - mimo jej licznych porażek - trwa w Jerzym Pilchu mocno do dziś.

Jeszcze inne ważne krakowskie doświadczenie Jerzego Pilcha to znajomość z Kornelem Filipowiczem, prozaikiem i poetą. Filipowicz był jedynym pisarzem, do którego nasz bohater zanosił swoje próby literackie. Filipowicz imponował młodemu Pilchowi swoim wyglądem, mieszkaniem, zawalonym różnymi tajemniczymi przedmiotami biurkiem, palonymi nałogowo papierosami, no i twórczością. Był dla młodego człowieka archetypem pisarza.

Pilch bywał w również w mieszkaniu noblistki Wisławy Szymborskiej (nota bene partnerki Kornela). Wisława i Kornel wyjeżdżali w latach 80. na Zachód i przywozili stamtąd rozmaite rzeczy, których nie było w Polsce. Były wśród nich zupy w proszku, które Szymborska podawała na organizowanych u siebie przyjęciach. „Gospodyni jako poczęstunek podawała wrzątek w wazie i na tacy ułożone zupki w proszku, na nich niemieckie napisy: borowikowa, jarzynowa, barszcz itd. Byliśmy na to łakomi, czekaliśmy na to. Brało się zupkę, zalewało się wrzątkiem i ze smakiem popijało jarzynową na przyjęciu u noblistki. In spe, bo in spe, ale zawsze!” - opowiada pisarz.

Co ciekawe w książce Pilch prawie zupełnie nie porusza kwestii związanych z krakowskimi lokalami, których - co wiadomo skądinąd - był częstym bywalcem.

Wspomina wprawdzie o piciu i związanej z nim chorobie alkoholowej, ale kwestia lokali pozostała w wywiadzie nieporuszona. A przecież, jak napisał młody krakowski literat Sławomir Łuczak w jednej ze swoich książek: „Jerzy Pilch jest naszym alkoholowym mentorem, mimo iż nie siedzi już w >>Zwisie<<, jak pieszczotliwie tytułujemy >>Vis a vis<<; jest Williamem Burroughsem naszego pokolenia (…). Jerzy Pilch i morze alkoholu wypite przez niego w krakowskich knajpach…”. Może to temat na kolejną rozmowę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski