Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków ma swojego smoka, a Nowa Huta mogłaby mieć kotka Włodka

Ryszard Kozik
Iwona Gierłach z kotkiem Włodkiem
Iwona Gierłach z kotkiem Włodkiem Fot. Joanna Urbaniec
Inicjatywy. Iwona Gierłach stworzyła pozytywnego, czworonożnego bohatera Nowej Huty i wiąże z nim wielkie plany. Sympatyczny, mruczący futrzak ma promować tę dzielnicę - opowiadać o jej historii, oprowadzać po niej. Być może bajka o Włodku ukaże się jeszcze przed wakacjami

Iwona Gierłach twierdzi, że jest półkrwi nowohucianką. - Mój tata urodził się i mieszkał w Nowej Hucie, dopóki nie poznał mamy i nie wyjechał za nią na Lubelszczyznę - opowiada.

Huta od zawsze była dla niej wyjątkowa, bo stąd był tata i mieszkała tutaj „babcia odbiegająca od kanonów”. Nie nosiła chustki, chodziła w spodniach na kant, no i zabierała Iwonę na basen: - Moja druga babcia pewnie basenu na __oczy nie widziała.

Pani Iwona bardzo lubiła spędzać w Nowej Hucie wakacje i ferie - ona, z prowincji w wielkim mieście. A dookoła tyle fascynujących rzeczy. Nic dziwnego, że w końcu tutaj zamieszkała. Przyjechała do Krakowa na studia i już została.

- Jako studentka mieszkałam w różnych dzielnicach, ale jak z przyszłym mężem szukaliśmy mieszkania, to dla mnie było oczywiste, że wybiorę Nową Hutę. Wiedziałam, że nie ma lepszego miejsca do życia - podkreśla Iwona Gierłach.

Wszystko zaczęło się od pisania wierszy

Poszła na polonistykę (bo przecież „nauczycielka to dobry zawód”), ale szybko się jej na tych studiach zrobiło „za ciasno”, więc dołożyła jeszcze dziennikarstwo. Potem było jeszcze zarządzanie zasobami ludzkimi i przedsiębiorstwem, praca w biurze konstruktorskim (zaczynała w dziale handlowym, kończyła jako kierownik) oraz prezesowanie spółce wykonującej badania dla przemysłu ciężkiego.

-__ Były nadgodziny, wyjazdy, zmęczenie - opowiada. Miała już wtedy jedno dziecko i kiedy ponownie zaszła w ciążę, postanowiła coś w życiu zmienić. -_ Chciałam być bardziej dla dzieci. W międzyczasie skończyłam szkołę trenerów i dziś jestem głównie tzw. coachem - _tłumaczy.

- Doktorat jeszcze robię z filozofii, u __profesora Gadacza - dorzuca. - A w liceum pisałam wiersze. _Nie mówi tego przypadkiem. -_ To właśnie artystka pobudziła podczas sesji coachingowej moją inwencję twórczą - przyznaje.

I cierpliwie tłumaczy, że coach wspiera indywidualny potencjał tkwiący w człowieku - przede wszystkim zadaje pytania, pobudza do działania, pomaga stworzyć plan, odnaleźć się w rzeczywistości. A praca z artystami ma swoją specyfikę - oni bardzo dużo opowiadają.

Zwykle coach przede wszystkim słucha i pyta, czasem jednak zdarza mu się podczas sesji pomyśleć też o sobie. I tak się właśnie stało. - Malarka z Wrocławia opowiadała mi o wystawie, którą właśnie zamierzała zrealizować - o ekspresji twórczej, „łasce pańskiej”, która spływa na nią -_ że odrywa się wtedy od rzeczywistości, że obraz do niej przemawia… Przypomniałam sobie, jaką frajdę sprawiało mi pisanie wierszy -___opowiada pani Iwona.

To wtedy przyszedł do niej kotek. A raczej wtedy wszystko ułożyło się jej w głowie w spójną całość. Bo kotek Włodek przychodził do niej już wcześniej. Przede wszystkim wtedy, gdy wspominała swojego tatę, który zmarł, gdy miała zaledwie 15 lat.

- Długo nie byłam na tyle dojrzała, żeby myśleć o nim. Jednak kiedy wszystko sobie w końcu poukładałam, postanowiłam oddać mu hołd - zdradza kobieta.

Kotek ma po tacie Iwony imię, zielone oczy, no i jak on lubi chodzić własnymi ścieżkami. - Mój tata nie był typowy. Długo chorował, niektóre formy aktywności były mu więc obce. Ale jeździliśmy razem do lasu na jagody, grzyby. Bardzo dużo też czytał. Był wysoki, szczupły i __miał zielone oczy. Takie same mam ja, moja siostra, moje dzieci.

Włodzimierz to oczywiście także imię Lenina, którego pomnik stał na placu Centralnym. Pani Iwona się przed skojarzeniem z „niechlubnym bohaterem Huty” nie uchyla. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby w tym samym miejscu stanął pomnik jej kotka. Bo plany ma wielkie.

W ich centrum jest bajka o Włodku. - To nie jest zwykły kot. Pojawia się nie wiadomo skąd i odchodzi nie wiadomo dokąd. Jest trochę kosmiczny. Ma do wykonania misję: ratuje wujka dzieci, które znajdują go na placu Centralnym, przed wypadkiem, który się wydarza na kombinacie - streszcza pani Iwona.

Książka to za mało, ludzie muszą poznać kotka

Długo szukała kogoś, kto narysuje kotka, którego ma w głowie. Czemu sama tego nie zrobiła? - Bo mam dwie prawe ręce - przyznaje z uśmiechem Iwona Gierłach, która jest leworęczna.

-_ Malarka, która mnie natchnęła do pracy nad kotkiem, kiedy jej o tym opowiedziałam, wzruszyła się i obiecała go namalować. Ale to nie był mój Włodek. Kolejne dwa też go nie przypominały. Dopiero kiedy bardzo okrężną drogą trafiłam na mieszkającą po drugiej stronie placu Centralnego Joannę Styrylską, wszystko spasowało -___wspomina.

Od razu złapały świetny kontakt. Mają wiele wspólnego, na przykład… po dwoje dzieci. - Włodka narysowała tak, jak go widziałam w mojej głowie. I nie chodzi tylko o postać, ale o koncepcję całości, o detale. Szukałam po całym świecie, a znalazłam na __własnym podwórku.

Pani Iwona podkreśla, że kotek powstał z potrzeby serca, z jej poetyckiej natury, ale gdy się tylko pojawił, włączyły się trybiki bizneswoman: - Zaczęłam myśleć, że musi zaistnieć, zafunkcjonować w życiu społeczeństwa, że książka to za mało, że musi być mapa jego wędrówek (dla dzieci i dorosłych), że nie wystarczy, żeby był znany tylko lokalnie…

Wszystko już sobie poukładała: że będzie mapa, że pod Stylową stanie miseczka Włodka z wodą, że będzie mruczący kasztanowiec ze stosowną tabliczką i jeszcze odcisk kociej łapy w betonie, a może nawet pomnik Włodka. Do tego oczywiście breloczki, koszulki i maskotki. Pierwszą wersję przyniosła na spotkanie. - Musi być chudszy - stwierdza kategorycznie.

- Wiem, że to wszystko wymaga współpracy z władzami, z instytucjami, a to nie zawsze bywa łatwe. Ale przecież jeśli nawet pomnik Włodka nie stanie na alei Róż, to może na przykład przed __Nowohuckim Centrum Kultury? Skoro stoją tam już muchomory… - mówi pani Iwona.

Po co to wszystko? -_ Kiedy przyjechałam na __studia, byłam bardzo zdziwiona, że Nowa Huta jest tak źle postrzegana. Chciałabym, żeby moje dzieci były dumne, że tutaj mieszkają - _opowiada.

Dlaczego akurat kot ma ocieplać wizerunek dzielnicy? -_ A dlaczego nie? W końcu jest miejska legenda opowiadająca o kotach, które sikały na pomnik Lenina, bo ludzie oblewali go walerianą -___śmieje się.

Włodek pokaże Nową Hutę dzieciom

Już poważniej pani Iwona tłumaczy, że nigdy nie było kogoś, kto pokazałby Nową Hutę dzieciom. Dorosłych oprowadza się zazwyczaj, opowiadając górnolotnie i z zadęciem o polityce, architekturze. A dzieci chciałyby wiedzieć na przykład, czemu bramy są takie szerokie, a mury takie grube?

A czemu? -__ Żeby czołg przejechał albo żeby podczas ewentualnej strzelaniny czuć się bezpieczniej - odpowiada.

Kot do snucia takich opowieści wydaje się być bohaterem idealnym. - Koty są inteligentne, przebiegłe, niezależne. A mój jest wyjątkowy: z jednej strony jest beztroskim kotem, który goni za gołębiami i grzeje się w słońcu, a z drugiej strony ma misję do wykonania. Jeśli coś mnie z nim łączy, to właśnie ta dwoistość natury, którą mam w sobie - jestem humanistką, a jednocześnie kobietą biznesu.

Figurki, książki i pamiątkowe zdjęcia

Podobno dwa duże wydawnictwa zainteresowały się Włodkiem, ale pani Iwona nie chce go oddawać. - Dostałabym kilka tysięcy i miała kotka z głowy. Ale on wpadłby w machinę pomiędzy tysiące wydawanych co roku książek - wyjaśnia. - A mi wcale nie zależy na tym, by trafił do __Empiku.

Chce, żeby mieszkał w Nowej Hucie i miał tu swój świat. Trochę jak Koziołek Matołek w Pacanowie, gdzie można kupić książkę, figurkę, zrobić sobie z nim zdjęcie.

Pani Iwona szuka wspólników do kociego interesu. Owszem, mogłaby sama sfinansować książeczkę, ale wolałaby znaleźć sponsorów. Jeśli się to uda, bajka ukaże się jeszcze przed wakacjami. - Włodek się podoba i właściwie wszystkie instytucje kultury, do których zwróciłam się z propozycją współpracy, chcą kotka wspierać. A __ja chcę się nim dzielić - podkreśla pani Iwona.

Przyznaje jednak, że nie wszystkim się pomysł podoba: - Usłyszałam: „Jak to? Taki kotek miałby być pozytywnym bohaterem Nowej Huty?”. Ja uważam, że skoro Kraków ma swojego smoka wawelskiego, to czemu niby Nowa Huta nie ma mieć kotka Włodka?

Ci mieszkańcy, którzy go już poznali, zaczynają się powoli z nim utożsamiać. „Odczep się od naszego kotka” - przeczytał na kocim fanpage’u jeden z włodkosceptyków.

Pani Iwona zapewnia, że zawsze wszystko doprowadza do końca i że tak samo będzie z kotkiem. - Jak zdecydowałam, że zaczynam, to nie ma zmiłuj. Wierzę we Włodka, mocno się pod nim podpisuję. A moje dzieci bardzo go lubią. Syn ostatnio zapytał: „Mamo, a __jak on już będzie sławny, to będę miał własnego, ale takiego prawdziwego?”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski