Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków na bombie i pod napięciem. Kto uczciwie zbada sieć... powiązań

Zbigniew Bartuś
W centrum Krakowa, w rejonie ulic Sławkowskiej i Tomasza, tyka bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć. Trzeba ją jak najszybciej rozbroić. Tak wynika z opracowań ekspertów, które powstały w tym roku i zostały opatrzone budzącymi respekt pieczątkami.

Scenariusz dramatu miałby być taki: w liczącej ćwierć wieku stacji transformatorowej na zapleczu zabytkowego pięciogwiazdkowego hotelu dochodzi do zwarcia. Od iskry wybucha pożar i zapala olej, którym (od stu lat) izoluje się transformatory. Kiedy parę lat temu wybuchł olejowy transformator w płockim Orlenie, łunę było widać z odległości wielu kilometrów.

Wprawdzie tamto urządzenie było dużo większe, pracowało w stacji wysokiego napięcia; te przy krakowskim Rynku są sercem stacji średniego napięcia i mają wielkość ledwie ciężarówki. Ale – jak twierdzą fachowcy – nawet w takich stosunkowo małych urządzeniach olej pali się długo i uciążliwie, a płomienie mogą sięgnąć kilku metrów. To wystarczy, by zajęła się od nich nieprzepisowo drewniana więźba dachowa i… Lepiej nie myśleć! Tym bardziej, że budynek stacji przylega do mieszkań – a jego ściany nie są ogniochronne. A dookoła mamy gęstą śródmiejską zabudowę.

Z opinii ekspertów wynika, że zagrożenie jest realne, więc feralna stacja trafo „winna ulec natychmiastowej likwidacji”. Na samym dole pierwszej opinii – z 31 marca 2014 roku – widnieje pieczęć i podpis inż. Marii Zastawny, doświadczonej i szanowanej szefowej Ośrodka Rzeczoznawstwa Stowarzyszenia Elektryków Polskich (SEP) w Krakowie.

Wprawdzie niespełna miesiąc po wystawieniu dokumentu pani dyrektor uznała go za „przekazany przedwcześnie” – i od tego czasu domaga się jego zwrotu; co więcej – dr inż. Jan Strzałka, zasłużony prezes krakowskiego oddziału SEP, autorytet w branży, przekonuje, że „wnioski zawarte w opracowaniu są bezpodstawne i bzdurne”, ale…

Mleko się rozlało. Opracowanie wyciekło na zewnątrz i badane jest w tej chwili przez: Urząd Regulacji Energetyki, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, krakowski nadzór budowlany oraz prokuraturę i sądy.

Bomba w górę
Transformatorów olejowych, jak te w rejonie Rynku, jest w Polsce kilkaset tysięcy. – _Są one od stu lat stosowane na całym świecie w stacjach wysokiego i średniego napięcia _– wyjaśnia dr hab. Paweł Zydroń, kierownik Katedry Elektrotechniki i Elektroenergetyki AGH. – Oczywiście i w tej dziedzinie jest postęp, np. zastępuje się dziś oleje mineralne olejami syntetycznymi, które mają wyższą temperaturę zapłonu, zapewniając większe bezpieczeństwo. W tym samym celu stosuje się też lepsze urządzenia zapobiegające przepięciom czy skutkom przeciążenia. Ale generalnie idea działania tego typu sprzętu jest od lat podobna.

Trudno w Polsce o zbiorcze dane dotyczące pożarów transformatorów i ich skutków, ale w Europie Zachodniej poważnym awariom, w tym pożarom, ulega około 1 proc. takich urządzeń, a w USA – o czym z niepokojem raportował niedawno odpowiednik naszego URE – odsetek ów wzrósł ostatnio do 2 procent. Powód? Zaawansowany wiek sieci energetycznych, w tym transformatorów, przekraczający już średnio 40 lat oraz – spowodowany kryzysowymi oszczędnościami – brak przeglądów i konserwacji.

Paweł Zydroń zastrzega, że „dotrzymanie reżimu przeglądów” to podstawa bezpieczeństwa. Na terenie południowej Polski obowiązek ten spoczywa na spółce Tauron Dystrybucja, która obsługuje 5,3 mln klientów i zawiaduje jedną czwartą krajowej sieci linii energetycznych (258 tys. km, czyli 6,5 równika!), przyłączy, oświetlenia drogowego, stacji oraz transformatorów rozdzielczych. Tych ostatnich jest 56 tys. , a prawie wszystkie olejowe. Bez odpowiedniego nadzoru i przewidzianych przepisami przeglądów właściwie każdy z nich może się zmienić w tykającą bombę.

Spółka Tauron Dystrybucja zatrudnia ok. 10 tys. pracowników. Podobnie jak w całym koncernie, załoga topnieje. – Przyjęć nie ma od 5 lat, są za to zachęty do dobrowolnych odejść. Żeby obniżyć koszty – irytuje się Andrzej Pawlik, szef „S” w krakowskim Tauronie.

–Mnie też się nie podoba zmniejszanie obsady w energetyce. Stan techniczny sieci ulega przecież pogorszeniu i musi być odpowiednia liczba ludzi do obsługi. A mogą być z tym problemy – przyznaje Jan Strzałka.

Sam Tauron Dystrybucja zapewnia, że nad wszystkim znakomicie panuje, a wszelkie urządzenia są na bieżąco doglądane, konserwowane i modernizowane – zgodnie z wymogami prawa i najwyższymi standardami bezpieczeństwa. „Dotyczy to, oczywiście, również transformatorów w rejonie Rynku.”

Dwoma transformatorami o mocy 630 kVA brzęczącymi w stacji ukrytej w podwórzu hotelu na Starym Mieście zapewne nikt by się nie zainteresował – może poza hotelowymi gośćmi, którym bzyczenie zakłóca sen. Ale w połowie minionej dekady właściciele pięciogwiazdkowca postanowili go rozbudować . Projektanci stanęli na podwórku i od razu zauważyli wielką stację trafo.

Budynek stacji, wymurowany przez właścicieli hotelu w latach 80. minionego stulecia, a potem oddany energetyce, ma kilka metrów wysokości i wypełnia całą przestrzeń między sąsiednimi kamienicami. Ile może być tutaj warta taka powierzchnia – zważywszy, że hotel chce postawić pięć nowych kondygnacji? Katarzyna Mazur z działającej przy Sławkowskiej agencji Leach and Lang szacuje, że za sam grunt trzeba by zapłacić jakieś 2 mln zł.

Zawiadujący hotelem dyrektor M. usłyszał od fachowców, że wielkie transformatory olejowe można dziś zastąpić cztery razy mniejszymi i bezpieczniejszymi – i umieścić w dobrze wentylowanym pomieszczeniu pod ziemią. Gdyby obecny budynek stacji zniknął, hotel mógłby zająć wolną przestrzeń.
W 2011 roku dyrektorowi M. udało się dostać pozwolenie na rozbudowę. Niezbędne do tego było uzgodnienie przenosin trafo z władzami Tauronu i wydanie przez TD warunków przyłączenia. Warunki takie Tauron wydał i inwestycja miała ruszyć lada moment. Stronom nie udało się jednak dogadać w zasadniczej kwestii: energetycy chcieli, by właściciel hotelu przyznał im tzw. służebność przesyłu, czyli w praktyce nieograniczony dostęp do pomieszczeń stacji oraz kabli.

– Nie rozumiem, czemu Tauron Dystrybucja z pozycji monopolisty wymusza na wszystkich klientach służebność na zasadzie: albo się zgodzisz, albo nie masz prądu – mówi dyrektor M. Zamiast służebności zaproponował energetykom przedłużenie dzierżawy terenu na korzystniejszych niż dotąd warunkach, a także pokrycie kosztów robocizny i materiałów służących do przygotowania pomieszczeń pod nową stację.

M. zwraca uwagę, że Tauron już raz, w roku 2004, zawarł z hotelem umowę dzierżawy – dotyczyła budynku, w którym do dziś bzyczy stacja trafo. Obowiązywała do końca zeszłego roku. Ponieważ strony się nie dogadały, od tego czasu energetyka korzysta z terenu bezumownie.

Ewa Groń, rzeczniczka prasowa krakowskiego oddziału Tauronu Dystrybucji, wyjaśnia, że w 2008 r. Sejm wprowadził do Kodeksu cywilnego pojęcie służebności przesyłu i od tego czasu „jest to powszechnie stosowana metoda regulacji prawnej terenu w sektorze energetycznym”. Służebność jest dla Tauronu korzystniejsza, bo trwale reguluje sytuację prawną i kwestię dostępu do stacji trafo, a poza tym – koszty ponoszone w związku z tym przez energetykę „oparte są na zasadach rynkowych” (stawki opłat dla właścicieli gruntu ustalają niezależni rzeczoznawcy majątkowi).

– Najem i dzierżawa obiektów nie zapewniają stabilności prawnej i finansowej oraz mogą prowadzić do żądań przez właściciela większych niż rynkowe opłaty – tłumaczy rzeczniczka. W opinii Tauronu, dyrektor M. życzył sobie za dzierżawę słono, czego spółka nie mogła zaakceptować, gdyż uległość w tym zakresie przełożyłaby się na ceny energii oferowanej odbiorcom. – W dodatku musimy pamiętać, że opisywana tu stacja zasila wielu klientów, o których bezpieczeństwo energetyczne jesteśmy zobowiązani dbać – kwituje Ewa Groń.

Obie strony do dziś upierają się przy swoim. Tauron wniósł do sądu pozew o ustanowienie służebności. Na czas procesu, który zapewne potrwa lata, sąd (na razie nieprawomocnie) zgodził się na nieskrępowany dostęp pracowników TD do spornej stacji. Z kolei dyrektor M. wniósł do sądu pozew o eksmisję energetyki i likwidację stacji. Tłumaczy, że jej dalsze funkcjonowanie w tym miejscu uniemożliwia zaplanowaną z dawna inwestycję i naraża hotel na wielomilionowe straty.

Byłoby to wszystko wielce banalne – ot, spór, jakich wiele – gdyby na polu boju nie pojawili się eksperci z branży elektrycznej. Jeden z nich zauważył na kłódce strzegącej wejścia do trafo „potężną dozę rdzy i mchu”. Jego zdaniem, może to świadczyć o tym, że do stacji „nikt od lat nie zaglądał”. Co „oznaczałoby kryminał”, bo stację trzeba – zgodnie z przepisami , by nie narażać mieszkańców na wybuch i pożar – przeglądać i konserwować. Czego – ciągnął znawca – nikt w Polsce nie robi. – Energetycy, których jest za mało, biegają tylko do awarii, jak klient wezwie – stwierdził. I poradził dyrektorowi M. wynajęcie biegłego rzeczoznawcy, który przyjrzy się stanowi spornej stacji. A nuż coś znajdzie?

Dyrektor M. wyciągnął z szafy księgi wejść i wyjść z hotelu. Nie znalazł w nich ani śladu wizyt energetyków. A jego zdaniem – powinny być, bo nikt obcy nie ma szansy wśliznąć się na teren obiektu. Nawet kot. A co dopiero elektryk z urządzeniami do pomiarów/konserwacji. W teczkach z korespondencją dyrektor nie znalazł również jakichkolwiek pism od Tauronu informujących o wyłączeniach prądu – w związku z przeglądami lub konserwacją. Powiedział o tym ekspertowi.

– Czyli tyka wam tu bomba – zażartował (?) fachowiec.

Listy do M.
Osoby uprawnione do sporządzania ekspertyz skupione są w działającym od 95 lat w Krakowie oddziale SEP, a konkretnie – w tutejszym Ośrodku Rzeczoznawstwa SEP. Ośrodkiem kieruje Maria Zastawny, sekretarz małopolskiego oddziału SEP.

– Poprosiłem Ośrodek o ekspertyzę. Przysłali mi mgr. inż. Macieja Mickowskiego, „specjalistę z zakresu energoelektryka”. Wydana przezeń opinia mocno mnie zaniepokoiła – opowiada dyrektor M.

Po obejrzeniu stacji rzeczoznawca, opierając się na wielu przepisach oraz książkach, autorstwa m.in. Jana Strzałki, prezesa krakowskiego SEP, ustalił, że trafo stwarza „zagrożenie pożarowe dla hotelu i okolicy” (przy czym „utrudniony jest dostęp służb ratowniczych”). Stwierdził też „brak szczególnego nadzoru nad eksploatacją stacji”. Wniosek: „stacja użytkowana bezumownie przez Tauron Dystrybucja w aktualnej lokalizacji jako stwarzająca zagrożenie wskutek niespełnienia obowiązujących norm i przepisów powinna ulec natychmiastowej likwidacji”.

Z tą opinią – zatwierdzoną, jako się rzekło, przez dyrektor Marię Zastawny – szef hotelu udał się do Tauronu Dystrybucji, a potem także do URE i nadzoru budowlanego – żądając „natychmiastowej likwidacji” trafo. 28 kwietnia otrzymał jednak pismo sygnowane przez dyr. Marię Zastawny – z prośbą o zwrot opinii. Powód? „Ekspertyza została przekazana przedwcześnie, bez akceptacji Weryfikatora”, a konkretnie Jana Strzałki. Pani dyrektor zwróciła uwagę, że inż. Mickowski „nie ma uprawnień do wykonywania ekspertyz w dziale instalacje i urządzenia elektryczne”.

– Argument zabawny, bo SEP sam do mnie wysłał tego eksperta – komentuje dyrektor M. I choć SEP niedawno zwrócił mu pieniądze za feralną ekspertyzę – opinii oddać nie zamierza. Nie zrobi tego, mimo że we wspomnianym wniosku o zwrot opinii Maria Zastawny tłumaczy w 14 punktach, dlaczego ekspertyza Mickowskiego jest bez sensu.

Przede wszystkim rzeczoznawca gołosłownie – jej zdaniem – stwierdził, że transformatory nie są przez nikogo doglądane – nie poprosił Tauronu Dystrybucji o dokumenty świadczące o regularnych przeglądach, ani nawet o wyjaśnienia. Bezpodstawne są również, według pani dyrektor, ustalenia Mickowskiego dotyczące rzekomych zagrożeń. Zatem: „jako całkowicie błędny należy uznać wniosek końcowy (…) wskazujący na potrzebę natychmiastowej likwidacji stacji”.

Dyrektor M. pewnie by odetchnął (a wraz z nim pół niezagrożonego już pożarem i wybuchem Starego Miasta), ale dowiedział się „z wiarygodnych źródeł”, że „inż. Mickowski, z inicjatywy ludzi związanych z Tauronem”, stanąć miał przed sądem koleżeńskim – i „od czasu sporządzenia feralnej opinii nie otrzymuje z SEP żadnych zleceń”. W sprawie owej opinii interweniować miał wiceprezes SEP, Andrzej Ziarkowski. Na co dzień dyrektor krakowskiego oddziału Tauronu. – Jak inaczej tłumaczyć całe to „transformers po krakowsku”, czyli totalną zmianę opinii SEP na temat stanu spornej stacji? – pyta M.
Prezes oddziału SEP, Jan Strzałka, gwałtownie zaprzecza, by doszło do jakichkolwiek nacisków. – To ja sam zauważyłem, że feralna opinia nie spełnia podstawowych wymogów i w żadnym wypadku nie powinna być wydana. Według mnie są tam popisane wierutne bzdury. Ja również zwróciłem się do odpowiednich organów SEP o wyciągnięcie konsekwencji wobec koleżanki Zastawny i kolegi Mickowskiego. Fakt, że Tauron jest członkiem wspierającym SEP nie ma tu nic do rzeczy. Podobnie jak to, że ja wykonuję dla Tauronu ekspertyzy, albo prowadzę płatne szkolenia – zapewnia dr Strzałka. Przy okazji przyznaje, że to on sformułował 14 zastrzeżeń do opinii Mickowskiego, pod którymi – w liście do M. – podpisała się Maria Zastawny.

Ewa Groń wyjaśnia, że Tauron Dystrybucja nie miesza się do sporu niezależnych ekspertów. – Postępowania w tej sprawie toczą się obecnie przed Urzędem Regulacji Energetyki i w sądzie. Te niezależne instytucje rozstrzygną, czyje argumenty w sporze o posadowienie stacji są zasadne – mówi rzeczniczka. W sądzie wystąpią zapewne biegli – w SEP jest ich wielu. Do wziętych należy, ze zrozumiałych względów, dr inż. Jan Strzałka.

Jeśli chodzi o feralną stację trafo, Ewa Groń zapewnia, że „jej ściany, jak i strop posiadają odpowiednią, wymaganą klasę odporności ogniowej, co zabezpiecza w sposób wystarczający ochronę ogniową”. _– _Zgodnie z przyjętymi standardami, okres użytkowania tego typu stacji wynosi 42 lata, co jest wielkością uzgodnioną przez Urząd Regulacji Energetyki. Zatem nieuzasadnione ekonomicznie ani technologicznie byłoby modernizowanie tej stacji w okresie wcześniejszym, w sytuacji jej sprawnego i niezagrażającego bezpieczeństwu działania__– podkreśla Ewa Groń. Zapewnia przy tym, że jej firma przeprowadza przeglądy wszystkich stacji „zgodnie z zasadami eksploatacji, w okresach pięcioletnich.”

Z dokumentów Tauronu wynika, że „ostatni przegląd wraz z pomiarami spornej stacji został wykonany w lipcu 2010 roku w technologii prac pod napięciem, co oznacza, że stacja nie była wyłączana spod napięcia na czas przeglądu i pomiarów i wszystkim odbiorcom zapewniono ciągłość zasilania”. – Zakres przeglądu został udokumentowany i przedstawiony odpowiednim organom – podkreśla Ewa Groń.

Dyrektor M. powątpiewa w prawdziwość owych dokumentów. Zwraca uwagę na datę figurującą w nagłówku przywołanego „przeglądu”: 20 czerwca 2010. – To była niedziela – mówi. Sam przegląd miał się odbyć 1 lipca. – Nie ma śladu w naszych księgach, nikt niczego nie widział.

Ewa Groń odpowiada, że na mocy umowy dzierżawy elektrycy mieli nieograniczony dostęp do urządzeń.

– Powtarzam: to niemożliwe, by przez hotel przemknął ktoś niezauważony – upiera się M. W interwencjach słanych do wielu instytucji przez jego pełnomocniczkę pojawiają się zarzuty, że: energetycy w ogóle nie doglądają starzejących się urządzeń, ani ich nie modernizują, zaś kiedy ktoś to zauważa i próbuje z tym walczyć w imię bezpieczeństwa ludzi i mienia – po stronie potężnych państwowych monopolistów stają eksperci. – Którzy siedzą w kieszeni energetyków – oskarża M.

By wyjść poza lokalną sieć uwikłań, o przygotowanie opinii na temat bezpieczeństwa spornej stacji poprosił dwóch kolejnych ekspertów: inż. Tadeusza Golonkę z Krakowa (ale spoza SEP) oraz… Izbę Rzeczoznawców SEP, tyle że w Olsztynie. Wnioski obu są jednoznaczne: „niebezpieczeństwo pożarowe stacji i hotelu jest znaczne”, dlatego „stacja powinna być wyłączona z eksploatacji”. I to „w trybie pilnym”! Bo jak nie – czarny scenariusz…

– To bzdury. Wątpię, czy koledzy z Olsztyna w ogóle widzieli tę stację – kwituje prezes Strzałka.

– Jako laik mogę się opierać wyłącznie na opiniach ekspertów – mówi dyrektor M.

Tylko których?

***

Większość energetycznych sieci przesyłowych w Polsce pochodzi z lat 70. i 80. minionego wieku. Poziom ich zużycia przekracza 70 proc. Mimo to w swym ostatnim raporcie NIK podkreśla, że w pięciu kontrolowanych latach (2009-2013) nie wystąpiła sytuacja, w której zagrożone byłoby bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej. Zagrożenie dostaw może się, zdaniem NIK, pojawić po 2015 roku, ale nie z powodu złego stanu sieci przesyłowych, tylko konieczności wyłączenia wielu przestarzałych bloków wytwarzających energię oraz ich remontów.

Według NIK, dzięki systematycznym pracom modernizacyjnym i konserwującym sieci przesyłowe są dziś w dobrym stanie. Pozwoliło to na podjęcie decyzji o wydłużeniu czasu ich sprawności z 40 do 70 lat. W Polsce średni wiek linii przesyłowych wynosił pod koniec 2012 roku niespełna 40 lat. To mniej niż np. w Szwajcarii (42 lata) czy w Niemczech (50 lat). Blisko połowa polskich linii przesyłowych miała ponad 40 lat, a większość pozostałych ponad 30 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski