Za moich czasów
Żeby nikt nie szwendał się po nocy, nie trzeba było ogłaszać godziny policyjnej - po prostu nie było dokąd wychodzić, spacerowanie po ciemnych ulicach też nie należało do przyjemności, chociaż, przyznać trzeba, zasadniczo było bezpieczniejsze niż dzisiaj.
Myślałam o tym w ostatni wieczór starego roku, kiedy parę godzin przed północą nie dało się już wejść do Rynku Głównego, a pobliskimi ulicami tam i z powrotem przetaczały się tłumy ludzi w różnym wieku. Szły całe rodziny z dzieciakami, grupy młodzieży i nobliwi staruszkowie. Był to oczywiście wieczór całkiem specyficzny, sylwestrowy, imprezowy, rozrywkowy, ale prawie tak samo bywa w weekendowe wieczory i całkiem "normalne" dni. W ścisłym centrum miasta - przed EMPiK-em tłumy młodzieży, "Adaś" znów oblężony, w kawiarniach i pubach ani szpilki wcisnąć. Ruch jak w biały dzień, tyle że dzięki coraz lepszemu oświetleniu, wszystko wygląda jeszcze efektowniej. Zwłaszcza teraz, kiedy świąteczne dekoracje dodają zabytkowym ulicom blasku. I dosłownie, i w przenośni. Miłe to dla oka, chociaż z natury oszczędni krakowianie zastanawiają się, czy nie lepiej byłoby wydać fundusze z miejskiej kasy na bardziej praktyczny cel: wykonanie oświetlenia na peryferyjnych uliczkach albo załatanie dziur w drogach niż na świecące anioły, dzwonki czy kule.
Ale malkontentów nigdy nie brakuje, podobnie jak i zbożnych celów, na które można by przeznaczyć pieniądze. Tak czy siak, o dzisiejszym Krakowie by night można już mówić bez cudzysłowu.
barbara rotter-stankiewicz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?