Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Rodzic zawodowy, ale kocha tak samo mocno

Piotr Ogórek
Piotr Ogórek
Małgorzata Staniszewska
Małgorzata Staniszewska Fot: Adam Wojnar/Polska Press
W Krakowie 535 dzieci żyje w rodzinach zastępczych. Te starają się im zapewnić normalny dom i życie. Tak jak od 10 lat robi to Małgorzata Staniszewska.

Jak czuje się pani z tytułem zawodowego rodzica? Mówi się często, że rodzic - zwłaszcza matka, to praca na cały etat, ale nikt tego nie traktuje jako zawód. Dla Pani to jest praca?
Na co dzień żadne z nas nie podchodzi do tego, jak do pracy-etatu rodzica. Na oficjalnych wydarzeniach, takich jak z okazji święta rodziny zastępczej, albo kiedy ktoś - tak jak Pan właśnie - mnie o to pyta, dopiero wtedy przypominam sobie, że to „zawodowe” rodzicielstwo. Nasz Kubuś skończy wkrótce 12 lat, z nami jest już od 10. Nie tylko przeze mnie, ale przez całą naszą rodzinę jest traktowany jak nasz biologiczny syn, wnuk i młodszy braciszek. Ciężko mówić mi więc o sobie, jak o zawodowym rodzicu. To trochę bezuczuciowe sformułowanie, a to naturalne, że w relacji z drugim człowiekiem - tym bardziej dzieckiem pojawiają się uczucia. Dla mnie Kuba jest kolejnym członkiem rodziny. To taki banalny frazes, ale mój mąż zawsze powtarza, że wszystkie dzieci są nasze.

Jak Kuba trafił do Was?
Moim marzeniem zawsze było, żeby pomóc jakiemuś dziecku, które nie miało tyle szczęścia, ile my mieliśmy w życiu, wychowując się w szczęśliwych i kochających rodzinach. To była trudna, wspólna decyzja, która się przeciągała, bo w międzyczasie przychodziły na świat nasze kolejne dzieci. W końcu jednak nadszedł ten właściwy moment, podjęliśmy ostateczną decyzję i zrobiliśmy z mężem kurs dla rodziców adopcyjnych. Panie z jednego z krakowskich pogotowi opiekuńczym przedstawiły nam małego chłopca. Poznaliśmy go, wzięliśmy do siebie i pokochaliśmy.

Ile państwo macie dzieci razem?
Mamy trójkę naszych biologicznych dzieci i Kubusia. Dla Kuby jesteśmy specjalistyczną rodziną zastępczą. Kuba jest dzieckiem bardzo chorym, ale przez te wszystkie lata wypracowaliśmy razem dużo. Nawet jeśli nigdy nie będzie w pełni zdrowy, to rośnie nam fajny facet.

W jakim wieku są dzieci?
Nasza najmłodsza córka - Emilka miała 7 lat, gdy trafił do nas Kubuś, teraz ma 17. Najstarsza córka ma obecnie 28 lat, syn 27. No i Kuba wkrótce skończy 12. Wszyscy mieszkamy razem. Jest niesamowicie. Mamy swoją enklawę.

Duża gromada. Pewnie jest wesoło, zwłaszcza na święta.
Tak, święta są zawsze wyjątkowe. Najstarsza córka wyszła za mąż, a syn zamieszkał z narzeczoną, więc od niedawna mamy w naszej gromadce jeszcze zięcia i przyszłą synową. Powiększyła nam się rodzina, ale dalej czujemy się jednością. Mieszka z nami też ciocia, mamy blisko babcie. Dużą mamy rodzinę, taką trochę włoską.

Czy tworzycie też rodzinę z innymi rodzinami zastępczymi?
Przyjaźnimy się i wspieramy. Co roku jeździmy na wspólne wyjazdy integracyjne z dzieciakami. Na początku miałam obawy, ale teraz już wiem, że ludzie, którzy decydują się na taką drogę w życiu, muszą mieć w sercu dużo miejsca. W ciężkich sytuacjach dzwonimy do siebie, wspieramy się, polecamy sobie lekarzy-specjalistów. Myślę, że bardzo ważne jest też wsparcie psychiczne, jakie sobie wzajemnie dajemy, bo sytuacje kryzysowe też się przecież zdarzają.

Jak wygląda wasz zwykły dzień? Wspomniała Pani o chorobach Kubusia.
Kiedy trafił do naszej rodziny, byliśmy poinformowani tylko o tym, że Kuba nie toleruje laktozy - to był dla nas drobiazg. Z czasem wyszło na jaw, że Kuba jest poważnie chory - ma alergię pokarmową eliminującą ogromną ilość produktów z jego menu, ma atopowe zapalenie skóry, astmę oskrzelową, do tego doszły zaburzenia zachowania, natręctwa, podejrzenie o autyzm - można by długo wyliczać. Kiedy do nas trafił lekarze zdiagnozowali, że Kuba ma w sercu taką „dziurę”, która jest niebezpieczna dla jego życia i którą trzeba będzie wkrótce operować. Ta „dziura”, ku zdziwieniu lekarza, zrosła się samoczynnie. Płakałam, kiedy dowiedziałam się o tym, bo obydwoje z mężem uznaliśmy to za znak, że nasza miłość uratuje to dziecko. Kuba jest ciężko chory, ale tak jak mówię, bardzo dużo wypracowaliśmy.

Staracie się zapewnić mu normalne życie.
Oczywiście. Dzięki szkole integracyjnej, do której zaczął uczęszczać w tym roku, Kuba ma możliwość bycia wśród zdrowych dzieciaków. Mam nadzieję, że dobrze to na niego wpłynie. U nas ma normalny rodzinny dom - rodziców, rodzeństwo, zabawy w ogródku, psa i kota. Kuba ma wsparcie całej naszej rodziny. Rano, przed wyjściem do szkoły dostaje zawsze „złotego” - czyli złotego całuska w czoło. To takie natręctwo, które przejęliśmy od Kuby wszyscy. Myślę, że siła tkwi w rodzinie. Każde dziecko musi ją mieć i czuć jej wsparcie, żeby mieć szansę normalnie funkcjonować w społeczeństwie.

Myśleliście kiedyś Państwo o byciu rodzicami dla kolejnego dziecka?
Tak, bardzo byśmy chcieli pomóc jeszcze jakiemuś dziecku. Również Kuba chętnie deklaruje pomoc w tej sprawie! Obecnie czekamy na decyzję Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

Czy wsparcie ze strony miasta dla rodziny zastępczej jest wystarczające?
Cieszę się, że to wsparcie jest. Czy wystarcza? Zależy od danego miesiąca, jak Kuba funkcjonuje w danym okresie czasu, ilu lekarzy odwiedzamy, w tym prywatnych, jak często gubi bluzy, które nieustannie kupujemy i obszywamy metkami z imieniem i nazwiskiem naszego syna.

ZOBACZ KONIECZNIE:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kraków. Rodzic zawodowy, ale kocha tak samo mocno - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski