Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków skrywa wiele mrocznych tajemnic

Rozmawiał Paweł Gzyl
Wampiry z Krakowa - Chupacabras ukrywają się przed słońcem
Wampiry z Krakowa - Chupacabras ukrywają się przed słońcem Fot. Bernadeta Strońska/Tomasz Bochenek
Rozmowa z WOJTKIEM „PAZUREM” PAZURKIEWICZEM, wokalistą krakowskiego zespołu Chupacabras, o jego nowej płycie - „DOM”.

- Skąd pomysł na płytę o mrocznych legendach miejskich związanych z Krakowem?

- Kiedy postanowiliśmy nagrać kolejny album, gitarzyści zaczęli przynosić nowe numery i szlifowaliśmy je na próbach. Przy piątym koledzy zaczęli się denerwować: „Stary, tu ciągle tylko jakieś mruczando jest, a kiedy będą teksty?” Tymczasem ja byłem w kropce. Znowu powinienem spisać swoje refleksje? Ale kogo interesują przemyślenia pięćdziesięcioletniego gościa? Tak się jednak złożyło, że akurat przeczytałem artykuł w gazecie o historii sprzed II wojny światowej, kiedy to w Krakowie gruchnęła plotka, że w szpitalu przy Kopernika urodził się... diabeł. Postanowiłem o tym napisać piosenkę. A potem pomyślałem, że takich opowieści na pewno jest w Krakowie więcej.

- Gdzie ich szukałeś?

- Zacząłem od internetu. Tam zostałem nakierowany na inne źródła. Dzięki temu trafiłem na numer „Dziennika Polskiego” z 1946 roku, w którym opisano przypadek „Ludojada” z osiedla Oficerskiego. Według plotek, mał on handlować ludzkim mięsem na ówczesnej Tandecie. Początkowo interesowały mnie fakty historyczne - ale potem zacząłem analizować plotki i legendy, jakie wokół nich w toku lat narosły. Bo w przypadku „Ludojada” wiadomo na pewno, że zabił dwie osoby - a potem legenda powiększyła tę liczbę do trzydziestu. Podobnie ze wspomnianym diabłem. Naprawdę urodziło się dziecko z przedłużoną kością ogonową - a salowa puściła w miasto plotkę, że z ogonem, potem ludzie dodali kopyta i rogi, no i zrobiła się zadyma.

- Jesteś z wykształcenia etnologiem: jakie są mechanizmy powstawania takich miejskich legend?

- Przyczyn jest kilka. Często dzieje się to ze zwykłej zazdrości albo ze strachu. Bo takie plotki dotyczą najczęściej osób wyłamujących się z reguł i norm rządzących daną społecznością. Ludzkie gadanie ma sprowadzić taką osobę na właściwą drogę lub ukarać ją za przenoszenie obcych wzorów. Podobne historie powstają również wtedy, kiedy jakaś społeczność dowiaduje się o pewnym wydarzeniu - a potem władze nagle wprowadzają embargo na informacje o nim. W miejsce faktów ludzie tworzą wówczas własne opowieści. Tu przykładem może być opowieść o zakonnicy Barbarze Ubryk, która w XIX wieku spędziła ponad 20 lat zamknięta w celi klasztoru Karmelitanek. Prawdopodobnie była nimfomanką. W końcu ktoś złożył donos - i sprawa wyszła na jaw. Przełożonej klasztoru jednak nie ukarano - wedle jej wyjaśnień, zarówno władze kościelne jak i świeckie zostały powiadomione o całej sytuacji i nakazano jej izolację mniszki.Jednak fakt bezkarności przełożonej zakonu ludność tłumaczyła sobie jej koneksjami a nawet romansem z kimś prominentnym, bodajże z Moniuszką.

- Dzisiaj też powstają takie opowieści w Krakowie?

- Oczywiście, że tak. Dodatkowo, obecnie internet jest znakomitym medium do ich rozpowszechniania, ewolucji i transformacji. Dobrym przykładem może być historia nawiedzonego domu domu przy Kosicickiej, o której też śpiewamy. Jest strona w necie, na której ludzie opisują to, co im się przydarzyło podczas odwiedzin tego miejsca. Kraków jest w tym kontekście szczególnym miejscem - bo ma długą historię, ale takie legendy powstają również w innych miastach.

- Która z tych historii, o których śpiewacie, zrobiła na Tobie największe wrażenie?

- Najbardziej makabryczna jest opowieść o Amonie Göthu. Był to hitlerowski komendant obozu w Płaszowie. W internecie można obejrzeć film z jego egzekucji, nakręcony w więzieniu na Montelupich tuż po wojnie. Widać na nim, że nie udaje się ona aż dwukrotnie - bo sznur jest o pół metra za długi. Umierał zatem trzy razy. To nie mogło być przypadkowe. Mało tego - wielu historyków twierdzi, że osoba, na której wykonywana jest egzekucja na tym filmie to nie Göth. Bo za oknem jest śnieg - a jego rzekomo powieszono w czerwcu. Do tego wieszany facet jest podobno innej zupełnie postury. Kim zatem był ten człowiek z filmu? A co się stało z Göthem?

- Skąd pomysł, by „Tango na wylot” zaśpiewał na płycie Marcin Świetlicki?

- Pan Marcin był już obecny na naszym pierwszym albumie. Na drugim, z przyczyn obiektywnych go zabrakło. Przyjaźnimy się, lubimy to, co robimy i pomagamy sobie nawzajem. Za to nasz gitarzysta, „Łańcuch”, zawsze chciał zrobić tango, bo jest wielkim fanem Republiki. Wreszcie miał ku temu okazję - i wtedy wpadliśmy na pomysł, aby Marcin je zinterpretował i napisał doń tekst. Tak też się stało.

- Płyta jest niezwykle starannie wydana. Warto było?

- Oczywiście. Było to kosztowne - ale wygląda imponująco. Całe opakowanie albumu z rozkładaną okładką i kartami w środku wymyślił Marcin „Farmer” Wierzchowski, który od początku zajmuje się wszystkimi graficznymi sprawami związanymi z Chupacabras. On wymyślił też nasze logo. Tym razem, kiedy gotowe były numery i teksty, dostał demo - i zaczął kombinować. Nasz bębniarz, „Mały”, zajmuje się z kolei poligrafią i zna się na rzeczy. W czasach, kiedy płyty można ściągnąć z internetu albo wypalić sobie samemu w domu, wartością dodaną jest wizualna atrakcyjnośc wydawnictwa. Taki jest „DOM” - pierwszy w historii Chupacabras concept-album.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski