Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków w szumie pawich piór

Andrzej Kozioł
Włodzimierz Tetmajer, Tańce w karczmie
Włodzimierz Tetmajer, Tańce w karczmie Archiwum
Korale i sukmany. Rynek okupowali bajecznie kolorowi przybysze z podkrakowskich wsi. Wiedeń zachwycał się Banderią krakusów. Drużbowie konno wjeżdżali do kawiarni

Wczasach mojego dzieciństwa jeszcze tu i ówdzie widziało się w Krakowie stroje ludowe. Kompletnym krakowskim ubiorem, z biczem korali na szyi, zadawała szyku żona ostatniego przewoźnika wiślanego, który za złotówkę przewoził płaskodenną łodzią mieszkańców Półwsia na prawy brzeg. Na co dzień szara, zwyczajna, w niedzielę, podczas mszy w kościele Norbertanek, była kolorowa niczym wiejski bukiet.

Korale, wielkie jak śliwki, i nieco mniejsze, podobne do wiśni i jak wiśnie czerwone, leżały w sklepach Desy – długie bicze, zakończone krzyżem. Ich obecność w antykwariatach była widomym znakiem odchodzenia pokolenia, które pielęgnowało stare tradycje. W jednej z podkrakowskich wsi opowiadano mi, że proboszcz zabronił ubierania zmarłych w sukmany, kamizele, ozdobne koszula. Nie chciał, aby ziemia pochłonęła piękno, bajecznie kolorowe piękno krakowskiego stroju.

W krakowskich strojach – i to nie tylko w Boże Ciało, podczas sypania kwiatków, ale także w zwyczajną niedzielę – paradowały dziewczynki. Ba, był nawet przy ulicy Brackiej sklepik, w którym można było kupić dziewczęce stroje. Kwieciste spódniczki, aksamitne, błyszczące cekinami gorseciki, pęczki wstążek, które podczas procesji szumiały przy ramionach. I jeszcze dzisiaj kobiecy strój krakowski całkiem nie zaginął. Kiedy w Boże Ciało ze Skałki na Rynek podąża procesja – jedno z najbarwniejszych widowisk Krakowa! – idą w niej starsze panie w haftowanych gorsetach, w kwiaciastych spódnicach. A gdy przyjdzie 24 grudnia, nie tylko dzień Wigilii, ale także imieniny Adama, kwiaciarki z krakowskiego Rynku w krakowskich strojach składają kwiaty pod pomnikiem Mickiewicza.

Jednak dzisiejsze krakowskie stroje, noszone, podobnie jak góralskie, rzadko, od wielkiego dzwonu, to blady cień niegdysiejszej obfitości. Kiedyś do Krakowa, i to do samego centrum, zjeżdżali podmiejscy chłopi, bajecznie kolorowi, przynajmniej we wspomnieniach Mieczysława Stolarskiego:

Wcześnie zaczynał się targ pod Sukiennicami, na który przychodzili tłumnie z wiejskimi produktami chłopi podkra-kowscy, przystrojeni przepysznie w białe sukmany z czerwonymi wyłogami, jakie naśladowali gwardziści cesarscy w Wiedniu. Mieli szerokie na dwie dłonie skórzane pasy, nabijane mosiężnymi gwoździkami, wysokie filcowe kapelusze albo czapki z pawimi piórami. Więcej jeszcze było wieśniaczek w białych lub czerwonych czepcach na głowach, kolorowych chustkach na ramionach, aksamitnych stanikach na piersiach, ze sznurami korali na szyi. Był to lud piękny, rosły. Dopiero po zrzuceniu ciepłych sukman począł zapadać na suchoty.

Rynek stanowił wtedy widok tak barwny, iż pamiętam przyjezdną Francuzkę, która nie chciała wierzyć, że chłopi nie są poprzebierani rozmyślnie dla zwiększenia turystyki i zdumiewania cudzoziemców. – Przecież wasz targ to całe przedstawienie teatralne! – zawołała.

Krakowskimi strojami zachwycał się także Seweryn Udziela, nauczyciel, etnograf, założyciel Muzeum Etnograficznego w Krakowie, noszącego dziś jego imię. W wydanej w 1924 roku i niedawno wznowionej książce zatytułowanej „Krakowiacy”, tak pisał:

Świąteczny strój Krakowiaka odznacza się (...) pięknością i barwnością. Na białej koszuli z haftowanym kołnierzem i przodem granatowa kamizela długa z guziczkami perłowemi lub cynowemi, kutasikami z jedwabiu wiśniowego lub zielonego; pas skórzany ozdobiony licznemi barwnemi gwiazdkami i kwiatkami, mosiężnemi guziczkami i kab-zlami, to znowu poważna biała sukmana z czerwonym kołnierzem, wypustkami i kutasami, wreszcie kapelusz lub krakuska z pawiem piórem albo bukietem sztucznych kwiatów.

A jakże jest zdobny strój Krakowianki?

Na koszuli białej, na gorsecie, kaftanie, fartuchu piękne hafty i bogate wyszycia jedwabiami, krepinkami, szychem złotym i srebrem, to znowu naszywane paciorkami różno-barwnemi, koralikami, blaszkami i guziczkami. A jakże ładne i oryginalne są te desenie, jakie poczucie w zestawieniu barw!

W 1908 roku, kiedy obchodzono sześćdziesięciolecie panowania Franciszka Józefa I, krakowskie stroje pojawiły się na ulicach Wiednia – banderia krakusów wywołała entuzjazm podczas wielkiej parady. Tak przynajmniej twierdził Włodzimierz Tetmajer, Gospodarz z „Wesela”, kochający wszystko, co krakowskie, wiejskie, barwne:

Powiała nad tłumem czerwona chorągiew i srebrny olbrzymi orzeł otworzył białe loty, a za nim fala czapek czerwonych i las kit pawich chwieje się miarowo.

„Ułany! ułany, rycerze!” Polskie wojsko ciągnie długą kolumną pochodu!

Szwadronami, w ordynku czwórkami jadą chłop w chłopa, zrośnięci z końmi, w bielutkich sukmanach. Przywodzą im rotmistrze, migają buławy i brzmią głosy komendy.

Pułk! pułk porządnie sprawiony, kawalerii, jakiej drugiej szukać po świecie!

Was sind die? Soldaten? Ein ganzes Regiment?

– To nasze krakusy! Nasze pułki! Nasze dzielne chłopy polskie! – objaśniają różne głosy, a ku jeźdźcom wieją chustki, biegną okrzyki...

Banderie krakusów przeżyły dwie wielkie wojny i na Zielone Świątki, które od 1931 roku są Świętem Ludowym, dniem uroczyście obchodzonym przez Ruch Ludowy, pojawiały się z szumem pawich piór, pokrzykiwaniem.

Jednak konni chłopi nie tylko przejeżdżali przez podkrakowskie wsie. Znał je także Kraków, znał krakowski Rynek.

Wyobraźmy sobie, jak z kościoła Mariackiego, parafialnego kościoła Bronowic, rusza krakowskie wesele – turkoczą koła wozów, dookoła nich krążą konni drużbowie, w oczach ćmi się od kolorów, od ścian kamienic odbija się weselna pieśń. A później, zgodnie z dawno zapomnianym zwyczajem, drużbowie wjeżdżają konno do kawiarenki przy ulicy Jagiellońskiej, nieopodal Starego Teatru. Jeszcze nie tak dawno obyczaj ten opisywał Franciszek Klein:

...muszę jeszcze w dwóch słowach wspomnieć o małej kawiarence przy ulicy Jagiellońskiej, tuż obok gmachu Starego Teatru. Była z nią związana szczególna tradycja oble- wania ślubów wiejskich po ceremonii w kościele Mariackim. Były to owe słynne niegdyś wesela z Bronowic, należących do parafii mariackiej. Szereg dziesięciu lub dwunastu fur wpadał na Rynek wylotem ulicy Szczepańskiej i w szybkim tempie zajeżdżał przed kościół Mariacki. W pierwszej furze zwykle jechała panna młoda, a towarzyszyło jej dwóch drużbów na koniach i z dzwonkami, w pięknych strojach, z pękami fruwających wstążek przyczepionych do lewego ramienia, w rogatywkach z pawimi piórami.

W ostatniej furze jechała wiejska muzyka. Po ślubie, gdy cały orszak weselny zajął swe miejsca na furach, ruszano z powrotem do domu, ale starym zwyczajem zajeżdżano na ulicę Jagiellońską i w tej kawiarence odbywał się pierwszy poczęstunek. Goście zajmowali miejsca przy stolikach, drużbowie zaś konno wjeżdżali na salę i po okrążeniu stolików wyjeżdżali z powrotem, po czym zsiadłszy z koni, wracali na poczęstunek. Oto jeszcze jeden z pięknych, a bezpowrotnie już zanikłych tradycyjnych obrazów starego Krakowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski