18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków według Kracika: Najpierw chleb, potem igrzyska

Redakcja
Panie Wojewodo, jakie pali Pan cygara? - Żadnych. Mam jedno, które otrzymałem w prezencie i chyba ma już ze trzy lata. Podobno jest kubańskie. Ładnie pachnie.

Rozmowa z wojewodą małopolskim STANISŁAWEM KRACIKIEM, kandydatem PO na prezydenta Krakowa

Pytamy nie przez przypadek, bo pan prezydent Majchrowski pali zawsze cygara w czasie wywiadów.

- Gdybyście mi jeszcze powiedzieli, że pije szkocką to myślałbym, że bywaliście u Churchilla.

Chcieliśmy sprawdzić, czy choć jedna rzecz was łączy.

- To nas nie łączy, ale za to mamy wspólnych znajomych w fundacji Janineum w Wiedniu. To fundacja, która wspiera studentów głównie z Polski. Dostałem nie tak dawno od znajomych z tej fundacji list z prośbą, abym się nie kłócił z panem prezydentem.

Ma Pan duże szanse, aby zostać przyszłym prezydentem Krakowa, przynajmniej tak wynika z sondaży. Czy już Pan wie, co prezydent Kracik chciałby po sobie zostawić?

- Bardzo niechętnie rozmawiam o Krakowie, bo teraz czymś innym się zajmuję i za to mi płacą. Jeślibyśmy zaś potraktowali to w ten sposób, że Kraków jest sercem Małopolski, to wtedy chętnie odpowiem na pytania, jak widzę Kraków z perspektywy wojewody.

Ale my chcemy zapytać o wizję Krakowa kandydata Platformy.

- Nie zamierzam pisać zespołu tez i obietnic, ani też autorskich programów, choć mogę powiedzieć, czego bym oczekiwał, co jest moim marzeniem. Jaki powinien być według mnie Kraków za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat. Chciałbym, aby program wyborczy powstał wspólnie z mieszkańcami. Planujemy długą serię spotkań w różnych środowiskach i miejscach, aby przeprowadzić dialog o mieście.

Czyli co powinno zmienić się w Krakowie?

- Są pewne generalia, co do których nie mam wątpliwości. Musimy rozmawiać przede wszystkim o transporcie publicznym. Po pierwsze o tym, jak rozwiązać codzienne poranne krakowskie korki, skrócić ludziom czas dojazdu do pracy. Można to zrobić na kilka sposobów. Musimy być realistami i wiedzieć, że nie wszyscy przesiądą się do autobusów i tramwajów. Będziemy robili analizę odległości między miejscem zamieszkania a szkołami i przedszkolami, bo te podróże przede wszystkim generują codzienną migrację ludzi w Krakowie. Niepotrzebnych jazd po Krakowie jest dobrze ponad 50 proc. To projekt, który będzie musiał zaowocować przedyskutowaną społecznie siecią nowych szkół. Być może niektóre szkoły trzeba będzie zamienić na mieszkania, a inne wybudować lub wynająć.

Przecież tego nie da się w ciągu czterech lat zrobić.

- To zależy od technologii i tempa obróbki papieru w urzędach, czyli czasu wydawania pozwoleń na budowę.

Ale tego, że większość mieszkańców Krakowa dojeżdża codziennie do centrum, nie uda się Panu zmienić.

- Coraz więcej firm wyprowadza się z centrum miasta, więc ludzie coraz rzadziej będą przyjeżdżać tu do pracy. Ten proces będzie postępował.

Z badań magistratu wynika, że najwięcej podróży związanych z pracą odbywa się właśnie do centrum.

- Ale ile jest fabryk w obrębie Plant? Niepotrzebne podróże generują także urzędy. Urząd Wojewódzki jest rozlokowany w czterech częściach Krakowa, do tego dochodzi Urząd Marszałkowski. Jeśli chcecie cokolwiek załatwić to zwiedzacie cały Kraków. Projekt, który przygotowujemy wspólnie z marszałkami, polega na tym, aby w jednym miejscu zintegrować te służby w wynajętym lub kupionym dużym obiekcie. To by usprawniło obsługę klienta i wyeliminowało część zbędnych podróży. Uważam także, że należy bardzo poważnie rozważyć, czy konieczne jest, aby w kościele Dominikanów i Filharmonii Krakowskiej było słychać tramwaje.

Chce Pan zlikwidować tramwaje w centrum miasta?!

- W Innsbrucku w ścisłym centrum jeżdżą trolejbusy, którymi łatwo manewrować, poza tym nie ma problemów z remontami torowisk. Moglibyśmy się wzorować na innych miastach i korzystać z ich pomysłów na zmniejszenie korków. Ale Kraków ma swoje rozwiązania. Weźmy na przykład dwie duże inwestycje: przebudowę ronda Grzegórzeckiego i ronda Mogilskiego. Obie kosztowały ogromne pieniądze, a jak się stało od ronda Mogilskiego, tak się dalej stoi w korkach.
Ma Pan na to pomysł?

- Wyłączyłbym światła na rondzie Grzegórzeckim. Pod Galerią Krakowską, gdzie są wyłączone światła, nie ma korków. Są już miasta w Europie, gdzie nie ma świateł i znaków drogowych i nie ma wypadków. Pod Pocztą Główną był spokój, dopóki światła były wyłączone, teraz znów stoi się w korkach. Jest parę rzeczy, które można rozwiązać przy pomocy głowy. Drugi problem to skomunikowanie ze światem zewnętrznym. Konieczna jest budowa północnej obwodnicy. Jeżeli policja z centrum Krakowa przeniesie się do Toń to dzięki obwodnicy szybko dojedzie w każdy punkt miasta, a nie będzie stać w korkach.

Skąd wziąć pieniądze na obwodnicę?

- To jest ostatni moment, żeby skorzystać z pieniędzy europejskich. Poza tym jest jeszcze Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad oraz są ministerstwa. Taka obwodnica to nie jest tylko sprawa krakowska. Jak będą projekty i uzgodnienia pieniądze się znajdą, niekoniecznie z kasy miejskiej.

Chciałby Pan kontynuować duże inwestycje prezydenta Majchrowskiego, takie jak spalarnia śmieci?

Los spalarni śmieci w tej technologii jest przesądzony na nie. W tej sprawie jestem po rozmowie z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska, która ma wątpliwości do technologii przyjętej w tym projekcie. To technologia przestarzała, dzisiaj są już lepsze.

Kraków nie potrzebuje spalarni śmieci?

- Takiej dużej - nie. To jest projekt sprzed 15 lat, jeśli chodzi o technologię. Warszawska spalarnia śmieci stoi, bo trzeba do każdej tony śmieci dopłacać. Rozwiązaniem jest recykling aż do bólu.

Wie Pan, ilu ludzi w Krakowie segreguje śmieci? Kilkanaście procent.

- Wiem, jaki jest procent segregacji na wsiach i w gminach wokół Krakowa. Ta sama firma MPO jest w stanie za darmo rozdawać worki na śmieci i wszyscy je segregują, a w Krakowie się nie da. Recykling to przyszłość, będzie się coraz bardziej rozwijał.

A hala w Czyżynach?

- Nie realizowałbym jej. Zwolennikom tej inwestycji mówię: przekonajcie bank, że to się opłaca i róbcie to w partnerstwie publiczno-prywatnym. Jeśli to taki biznes, to miasto może dać działkę.

Miasto ma przygotowany biznesplan hali.

- Czytałem różne biznesplany. Mnie przekonują te, które są zaakceptowane przez bank.

Ale takie hale są w większości dużych miast na świecie i zazwyczaj budowane są za publiczne pieniądze.

- Chyba jeździmy na inne kule ziemskie. W miastach, które ja odwiedzałem nie są to inwestycje komunalne. Nikt by sobie nie pozwolił na to, aby z pieniędzy podatników nie budować szkół tylko hale. Jeśli jest potrzebna to niech powstanie w partnerstwie publiczno-prywatnym. W Wielkiej Brytanii buduje się w ten sposób stadiony, mieszkania.

Miasto chciało budować halę w partnerstwie publiczno-prywatnym, ale nie znalazł się chętny. Prywatni inwestorzy uznali, że taka inwestycja jest nieopłacalna. Dlatego to miasta budują hale dla swoich mieszkańców. Pan zaprosiłby krakowian na ważne zawody do "Spodka", czy do Gdańska?

- Ale za to Kraków buduje dwa i pół stadionu.
A Pan chce budować stadiony?

- Zadaniem władzy publicznej jest zaspokajanie podstawowych potrzeb mieszkańców. A te potrzeby to po pierwsze edukacja, po drugie komunikacja publiczna, po trzecie miejsca pracy, po czwarte kultura, po piąte opieka socjalna. Jeśli kogoś stać na hale i wielkie imprezowanie - niech to robi. Hala na 15 tys. nie utrzyma się. "Spodek" powstał za nasze ogólnopolskie podatki. Jeśli nikt nie chce dołożyć prywatnych pieniędzy do hali, to można takie rzeczy budować z nadwyżki budżetowej. Ale najpierw trzeba rozwiązać inne ważniejsze problemy. Bycie prezydentem to nie jest okazja do realizowania osobistych ambicji. To jest wzięcie odpowiedzialności za teraz i za jutro miasta. Nie dam się ściągnąć w dyskusjach do promowania atrakcyjnych wyborczo inwestycji. Mam to w nosie. Uważam, że najpierw ludziom trzeba pomóc w zaparkowaniu samochodu niedaleko domu, trzeba zlikwidować krakowskie udziwnienia drogowe, które powodują, że jeździ się gorzej. Trzeba zapewnić miej- sca w przedszkolach i blisko położonych szkołach. Trzeba dbać o miejsca pracy. Zadaniem władz miasta jest stwarzać przyjazny klimat dla inwestorów, aby powstawało coraz więcej miejsc pracy. Aby studenci, którzy kończą studia w Krakowie nie uciekali stąd potem gdzie pieprz rośnie. Gdyby ode mnie to zależało, to nie zaczynałbym od hali, ani od metra. Ludzie nie żyją wyłącznie wiankami, jubileuszami wiktorii wiedeńskiej, zupełnie coś innego ich obchodzi. Zwróćmy uwagę na kolejność słynnego rzymskiego "chleba i igrzysk". Najpierw chleba, potem dopiero igrzysk.

Czyli Centrum Kongresowe też by Pan odpuścił?

- Centrum Kongresowe jest ważne z innego powodu. Kraków tylko swoją marką za długo grać nie może. Kongresy to ogromny biznes nie tylko prestiż, na to zawsze będzie popyt. W czasach kryzysu nie warto inwestować w coś, co nie przynosi dochodu. Lepiej zadłużać miasto na te inwestycje, które zaczynają na siebie pracować i zwiększają dochody miasta. Jeżeli realizuje się inwestycje, które nie przekładają się na dochody miasta to wpada się w dziurę i teraz mamy do czynienia z tym zjawiskiem.

Jest Pan wojewodą mianowanym przez Platformę, a jednocześnie jej kandydatem na prezydenta. Czy nie jest to wykorzystywanie stanowiska państwowego do celów kampanii wyborczej?

- Jerzy Miller, były wojewoda powiedział mi, że zgodził się odejść z Krakowa pod warunkiem, że ja go zastąpię. Kolejność zdarzeń była więc inna: najpierw był pomysł Jerzego Millera, który mnie zna już od wielu lat jako burmistrza i posła. Uznał, że mogę go tutaj najbardziej kompetentnie zastąpić. To Platforma stwierdziła, że w takiej sytuacji moje szanse wyborcze będą jeszcze większe, niż gdybym pozostał na stanowisku burmistrza Niepołomic. Teraz znajduję się w niewygodnej sytuacji, bo Urząd Wojewódzki ma z magistratem kilkadziesiąt procesów sądowych. Konkurencja może mnie oskarżyć, że działam przeciwko miastu. Nie sama śmietanka kryje się więc w tym stanowisku. Chciałbym też podkreślić, że Jerzy Miller nie jest członkiem Platformy i Stanisław Kracik też nie jest członkiem Platformy.

A kiedy Pan wstąpi do PO?

- Nie wiem, czy wstąpię, a na pewno nie w dającej się przewidzieć przyszłości.

Przed samymi wyborami?

- Nie zakładam takiej opcji. Nie robi się w ten sposób, aby cudzym znaczkiem wzmacniać swoje szanse. Gdybym chciał być członkiem PO, to wstąpiłbym do niej wtedy, kiedy powstała. Pomyliłem się co do Unii Wolności, nie spodobał mi się jej zwrot na lewo i kiedy się z niej wypisałem, doszedłem do wniosku, że potrzebna jest kwarantanna. Ja nie jestem Rycho, który będzie się przepisywał z partii do partii.

Czyli formalnie chce Pan być bezpartyjny jak prezydent Majchrowski.

- Szukaliście zbieżnych punktów to macie.

Będzie Pan jako wojewoda utrudniał życie prezydentowi Majchrowskiemu?

- Teraz każda decyzja wojewody, każde unieważnienie uchwały, które wynika jedynie z tego, że powstała prawna niedoróbka, może być traktowane jako walka polityczna. Będę robił wszystko, aby państwu pod tym względem nie zrobić frajdy. Chciałbym, abyśmy pokazali, że można prowadzić dialog merytoryczny bez dodatkowych podtekstów. Mam jednak świadomość, że wy nam życia nie ułatwicie i będziecie doszukiwać się drugiego, trzeciego i czwartego dna.

Czy to Pana pomysł, aby radni odrzucili budżet Krakowa w pierwszym czytaniu?

- Analizuję to, co jest dostępne w internecie, jeżeli chodzi o budżet Krakowa. Sądzę, że klub Platformy w Radzie Miasta ma ze sobą pewien problem intelektualny, ponieważ trzy budżety już przegłosował. Nie poparli wniosków PiS-u o odrzucenie budżetu. Nie mogę przed wami kłamać, że nie podnosiłem tego problemu w rozmowie z liderami Platformy w Małopolsce. Jeżeli PO nie chce w czymś współuczestniczyć to musi temu dać wyraz. Tak jak nie krytykuje się Sejmu, że uchwalił zły budżet, tylko krytykuje się rząd, tak samo trudno na Radę Miasta przerzucać winę za budżet. Jeżeli prezydent nie mówi całej prawdy o prognozie finansowej, to do tablicy powinna być wywołana Regionalna Izba Obrachunkowa. W tym budżecie wychodzi, że król może nie jest nagi, ale jest niecałkiem ubrany. Ja się nie dziwię, że radni nie chcą po raz czwarty przyłożyć ręki do tego, aby firmować zły budżet.

Ale spotykał się Pan z radnymi w tej sprawie?

- Nie jestem członkiem klubu. Nie mogę jednak powiedzieć, że zupełnie nie interesuje mnie to, co klub robi, ponieważ zawsze można coś jeszcze bardziej zepsuć albo można nie dopuścić do zepsucia. Prawdą jest jednak, że spotykałem się z trójką radnych PO: Małgorzatą Jantos, Bogusławem Kośmiderem i Grzegorzem Stawowym. Rozmawialiśmy, ale to oni podjęli suwerenną decyzję w sprawie budżetu.

Będzie Pan mówił radnym, jak powinni głosować w przypadku innych uchwał?

- Nie będę im nic narzucał, bo nie mam do tego podstaw. Natomiast chcę z radnymi rozmawiać na temat tego, jakie są skutki takiego czy innego głosowania. Nie wynajęli mnie na doradcę, więc nie będę się wtrącał. Jeśli przyjdą zapytać mnie o zdanie to powiem. Ale mowy nie ma, abym usadzał się na tylnym siedzeniu i próbował kimś sterować.

Rozmawiali Agnieszka Maj Piotr Tymczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski