Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków według studentów: tanie piwo i drogie mieszkania

Sylwia Nowosińska
Sara I Edina – studentki z Węgier
Sara I Edina – studentki z Węgier FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Studenci. Podoba im się Kazimierz, denerwuje ich brzydota hotelu Forum. Są oszołomieni liczbą sklepów z alkoholem w naszym mieście. – W Krakowie nie da się nie pić, zwłaszcza że piwo często jest tańsze niż napoje gazowane i coca-cola – mówi Alvaro, student z Hiszpanii.

Studenci z zagranicy cenią Kraków za niepowtarzalną atmosferę, wspaniałą historię i zabytki. Według nich największe minusy miasta to: zanieczyszczone powietrze, korki na ulicach i słaba znajomość angielskiego.

Erasmus to międzynarodowy program wymiany studentów, który powstał w 1987 roku. W ramach programu co roku na krakowskie uczelnie przyjeżdża kilkuset studentów z różnych krajów.

Najwięcej z nich zgłasza się na Uniwersytet Jagielloński. W tym roku podczas semestru zimowego na UJ gościć będzie aż 500 obcokrajowców.

Wielu studentów z zagranicy przyjedzie też na Uniwersytet Ekonomiczny – prawie 150, Akademię Górniczo-Hutniczą – również około 150 i na Politechnikę Krakowską – około 160 osób.

Każdy z nich musi na pół roku lub rok odnaleźć się w naszej rzeczywistości: wynająć tu mieszkanie, uczestniczyć w wykładach i ćwiczeniach na krakowskich uniwersytetach, korzystać z komunikacji miejskiej i jeść w krakowskich restauracjach.

Polak, Węgier dwa bratanki

Sara Gibarti, studentka politologii i Edina Kinga Toth ze stosunków międzynarodowych przyjechały z Węgier. Obie są na trzecim roku studiów. Wcześniej dużo podróżowały, ale jako cel półrocznej wymiany studenckiej wybrały Kraków. Zgodnie twierdzą, że kraje zachodnie, które odwiedzały wiele razy, już im się znudziły. W Polsce czują się prawie jak w domu.

– W Krakowie jest podobnie jak w Budapeszcie, w centrum wyjątkowe zabytki, a wokół wielkie straszne bloki. Komunizm odcisnął na naszych krajach ogromne piętno, ale ludzie są tu bardzo życzliwi – mówi Edina.

– Nie powiedziałabym jednak tego o pani z okienka na poczcie, na którą trafiłam ostatnio – dodaje Sara. Pobyt w Krakowie nie zaczął się dla niej najlepiej. Poszła na pocztę żeby przesłać pieniądze. Niestety źle wypełniła druk.

– Kobieta w okienku zaczęła krzyczeć coś do mnie po polsku. Nie wiedziałam, gdzie popełniłam błąd ani jak go naprawić. Pracownica poczty sprawiała wrażenie, jakby miała do mnie pretensje tylko dlatego, że nie mówię w jej ojczystym języku, czułam się strasznie… – wspomina Sara. Na szczęście po konsultacji z innym pracownikiem problem udało się rozwiązać.

Znają angielski, ale nie wszyscy

Brak znajomości języka angielskiego wśród krakowian nie jest regułą. Małżeństwo, u którego Sara wynajmuje mieszkanie w centrum miasta, bardzo dobrze mówi w tym języku. – Na początku byłam zaskoczona, że posługują się nim płynnie i na bardzo wysokim poziomie. Nie są to młodzi ludzie, oboje w wieku moich rodziców – dodaje.

Angielskim dobrze posługują się także wykładowcy na UJ i naganiacze z rynku, czyli tzw. promotorzy oferujący zniżki do restauracji i klubów. Węgierki nawet lubią z nimi rozmawiać.

Nie wszyscy erasmusi są jednak tak entuzjastycznie nastawieni do promotorów. Alvaro, 28-letni student z Hiszpanii, uważa, że władze miasta powinny zająć się naganiaczami.

– W moim rodzinnym mieście nikt nie zaczepia ludzi co krok, aby weszli gdzieś na kawę czy piwo. Z powodu tych natrętów pierwsze słowa, jakich nauczyłem się po polsku, brzmiały: „nie dziękuję”.

Budynek nad Wisłą straszy studentów

Pierwsze wrażenia dziewcząt przyjeździe do Krakowa były bardzo pozytywne.

– Kiedy wysiadłam z autobusu pomyślałam: wow, jak tu pięknie! – wspomina Edina.

Od razu poszła na spacer na starym mieście, udała się także nad Wisłę.

– Wszystko wydawało mi się wspaniałe… aż tu nagle natknęłam się na brzydki socjalistyczny budynek pokryty ogromnych rozmiarów reklamą sklepu odzieżowego – opowiada o tym, jak pierwszy raz zobaczyła hotel Forum.

Podobnego zdania jest Alvaro.
– Kiedy zobaczyłem ten architektoniczny koszmarek nad rzeką, wśród pięknego krajobrazu, cisnęły mi się na usta same niecenzuralne słowa – przyznaje Alvaro.

Co dziwne, żadne z trójki studentów nie zwróciło uwagi na słynnego krakowskiego szkie­letora.

Studentom podobają się budynki uczelni, m.in. nowoczesne Auditorium Maximum przy ul. Krupniczej 35, a także zamek w Przegorzałach, w którym mieści się siedziba Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.

– Niestety, dojazd na zamek to koszmar. Autobusy jeździły bardzo rzadko. Nie wiedziałyśmy, gdzie wysiąść, więc próbowałyśmy zapytać innych pasażerów, niestety, nikt nie mówił po angielsku – opowiada Sara.

Z komunikacji miejskiej w Krakowie nie korzystają zbyt często. Wynajęły mieszkania w centrum Krakowa, aby nie dojeżdżać daleko.

Sklep z alkoholem na każdym rogu

Erasmusi są oszołomieni ilością sklepów monopolowych w naszym mieście. – Alkohol można tu kupić na każdym rogu, to bardzo wygodne. Studenci piją tu sporo, szczególnie wódki. Na Węgrzech pijemy głównie wino, i to najtańsze, wy gustujecie w innych alkoholach – tłumaczy ze śmiechem Edina. Alvaro dodaje: – W Krakowie nie da się nie pić, zwłaszcza że piwo często jest tańsze niż napoje gazowane i coca-cola.

– Mówi się, że Kraków jest równie konserwatywny jak Budapeszt, że ludzie tutaj dużo się modlą i chodzą do kościoła. Kiedy sporo wypiją, to w ogóle nie widać, jacy to przed chwilą byli pobożni – zwraca uwagę Edina.

Studentki przyznają, że zachowanie mężczyzn w krakowskich pubach i dyskotekach pozostawia wiele do życzenia. – Podchodzą do obcych dziewczyn i łapią je za pupę albo inne części ciała… Po alkoholu ludzie zmieniają się nie do poznania – stwierdza Sara.

Studentkom nie podoba się jednak sposób, w jaki policja traktuje pijanych. – To dziwne, że policja w Krakowie tak ostro reaguje na osoby, które piją alkohol w miejscu publicznym. U nas, nawet jeśli ktoś pije piwo na ławce w godzinach nocnych, kiedy obowiązuje zakaz, nie będzie ukarany – zwraca uwagę Sofia.

Erasmusi muszą płacić więcej

Alvaro, jak mówi, wybrał Kraków przez pomyłkę. 28-letni student jednego z inżynierskich kierunków do tej pory kształcił się w rodzinnej hiszpańskiej Sewilli. Teraz jest jednym z... dwóch studentów, którzy przyjechali na wymianę do Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Kiedy zobaczył ofertę zagranicznego stypendium, złożył swoją aplikację.

Był przekonany, że wybrał Pragę, okazało się jednak, że przypadkiem zaznaczył Kraków. – Na początku byłem zawiedziony, ale później bardzo się ucieszyłem – przyznaje Alvaro.

Od razu rozpoczął poszukiwania mieszkania. – Znajomi polecili mi popularny serwis Gumtree, wysłałem ok. 2 tys. e-maili do właścicieli mieszkań, odpowiedziało mi pięć osób. Reszta albo nie znała angielskiego, albo po prostu nie chcieli mieć w mieszkaniu obcokrajowca – przypuszcza Alvaro.

Zdecydował się na jedno z mieszkań na Kazimierzu. Kiedy właścicielka dowiedziała się, że jest studentem z wymiany, natychmiast podwyższyła mu czynsz o 300 złotych. Musiał szukać nowego lokum, tym razem udało się jednak trafić na odpowiednie miejsce.

Kradziony rower pod Halą Targową

Sewilla, skąd pochodzi Alvaro, to miasto z drugim, zaraz po Amsterdamie, najlepszym w Europie systemem ścieżek rowerowych. –W Krakowie nie ma tylu ścieżek. To, co się dzieje na ulicach, nazwałbym raczej walką o przetrwanie z kierowcami samochodów i pojazdów komunikacji miejskiej – żartuje Alvaro.

Miłośnik roweru nie ma w Krakowie łatwego życia. – Znajomy zabrał mnie w sobotę pod Halę Targową, abym kupił tam używany rower – opowiada Alvaro. Jak się okazało, pojazdy sprzedawał starszy mężczyzna o podejrzanym wyglądzie.

– Za 300 zł sprzedawał używane rowery warte, moim zdaniem, ponad tysiąc złotych. Wszystko to w biały dzień pod nosem policji. Bylem w szoku – dodaje Alvaro.

Więcej zapiekanek, mniej kebabów

Zagraniczni studenci kochają także typowy krakowski fast food, czyli tak zwane zapiekanki. – W Krakowie można zjeść dobry obiad za 15 zł, w Hiszpanii to byłoby niemożliwe – zachwyca się Alvaro.

Erasmusi są zgodni, że w ciepłe dni należy unikać knajp z ogródkiem.

– Co jakiś czas podchodzą do nas bezdomni, żebracy, którzy chcą pieniądze lub papierosa – opowiada Sara.

– Krzyczą „Espania, Espania, one złoty”. W moim rodzinnym mieście tez są biedni ludzie, ale żyją głównie na przedmieściach, nie zaczepiają nikogo w centrum. Powinniście coś z tym zrobić – dodaje Alvaro.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski