Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Wynagrodzenia na uczelniach sięgają dna. Związkowcy: Asystent zarabia tyle, ile sprzątaczka, a profesor mniej od swych studentów

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Nieco ponad 2,5 tys. zł na rękę – taką stawkę wynagrodzenia zasadniczego proponują krakowskie uczelnie początkującym naukowcom. Niemal tyle samo muszą oferować początkującym sprzątaczkom, bo zgodnie z prawem nie wolno płacić etatowemu pracownikowi mniej niż 2364 zł netto. Asystenci z kilkuletnim stażem zarabiają w publicznych szkołach wyższych zazwyczaj ok. 3 tys. zł, a adiunkci z doktoratami między 3,5 a 4 tys. zł netto. W szkołach niepublicznych stawki są często niższe...
Nieco ponad 2,5 tys. zł na rękę – taką stawkę wynagrodzenia zasadniczego proponują krakowskie uczelnie początkującym naukowcom. Niemal tyle samo muszą oferować początkującym sprzątaczkom, bo zgodnie z prawem nie wolno płacić etatowemu pracownikowi mniej niż 2364 zł netto. Asystenci z kilkuletnim stażem zarabiają w publicznych szkołach wyższych zazwyczaj ok. 3 tys. zł, a adiunkci z doktoratami między 3,5 a 4 tys. zł netto. W szkołach niepublicznych stawki są często niższe...
Nieco ponad 2,5 tys. zł na rękę – taką stawkę wynagrodzenia zasadniczego proponują krakowskie uczelnie początkującym naukowcom. Niemal tyle samo muszą oferować początkującym sprzątaczkom, bo zgodnie z prawem nie wolno płacić etatowemu pracownikowi mniej niż 2364 zł netto. Asystenci z kilkuletnim stażem zarabiają w publicznych szkołach wyższych zazwyczaj ok. 3 tys. zł, a adiunkci z doktoratami między 3,5 a 4 tys. zł netto. W szkołach niepublicznych stawki są często niższe, np. na jednej z uczelni biznesowych etatowy adiunkt zarabia 2.754 zł netto. Związkowcy podkreślają, że nauczyciele akademiccy są skrajnie oburzeni i sfrustrowani propozycją Przemysława Czarnka, ministra edukacji i szkolnictwa wyższego, by w sytuacji, gdy stawki na uczelniach nie były podnoszone od czterech lat, a tegoroczna inflacja wynosi już 16,1 procent, podwyższyć wynagrodzenia zasadnicze od października o 4,4 proc.

Minister przypomina, że zgodnie z prawem to rektorzy poszczególnych uczelni odpowiadają za wynagrodzenia i wskazuje, że w niektórych szkołach wprowadzono już w tym roku pewne podwyżki. Szefowie uczelni, zrzeszeni w Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, odpowiadają, że w wyniku najpierw zmian podatkowych w ramach Polskiego Ładu, a potem rosyjskiej napaśdpci na Ukrainę, koszty funkcjonowania szkół wyższych gwałtownie wzrosły – i nadal rosną. Wyliczenia zawarte w najnowszym raporcie KRASP są porażające: w 2022 r. rachunki za prąd wzrosną o 97,3 proc., za gaz o 47 proc., za wodę i ścieki o 23,7 proc., za odbiór odpadów o 19,1 proc., a za centralne ogrzewanie o 12,4 proc. Łącznie w całym roku uczelnie wydadzą na media aż 424,1 mln zł więcej niż w 2021 r. Razem z innymi kosztami wzrost wydatków niezbędnych do utrzymania szkół wyższych przekroczy miliard złotych. Nie jest to nijak rekompensowane subwencjami z budżetu państwa.

Rektorzy szacują, że w celu uniknięcia katastrofy - rządowe nakłady winny pilnie wzrosnąć o co najmniej 15 proc. w tym roku i tyle samo w przyszłym. Pozwoliłoby to opłacić rachunki i jednocześnie podnieść wynagrodzenia nauczycieli akademickich średnio o 10 procent. Obecnie większość uczelni jest zadłużona i – po uregulowaniu rachunków - nie ma na podwyżki ani grosza.

- Nie będziemy mieli kim uczyć! Coraz więcej zajęć na uczelniach muszą prowadzić emeryci. Z młodszego pokolenia zostają naprawdę pasjonaci nauki i miłośnicy kształcenia. Reszta coraz częściej korzysta z propozycji od biznesu i zatrudnia się w firmach. Nasila się też selekcja negatywna, a przecież nie taki był cel tych wszystkich kosztownych reform

– alarmuje dr hab. Marek Kisilowski, wiceprzewodniczący i rzecznik prasowy Krajowej Sekcji Nauki NSZZ "Solidarność".

Przypomina, że – mimo rekordowej w tym stuleciu inflacji – wysokość wynagrodzeń na uczelniach oparta jest wciąż na rozporządzeniu z września… 2018 roku. Zgodnie z ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, wysokość wynagrodzeń oraz wielu świadczeń w szkolnictwie wyższym stanowi określony procent minimalnego miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego dla profesora w uczelni publicznej. To wynagrodzenie pozostaje od tego czasu takie samo i wynosi 6410 zł brutto.

Asystent otrzymuje połowę stawki profesorskiej, a więc 3205 zł brutto (2,5 tys. zł na rękę). Niektóre uczelnie dorzucają do owych ministerialnych minimów pewne kwoty, ale zwykle jest to nie więcej niż 200 zł brutto. Np. ogłoszone 17 stycznia 2022 r. zarządzenie rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie ustala wynagrodzenie profesora zwyczajnego na poziomie tym samym, co cztery lata temu, tzn. 6.410 zł, natomiast asystenta z tytułem doktora – w wysokości 3.850 zł (magistra – 3.550 zł). Dla adiunktów z doktoratem przewidziano minimum 4.680 zł, a z habilitacją – równo 5 tys. zł brutto (3,7 tys. zł netto).

Związkowcy: Nawet z dodatkami profesor zarabia często mniej niż jego student

Na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie, największej uczelni ekonomicznej w kraju, wynagrodzenia są podobne. Zgodnie z aktualnym regulaminem, płaca zasadnicza wykładowcy i lektora to niespełna 3,4 tys. zł, a asystenta – niecałe 3,6 tys. zł. Adiunkci mają stawki takie, jak na UJ, czyli niespełna 4,7 tys. zł brutto, a profesorowie uczelni – 5,3 tys. zł brutto. Dodatek za staż pracy (w wysokości 1 procent za rok - naliczany od 5 roku zatrudnienia) może wynieść maksymalnie 20 proc., dodatki funkcyjne sięgają od 4,5 proc. (dla kierowników centrów językowych) do 35 proc. dla kierowników instytutów, 40 proc. dla dziekanów i 55 proc. dla prorektorów.

Są jeszcze tzw. dodatki zadaniowe, wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe (od 60 zł dla asystenta, wykładowcy i lektora do nawet 308 zł dla profesora zwyczajnego lub wizytującego; najczęściej jest to 85-94 zł brutto za zajęcia prowadzone po polsku i 154 – 169 zł za zajęcia w języku obcym), dodatki za udział w komisjach rekrutacyjnych (można jednorazowo dorobić od 1200 do 2500 zł) oraz za opiekę nad praktykami zawodowymi (od 700 do 2300 zł za ponad stuosobową grupę studentów). Dzięki temu znaczna część profesorów wyciąga ponad 10 tys. zł, ale już wynagrodzenia adiunktów z doktoratami zamykają się najczęściej w 6 tys. zł brutto, co daje 4,4 tys. zł na rękę. W przypadku asystentów jest to od 3 do 3,5 tys. zł netto. Odrębną sprawą są granty zewnętrzne, w ramach których można zarobić naprawdę niemałe pieniądze. Dotyczy to jednak elity, a największe możliwości dorobienia mają tutaj profesorowie (zwyczajni i uczelniani) w roli kierowników i koordynatorów.

Największy ferment panuje jednak wśród pracowników administracji, których stawki są niższe, a możliwości dorobienia – znacznie mniejsze. Tutaj wynagrodzenia zasadnicze (minimalne) zaczynają się od 2,3 tys. zł brutto dla osób z wykształceniem średnim (referent, księgarz, magazynier, inspektor pracy) i 2,5 tys. zł dla tych z wyższym (specjalista ds. finansowych lub administracyjnych). Kierownik dziekanatu ma podstawowe (minimalne) uposażenie na poziomie 3,5 tys. zł, podobnie redaktor naczelny uczelnianego pisma czy audytor. Stawka głównego księgowego i zastępcy dyrektora departamentu to 5,5 tys. zł, dyrektor departamentu na wynagrodzenie profesorskie (6.410 zł brutto).

Kolejne piętro niżej sytuują się wynagrodzenia pracowników obsługi technicznej (tu zdarzają się stawki poniżej 2,2 tys. zł brutto). Nawet z dodatkami i nagrodami pensje w tych dwóch grupach coraz bardziej odbiegają od tego, co można uzyskać poza uczelniami, również w… szkolnictwie, tyle że nie wyższym, a podstawowym lub średnim. Spowodowało to – jak twierdzą nasi informatorzy z największych krakowskich uczelni – falę rezygnacji z pracy. W poprzednim roku akademickim rotacja wynosiła 6-7 proc., teraz przekracza 10 proc.

- Starszych, doświadczonych pracowników coraz bardziej frustruje spłaszczenie płac, albo nawet całkowite odwrócenie siatki wynagrodzeń: żeby pozyskać nowych pracowników, rektorzy muszą im często zaoferować więcej niż tym starszym, zatrudnionym od ponad 20 lat. Ludzie powszechnie i słusznie uważają to za niesprawiedliwe

– komentuje Witold Trzaska, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego na Politechnice Krakowskiej.

Podkreśla przy tym, że stawki wyjściowe dla młodych nauczycieli akademickich wyglądają coraz bardziej żałośnie na tle inflacyjnych wzrostów obserwowanych w gospodarce i raportowanych przez GUS. Asystent zarabia tyle, co sprzątaczka, a profesor często mniej od swych studentów – zwłaszcza na Politechnice i AGH, które kształcą dziś przede wszystkim pożądanych na rynku informatyków oraz na współpracującym z globalnymi korporacjami Uniwersytecie Ekonomicznym.

Niedotrzymana obietnica: trzykrotność płacy minimalnej dla profesora

- Wprowadzając reformę szkolnictwa jej autor, ówczesny wicepremier i minister Jarosław Gowin (wraz blisko z nim współpracującymi rektorami z KRASP - Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich), obiecywał społeczności akademickiej, że minimalne wynagrodzenie profesora, od którego zależą wszystkie pozostałe, będzie wynosić co najmniej TRZYKROTNOŚĆ „ustawowej” płacy minimalnej. Ta obietnica, podobnie jak wiele innych, nie została dotrzymana -

– komentuje Marek Kisilowski. Zwraca uwagę, że podwyżki na uczelniach, o ile jakieś były, miały dotąd charakter symboliczny, a zapowiadane na ten rok 4,4 procent ma się nijak do ponad 16-procentowej inflacji. W dodatku – na trzy tygodnie przed rozpoczęciem roku akademickiego - nikt nie zna szczegółów ewentualnych zmian. Pensja profesorska stanowi dziś 1,89 płacy minimalnej, a płaca wielu pracowników dydaktycznych zrównała się z minimalną. Prowadzi to do narastającej frustracji, zwłaszcza wśród młodszej kadry, której zarobki trzeba będzie niebawem wyrównywać do wymaganej przepisami płacy minimalnej

W chwili wprowadzenia reformy Jarosława Gowina – i opisanych wyżej stawek wynagrodzeń – płaca minimalna w Polsce wynosiła 2.100 zł. W 2022 roku wynosi 3.010 zł. Oznacza to wzrost o 43,33 proc. W tym samym czasie przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej zwiększyło się z 4.590 zł do 6.200 zł w pierwszym półroczu 2022 i do ponad 6.500 zł w sektorze przedsiębiorstw w lipcu 2022 r. To wzrost o ponad jedną trzecią, przy skumulowanej inflacji od 2018 r. przekraczającej już 30 procent. Mówiąc najprościej: 1000 zł z 2018 r. ma obecnie siłę nabywczą niespełna 700 zł.

- W momencie uruchomienia „reformy Gowina” rząd obiecał pracownikom publicznych szkół wyższych, że przez trzy kolejne lata wynagrodzenia na uczelniach będą rosły o 10 procent rocznie. Było to przy inflacji wynoszącej 1,6 procent w skali roku. Tymczasem w pierwszym roku reformy podwyżka wyniosła 6 procent, a w kolejnych było to 2, góra 3 procent. A inflację mamy dzisiaj 10 razy wyższą niż cztery lata temu. I wciąż rośnie…

- wylicza wiceprzewodniczący KSN „S”.

- Bieda aż piszczy. Profesorowie w większości jakoś sobie radzą, bo mają większe możliwości, ale już adiunkci i zwłaszcza asystenci czują się coraz bardziej poniżeni przez te haniebnie niskie wynagrodzenia, przypominające coraz bardziej jałmużnę. Młodzi się na to nie godzą. Grozi nam potężna luka pokoleniowa

– potwierdza Witold Trzaska z ZNP Politechniki Krakowskiej.

Małopolska: Wzrost średniej płacy w przedsiębiorstwach o 19,2 proc., w podstawówkach o 12,5 proc., na uczelniach - zero

W Krakowie i Małopolsce, gdzie wzrost wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw jest większy niż w pozostałej części kraju (w lipcu 2022 wyniósł aż 19,2 procent), frustracja pracowników szkolnictwa wyższego i nauki rośnie jeszcze szybciej. Porównują oni bowiem dane z kolejnych komunikatów GUS ze swoimi niezmieniającymi się zarobkami. Wygląda to faktycznie nieciekawie. Spójrzmy na dane GUS (uwzględniające premie i nagrody, np. z okazji dnia leśnika oraz wyrównania antyinflacyjne dla niektórych grup pracowników, m.in. górników i energetyków): w lipcu 2022 na czele listy wynagrodzeń w Małopolsce znaleźli się górnicy ze średnią pensją 14.975 zł, za nimi pracownicy sekcji informacja i komunikacja – 12.248, potem leśnicy – 11,9 tys. zł i energetycy – 11 tys. zł. Wzrost płac rok do roku wyniósł w tych grupach od 26 do 62 proc.

Przeciętne wynagrodzenie w Małopolsce wyniosło w lipcu 2022 ponad 7.125 zł, było zatem wyższe od rekordowej stawki, jaką możemy znaleźć w aktualnej tabeli wynagrodzeń Uniwersytetu Jagiellońskiego: dla profesora z tytułem honorowym przewidziano tam 7 tys. zł. Przeciętne zarobki w większości branż (przetwórstwo przemysłowe, budownictwo, handel) przekroczyły już w Małopolsce 6 tys. zł, albo szybko zbliżają się do tej kwoty. W transporcie i gospodarce magazynowej doszły do 5,5 tys. zł. To dużo więcej od wynagrodzenia przeciętnego adiunkta, o asystencie nie wspominając.

Niekorzystnie dla nauczycieli akademickich wypada także porównanie z ich kolegami i koleżankami z podstawówek i szkół ponadpodstawowych, którzy dostali podwyżki w maju i teraz we wrześniu. Jak podaje resort edukacji, średnie wynagrodzenie nauczyciela początkującego (stażysty) wzrosło od 1 września o 738,69 zł (20 proc.) i wynosi obecnie 4 432,15 zł. W przypadku nauczyciela kontraktowego podwyżka wyniosła 332,41 zł (8 proc.). Średnie stawki nauczyciela dyplomowanego wynoszą teraz – wedle oficjalnych obwieszczeń ministerstwa - 7.348 zł brutto (5.335 netto), a mianowanego – 5.112 zł brutto (4.250 zł netto)

- Owszem, w przypadku uczelni mówimy o stawkach minimalnych, które mogą być podwyższone przez pracodawcę, czyli uczelnię, przy pomocy dodatków funkcyjnych, nagród i innych zabiegów. Z doświadczenia mogę jednak powiedzieć, że w odczuwalny sposób windowane są w ten sposób dochody jedynie 15 procent pracowników wyższych uczelni, głównie najbliższych współpracowników i znajomych władz. 85 procent środowiska pauperyzuje się w coraz szybszym tempie, a w największym stopniu dotyczy to nauczycieli akademickich, którzy w „reformie Gowina” uznani zostali za pracowników gorszego sortu. Finansowo premiowani są bowiem tzw. ciułacze punktów za publikacje w głównie wysokopłatnych, zagranicznych czasopismach, co – notabene – słono kosztuje nas wszystkich. Nie tylko ja uważam, że uczelnie zostały postawione na głowie

– komentuje Marek Kisilowski.

Przypomina podstawowy cel istnienia szkół wyższych: kształcenie ludzi, w szczególności kolejnych młodych pokoleń. Badania naukowe realizowane są w wielu miejscach, np. w ośrodkach badawczych, instytutach czy centrach badawczych w firmach, a kształcić ludzi, w tym inżynierów niezbędnych do cywilizacyjnego skoku Polski, tworzenia własnych innowacji, wynalazków, możemy tylko na uczelniach.

- I właśnie nauczyciele akademiccy odpowiadający za odpowiedni poziom kształcenia akademickiego są traktowani w Polsce najgorzej, a na pewno zdecydowanie gorzej od nauczycieli szkół podstawowych i średnich, którzy otrzymali jednak jakieś podwyżki

– mówi Marek Kisilowski. Podkreśla, że wynika to wprost z – jego zdaniem – wadliwych od początku założeń „reformy Gowina” oraz wcześniejszych zmian, w efekcie których pracownicy uczelni przestali być „funkcjonariuszami publicznymi”, za których utrzymanie ponosi odpowiedzialność państwo (nauczyciele oświaty, w tym rozumieniu, nadal nimi są). Za wynagradzanie nauczycieli akademickich odpowiadają rektorzy poszczególnych szkół, a nie minister – ten jedynie przyznaje subwencję na „utrzymanie potencjału dydaktycznego i naukowego szkoły wyższej”. Jak sama nazwa wskazuje, subwencja nie musi stanowić refundacji kosztów realizacji nieodpłatnych, ustawowych zadań uczelni, których odbiorcą jest społeczeństwo.

- To rektorzy, którzy notabene mocno popierali „reformę Gowina” twierdząc, że nie będzie ona wymagać zwiększenia środków z budżetu, powinni znaleźć pieniądze na godziwe wynagrodzenia pracowników – kwituje wiceprzewodniczący Krajowej Sekcji Nauki „S”. Zwraca uwagę, że już samo utworzenie na uczelniach dodatkowych ciał i struktur, np. rad poszczególnych dyscyplin (obok klasycznych wydziałów), szkół doktorskich (w obowiązkowymi stypendiami dla wszystkich uczestników) wymagało i wymaga dodatkowych pieniędzy, co ogranicza pulę na wynagrodzenia.

W jego opinii, należy szybko zmienić ten system – czego jednak obecny minister, Przemysław Czarnek, robić nie zamierza. – W odpowiedzi na nasze konkretne postulaty poparte faktami i czytelnymi danymi, on odpowiada mowami jako żywo Papkinowskimi. Mamy wrażenie, że szkolnictwo wyższe niewiele go obchodzi, bo on toczy tę swoją „ideologiczną wojnę o rząd dusz”, przede wszystkim w podstawówkach i szkołach ponadpodstawowych i to głównie go zajmuje - ocenia Marek Kisilowski.

Witold Trzaska z Politechniki Krakowskiej ostrzega, że – jeśli nic się nie zmieni – pogłębi się proces masowego odchodzenia najwartościowszych ludzi z uczelni. To zjawisko jest już widoczne, a nasiliło się z tego powodu, że na wciąż malejące realne wynagrodzenia nałożył się brak stabilności zatrudnienia. W przeszłości wykładowcy i naukowcy akademiccy gotowi byli mniej zarabiać w zamian właśnie za ową stabilność, ustawowe gwarancje i prestiż w społeczeństwie.

- Dziś zarobki są niskie, eksperci lekceważeni przez niedouczonych polityków, a skromne środki zamiast na badania wydaje się na opłacanie zagranicznych czasopism. Udział nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe w polskim PKB maleje i nawet nie zbliżył się do tego, jaki można od lat obserwować w krajach rozwiniętych. To jak mamy budować nowoczesną, konkurencyjną gospodarkę? Niedługo nie będziemy mieli kim uczyć! Już teraz coraz więcej zajęć na uczelniach muszą prowadzić emeryci. Z młodszego pokolenia zostają naprawdę pasjonaci nauki i miłośnicy kształcenia. Reszta coraz częściej korzysta z propozycji od biznesu i zatrudnia się w firmach. Nasila się też selekcja negatywna, a przecież nie taki był cel tych wszystkich kosztownych reform – podsumowuje Marek Kisilowski.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski