Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowianin 750-lecia

Redakcja
Był późny, październikowy wieczór, gdy na Błoniach, tuż przed wejściem do parku Jordana, rozległy się strzały. Dwa pierwsze przeszyły powietrze, trzeci, ostatni, zakończył życie Michała Bałuckiego, jednego z najpopularniejszych polskich komediopisarzy.

Krakowianina 750-lecia wybiorą Czytelnicy "Dziennika Polskiego" wiosną tego roku w głosowaniu.

Sylwetki kandydatów prezentujemy w kolejności alfabetycznej.

MICHAŁ BAŁUCKI (1837-1901) Pisarz

Strzały na Błoniach

Był rodowitym krakowianinem. W tym mieście się urodził, tu mieszkał, tu wreszcie, jako się rzekło, dokonał swego żywota. Syn krawca i właścicielki kawiarni pobierał nauki w Gimnazjum św. Anny, a następnie na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, z którego wkrótce przeniósł się na Wydział Historyczno-Literacki. Po ukończeniu studiów objął posadę guwernera. W 1859 r. debiutował jako poeta. W 1863 r. opublikował pierwszą nowelę. W tym samym roku, roku powstania styczniowego, Bałucki, zaangażowany w działalność spiskową w Galicji, wskutek donosu trafia do austriackiego więzienia. Roczny pobyt za kratami zaowocował pierwszą powieścią ("Młodzi i starzy") oraz szkicem komedii "Polowanie na męża".
Michała Bałuckiego można w pewnym sensie uznać za prekursora dzisiejszych... "reality shows". Jego twórczość wprost odzwierciedlała dziewiętnastowieczną rzeczywistość. Na scenie pojawiały się postaci, które widz spotykał podczas niedzielnych spacerów po krakowskim Rynku, problemy dobrze znane ówczesnemu mieszczaństwu. Nic dziwnego, że autor owych sztuk, czy jak sam mawiał: "śtucek", szybko zdobył uznanie szerokiej publiczności. Umieszczenie na afiszu jego nazwiska zapewniało sukces każdego przedstawienia.
Niestety, po kilku latach tłustych nadeszły chude. Najpierw od Bałuckiego odwrócili się krytycy, zarzucając mu trywialność dowcipu, powierzchowność spostrzeżeń, schematyzm sytuacji. Złośliwi recenzenci ukuli nawet nowy, ogarniający wyżej wymienione wady, termin literacki: "bałucczyzna".
Pisarza szczególnie bolała utrata popularności wśród bywalców teatrów. Chcąc ją odzyskać, rzucił się w wir pracy. Im pisał gorzej, tym więcej. Im więcej - tym gorzej. Czary goryczy dopełniła klęska ostatniej sztuki - "Blagierów", powstałych w 1900 r. Michał Bałucki, rozczarowany, pogrążony w depresji, pełen pretensji do świata i bliźnich, uznał, że trzeba ostatecznie przerwać pasmo udręk. Właśnie dlatego 17 października 1901 r. sięgnął po pistolet...
Autor zmarł, ale jego dzieło żyje. Lekko przykurzona twórczość Bałuckiego z czasem nabrała nowych znaczeń i uroku. Dlatego teatry chętnie sięgają po "Grube ryby" czy "Dom otwarty", a wydawcy wznawiają "Pana burmistrza z Pipidówki". Najbardziej znanym utworem krakowskiego pisarza pozostaje jednak wiersz "Dla chleba", unieśmiertelniony jako tekst pieśni biesiadnej "Góralu, czy ci nie żal...". Choć oczywiście przesadą byłoby twierdzić, że to właśnie z powodu tej cząstki spuścizny literackiej Bałuckiego wdzięczni krakowianie postawili mu na Plantach pomnik.
Fot. W. Rzewuski - archiwum "Dziennika Polskiego"

Tadeusz Banachiewicz (1882-1954) Astronom, matematyk, geodeta

Z genialną prostotą

Nadzwyczajne zdolności + wszechstronne zainteresowania + nieprzeciętny talent naukowy i organizacyjny + solidne wykształcenie + pracowitość = wybitny uczony. Tak najkrócej, posługując się językiem matematyki, można scharakteryzować postać profesora Tadeusza Banachiewicza, jednego z największych umysłów Polski XX wieku.
Tadeusz Banachiewicz urodził się w Warszawie w rodzinie ziemiańskiej. Dzieciństwo spędził na Mazowszu, w majątku rodziców w Cychrach. Już w gimnazjum wyróżniał się uzdolnieniami w zakresie nauk ścisłych. Jako student Uniwersytetu Warszawskiego wysłał do Centralnego Biura Astronomicznego w Kilonii telegram z informacją, że 19 września 1903 r. Jowisz zakryje gwiazdę stałą BD-6? 6191. W "Astronomische Nachrichten" opublikował na ten temat - w wieku 21 lat! - artykuł naukowy.
Po zamknięciu przez władze rosyjskie UW (1905 r.) Banachiewicz kontynuuje studia w Getyndze, pracuje na uniwersytetach w Rosji. W marcu 1919 r. przybywa do Krakowa, gdzie zostaje profesorem zwyczajnym Uniwersytetu Jagiellońskiego i dyrektorem Obserwatorium Astronomicznego UJ. Z tymi instytucjami wiązała się dalsza kariera naukowa Tadeusza Banachiewicza.
Prof. Banachiewicz był astronomem, w latach 30. pełnił nawet funkcję wiceprezesa Międzynarodowej Unii Astronomicznej, ale w świecie zasłynął przede wszystkim jako matematyk, twórca tzw. rachunku krakowianowego. Jest to metoda rozwiązywania układów równań bardzo ułatwiająca i przyspieszająca - w czasach przed wynalezieniem komputerów! - obliczenia w wielu dziedzinach nauki. Jeden z włoskich matematyków, chcąc wyrazić swój entuzjazm wobec krakowianów, użył określenia "con geniale simplicita", czyli "z genialną prostotą".
6 listopada 1939 r. Tadeusz Banachiewicz wraz z innymi krakowskimi uczonymi pada ofiarą Sonderaktion Krakau. Wywieziony do Sachsenhausen, opuszcza obóz w lutym 1940 r. Po zakończeniu wojny wraca na uniwersytet i do obserwatorium. Pracuje również w Akademii Górniczo-Hutniczej. W 1954 r. świętuje 50-lecie pracy naukowej. W tym samym roku, 17 listopada - umiera (w wyniku powikłań pooperacyjnych). Zostaje pochowany na cmentarzu Rakowickim. W 1955 r. jego uczeń, astronom Kazimierz Kordylewski, z własnej inicjatywy i na własny koszt, przenosi szczątki uwielbianego Mistrza na Skałkę. Tam, w panteonie narodowych bohaterów, spoczywają do dziś.
Lista zasług prof. Banachiewicza i honorów, których doświadczył, jest bardzo długa. Doktoraty honoris causa, członkostwo w stowarzyszeniach naukowych, wysokie odznaczenia. Nazwisko "Banachiewicz" widnieje w nazwach jednego z kraterów na Księżycu i planetoidy 1286.
Fot. udostępniona przez Adama Strzałkowskiego, który otrzymał ją niegdyś od dr. Janusza Pagaczewskiego

Władysław Belina-Prażmowski (1888-1938) PUŁKOWNIK WOJSKA POLSKIEGO, PREZYDET KRAKOWA

Pierwszy ułan II Rzeczpospolitej

Nasz lot jest wichrowy, do____sławy nasz lot -
Krzyk rwie się, wyrywa się z____krtani...
Wczym wola zakrzepła ispada jak grot...
...Ułani! Beliny ułani!
(Bolesław Lubicz-Zahorski, Rajbrot 1915)
To był nasz własny, polski pierwowzór opowieści o siedmiu wspaniałych. 2 sierpnia 1914 r. na rozkaz Józefa Piłsudskiego z Krakowa w kierunku Jędrzejowa wyruszył siedmioosobowy patrol pod dowództwem Władysława Beliny-Prażmowskiego. Uzbrojeni w karabiny śmiałkowie mieli przekroczyć granicę Kongresówki, przeprowadzić rozpoznanie i siać popłoch wśród wroga. Najpierw jednak, dla dodania sobie animuszu, odwiedzili... Hawełkę, gdzie uraczyli się winiakiem. Ostatecznie zadanie zostało wykonane. Zwiadowcy powrócili do swoich cali i zdrowi, prowadząc kilka zarekwirowanych po drodze koni, które stały się pierwszymi wierzchowcami odradzającej się kawalerii.
Władysław Belina-Prażmowski urodził się w Ruszkowcu pod Opatowem w rodzinie o bogatych tradycjach niepodległościowych. Jego ojciec był powstańcem styczniowym, on sam za udział w strajku uczniowskim został wyrzucony ze szkoły w Radomiu. Maturę zdał w Warszawie. Podczas studiów politechnicznych we Lwowie i Leoben nie ustawał w działalności konspiracyjnej. W 1913 r. został zastępcą komendanta okręgowego Strzelca w Krakowie.
Po sławetnym rajdzie szybko awansował (w 1919 r. dosłużył się stopnia pułkownika). Był dowódcą pułku i brygady kawalerii. Dowodzone przez niego jednostki odnosiły błyskotliwe sukcesy na froncie. Podczas wojny polsko-rosyjskiej oddziały Beliny-Prażmowskiego wyzwoliły z rąk bolszewików Wilno.
W czerwcu 1920 r. płk Belina-Prażmowski ze względu na stan zdrowia poprosił o zwolnienie do cywila. W 1929 r. osiadł w Krakowie. W lipcu 1931 r. został prezydentem miasta, otrzymując w wyborach 109 na 111 głosów. "Prażmowski wdrożył radykalny program oszczędnościowy, redukując kadrę urzędniczą, ograniczając jej zarobki i likwidując biurokratyczne absurdy w pracy miejskiej administracji (...) zwracał uwagę na rozbudowę sieci drogowej, szkół i sierocińców, a także na budowę Muzeum Narodowego i linii kolejowej do Miechowa. W rezultacie jego rządów sytuacja finansowa Krakowa zaczęła ulegać poprawie" - pisze Piotr Hubiak w książce pt. "Belina i jego ułani".
W lutym 1933 r. Józef Piłsudski wręczył Władysławowi Belinie-Prażmowskiemu nominację na stanowisko wojewody lwowskiego.
W końcowym okresie życia pierwszy ułan II Rzeczpospolitej, kawaler orderu Virtuti Militari, pięciokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych, wrócił do Krakowa, pełniąc funkcję dyrektora Jaworznickich Komunalnych Kopalni Węgla. Zmarł 13 października 1938 r. na atak serca w Wenecji. Został pochowany na cmentarzu Rakowickim. Pogrzeb legendarnego pułkownika, ulubionego oficera marszałka Piłsudskiego, stał się wielką manifestacją patriotyczną.
Fot. archiwum

Bartolomeo Berrecci (ok. 1485-1537) Architekt, rzeźbiarz

Fidiaszowy kunszt

O jego korzeniach i dzieciństwie wiemy niewiele. Nie jest pewna ani data (między 1480 a 1485 r.), ani miejsce narodzin (prawdopodobnie Pontasieve koło Florencji). Do Polski został sprowadzony przez Jana Łaskiego - historycy przypuszczają, że z Węgier, w roku 1516 - jako jeden z licznych włoskich architektów i rzeźbiarzy ściągających na dwór Jagiellonów.
Jak czytamy w "Dziejach Krakowa", "jednym z pierwszych był Giacomo Montana, chirurg i golibroda, a równocześnie zaufany sługa Zygmunta Starego, ożeniony z mieszczką krakowską". Berrecci najwyraźniej bardziej gustował w pannach z Kazimierza, gdyż żenił się z córkami tamtejszych mieszczan. Najpierw z Małgorzatą Szelągówną, a następnie z Dorotą Czarnowojszczanką. Właśnie Dorotę i spłodzone z nią dwie córki, Katarzynę i Annę, Bartolomeo wymienia w spisanym własnoręcznie, po włosku, testamencie. Zapisuje im m.in. sześć kamienic, dwa kramy i plac, do późniejszego rozporządzenia wyłączając sadzawkę, cegielnię i łąkę.
Testament został sporządzony w 1536 r. Jak widać, podczas dwudziestoletniego pobytu w Krakowie Berrecci dorobił się znacznego majątku. Był więc człowiekiem nie tylko biegłym w swoim fachu, ale także zaradnym życiowo. Doszedł zresztą w Polsce do znacznych godności, pełniąc od 1533 r. funkcję ławnika na Kazimierzu. Zginął w Rynku w Krakowie z rąk swego rodaka - skrytobójcy. O co poszło? Podobno podłożem zbrodni była zazdrość.
Dowodem szacunku, jakim darzono Berrecciego, był fakt, że zmarły w tak tragicznych okolicznościach włoski artysta został pochowany w kościele - Bożego Ciała.
Bartolomeo Berrecci był nadwornym architektem i rzeźbiarzem króla Zygmunta I, przejmując warsztat po innym przybyszu z Italii, Franciszku Florentczyku. Cały jego znany dorobek artystyczny jest związany z Polską. Rozbudowa Wawelu i zamku w Niepołomicach, baldachim do nagrobka króla Władysława Jagiełły w katedrze wawelskiej, pomniki i płyty nagrobne... Najważniejszym dokonaniem Berrecciego jest jednak zbudowana w latach 1519-1531 kaplica Zygmuntowska, uznawana przez wielu za najwspanialsze dzieło włoskiego renesansu na północ od Alp.
Rzeczywiście, Berrecci zbliżył się tu do ideału architektury okresu odrodzenia. Czystość stylu, rzeźby, którymi zachwyca się Andrzej Krzycki, autor łacińskich inskrypcji na zewnętrznych ścianach mauzoleum, rozpływając się nad "fidiaszowym kunsztem" ich twórców. Wrażenie potęguje wspaniała kopuła, połyskująca w promieniach słońca. Pozłacana, choć krakowianie skutecznie wmawiają odwiedzającym Wawel turystom, że wykonana ze szczerozłotej blachy. Na chwałę potęgi państwa Jagiellonów i wielkiego mistrza z Włoch.
Kaplica Zygmuntowska, najwspanialsze dzieło Bartolomeo Berrecciego.
Fot. Anna Kaczmarz
Teksty: Adam Rymont

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski