Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowscy astronomowie pasjonaci odkrywają nowe ciała niebieskie

Paweł Stachnik
Michał Żołnowski
Michał Żołnowski fot. Andrzej Banaś
ASTRONOMIA. Michał Żołnowski, lekarz z Krakowa, jest właścicielem dwóch prywatnych obserwatoriów astronomicznych. W jednym z nich odkryto blisko sto planetoid, a w drugim kometę. Współpracuje z astronomami, z którymi dalej poszukuje kolejnych supernowych

Michał Żołnowski na co dzień pracuje jako lekarz. Po pracy zmienia się jednak w astronoma pasjonata. Jako jeden z niewielu ludzi w Polsce jest właścicielem dwóch prywatnych obserwatoriów astronomicznych, jednego we Włoszech, drugiego w Chile.

Astronomią interesował się od czasów szkoły podstawowej. Jak sam dziś mówi, to była totalna fascynacja. Niebo obserwował wtedy przy pomocy radzieckiego teleskopu i lornetki, zaczytywał się książkami Stanisława Lema i literaturą astronomiczną, a nocne obserwacje wpisywał do „dziennika naukowego”. W okolicach matury poważnie myślał o astronomii jako kierunku studiów. Ostatecznie jednak wygrała inna pasja – medycyna. Na dobrych parę lat zainteresowanie gwiazdami i planetami musiało ustąpić anatomii, fizjologii i genetyce. Ale że stara miłość nie rdzewieje, to i on po jakimś czasie wrócił do astronomii.

Obserwatorium w ogrodzie
– _Przejeżdżałem kiedyś obok jednego z krakowskich sklepów ze sprzętem astronomicznych. Wstąpiłem, porozmawiałem ze sprzedawcą i… wyszedłem z teleskopem. Potem kupiłem następny i jeszcze następny, aż wreszcie dojrzałem do decyzji o __wybudowaniu swojego własnego obserwatorium _– opowiada pan Michał.

W 2005 r. w ogrodzie jego domu w krakowskich Łuczanowicach pojawiło się jako jedno z pierwszych w Polsce prywatne obserwatorium astronomiczne. Był to osobny budynek z przesuwanym automatycznie dachem, spod którego wyłaniał się teleskop (tzw. obserwatorium harvardzkie). Pan Michał zajmował się w nim astrofotografią estetyczną, a więc za pomocą aparatu fotograficznego podłączonego do teleskopu robił piękne zdjęcia gwiazd, mgławic i galaktyk. Wiadomo jednak, że apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Po paru latach uznał, że warto by przejść do poważniejszych działań astronomicznych. Poza tym dotknęło go to, z czym zmagają się wszyscy miłośnicy astronomii w Krakowie – zbyt zanieczyszczone światłami niebo, co znacznie utrudnia obserwacje. Pan Michał zaczął więc rozglądać się za innym miejscem, do którego mógłby przenieść swój sprzęt. Pomógł przypadek.

Tak się złożyło, że w tym czasie stał się razem z żoną właścicielem starego domu we Włoszech, na granicy Toskanii i Emilii-Romanii. Miejsce było jakby stworzone do ulokowania w nim małej placówki obserwacyjnej. Niebawem powstał tam niewielki budynek zaopatrzony w przesuwany dach (notabene wybudowała go ekipa polskich górali), a w środku zamontowano dobrej jakości sprzęt astronomiczny – teleskop o średnicy 40 cm, dwa komputery i bardzo czułą kamerę. Obserwatorium zostało całkowicie zautomatyzowane, tak aby można było nim zdalnie sterować. Przy użyciu odpowiednich programów pan Michał może je uruchomić za pomocą… swojego telefonu komórkowego.

–_ Mój znajomy, świetny inżynier elektronik Zdzisław Łączny, poświęcił kilka miesięcy swojego życia, żeby zaprojektować system sterujący obserwatorium. Dzięki temu może ono w każdej chwili schować sprzęt, zabezpieczyć się przed pogorszeniem pogody czy przed __jakimś intruzem _– opowiada pan Michał.

Jak wygląda to w praktyce? O zaprogramowanej godzinie wieczorem odsuwa się dach obserwatorium, włącza się i wysuwa teleskop, a kamera przystępuje do fotografowania nieba. Zrobione zdjęcia za pomocą satelitarnego łącza internetowego na bieżąco przesyłane są do Polski. Nad ranem obserwacje dobiegają końca, sprzęt chowa się do środka i wyłącza, a dach wraca na swoje miejsce.

System jest tak zaprojektowany, że rzeczywiście nie wymaga obecności człowieka, a ewentualne awarie daje się usunąć na odległość. – _Od ubiegłego roku mamy tam satelitarne łącze internetowe. Antena łączy się bezpośrednio z satelitą geostacjonarnym. Jeśli to zawiedzie, to mamy łączność GSM-ową. A __jeżeli to zawiedzie, to jest jeszcze system SMS-owy, przez który zwykłym telefonem można wyłączyć całe obserwatorium _– opowiada pan Michał.

Sto planetoid
Gdy placówka już działała (otrzymała nazwę Rantiga Osservatorio), jej twórca przypomniał sobie o swoim dawnym astronomicznym marzeniu: odkryciu jakiejś planetoidy. Wydawałoby się, że dziś, w XXI w., gdy niebo nieustannie przeczesywane jest przez olbrzymie teleskopy w ramach wielkich programów astronomicznych finansowanych przez bogate kraje, niewielkie obserwatorium z niedużym teleskopem nie ma szans w tej rywalizacji. Michał Żołnowski podjął jednak wyzwanie.

We współpracy z Michałem Kusiakiem, studentem astronomii na UJ i znanym odkrywcą tzw. komet muskających Słońce (opisywanym niegdyś na naszych łamach), rozpoczęli poszukiwania. I po raz kolejny okazało się, że dla chcącego nic trudnego – po kilku miesiącach analizując wykonane we włoskim obserwatorium zdjęcia nieba, udało im się trafić na nieskatalogowaną dotychczas planetoidę. Dziś na koncie mają już około stu planetoid, choć oficjalnie potwierdzona została na razie tylko jedna.

Wynika to z zawiłości procesu rejestracyjnego – potrzeba bowiem od kilkunastu miesięcy do kilku lat, aby planetoida kilka razy okrążyła Słońce, a jej orbita została dobrze poznana. Dopiero po takim zbadaniu nowego ciała niebieskiego zostaje ono nazwane i skatalogowane przez amerykańską instytucję Minor Planet Center. _– W najbliższych miesiącach procedura ta powinna zostać zamknięta w stosunku do kilkunastu naszych obiektów, a za __parę lat obejmie całą setkę _– mówi Michał Żołnowski.

Czym właściwie są obiekty, które odkryli? To planetoidy, czyli niewielkie ciała niebieskie krążące między Marsem a Jowiszem, w tzw. głównym pasie planetoid. Są to bryły wielkości od kilkuset metrów do kilku kilometrów, nie zagrażające Ziemi. Planetoidy większe, te o wielkości kilkudziesięciu czy kilkuset kilometrów, zostały odkryte w poprzednich latach. Dziś pozostały do odkrycia niewielkie obiekty, które przez swoje małe rozmiary są trudniejsze do sfotografowania.
Od kilku miesięcy z włoskim obserwatorium współpracuje Grzegorz Duszanowicz, który na co dzień mieszka w Szwecji i zajmuje się odkrywaniem supernowych. _– Odkrył ich w swoim szwedzkim obserwatorium dziesięć – jako jedyny Polak! – a teraz pomaga nam szukać we Włoszech kolejnych supernowych _– mówi pan Michał.

Sukcesy odniesione przez włoską placówkę zachęciły Michała Żołnowskiego do poszerzenia działalności. Na spółkę z przedsiębiorcą Marcinem Gędkiem nabył więc kolejne obserwatorium, tym razem w… południowoamerykańskim Chile, na środku pustyni Atacama.

Pierwsza od 90 lat
Dlaczego właśnie w Chile? – _Bo jest tam ponad 300 pogodnych nocy w nocy, a południowa część nieba nie jest tak pokryta teleskopami jak na półkuli północnej. Szanse na odkrycie jakiegoś nowego, ciekawego ciała niebieskiego, np. komety, są tam większe niż__tutaj _– wyjaśnia pan Michał.

W nowej placówce, mającej postać niedużego drewnianego domku, trzeba było wymienić teleskop na większy. Na pustynię polecieli więc Michał Żołnowski i Marcin Gędek i przez tydzień w dość trudnych warunkach klimatycznych i terenowych montowali sprzęt i oprogramowanie. Chilijskie obserwatorium również zostało całkowicie zautomatyzowane i poddane zdalnemu sterowaniu. By to zademonstrować, Michał Żołnowski wyjmuje swój telefon komórkowy, a po paru kliknięciach na ekranie wyświetla mu się monitor komputera z obserwatorium w Chile. Widzimy też obraz z kamery pokazującej wnętrze placówki. W ten sposób pan Michał, siedząc w krakowskiej kawiarni, może sterować urządzeniami w miejscu odległym o kilkanaście tysięcy kilometrów!

Gdy chilijskie obserwatorium na dobre ruszyło, 23 marca tego roku, członkowie zespołu zajmujący się analizą zdjęć (Michał Kusiak oraz Rafał Reszelewski ze Świdwina) zauważyli nieznaną dotychczas kometę. To czwarta kometa odkryta przez Polaków po wojnie i pierwsza od 90 lat odkryta przez nieprofesjonalnych astronomów. Odkrywcy nadali jej nazwę Polonia, taką jaką nosi też chilijskie obserwatorium. Pod koniec maja kometa będzie widoczna z terenu Polski, choć tylko przez duże teleskopy.

– _Bardzo chcieliśmy odkryć kometę, czy to w obserwatorium włoskim czy też chilijskim. Ja już trochę traciłem nadzieję, ale wreszcie się udało, a to spory sukces _– cieszy się Michał Żołnowski.

On i jego koledzy mają szansę na zdobycie Nagrody Wilsona. Jest ona przyznawana co roku prywatnym osobom odkrywającym komety. Ma ona wymiar finansowy dzielony na wszystkich uczestników odkrycia. – _Jeżeli ją dostaniemy, to pieniądze oczywiście zainwestujemy w __sprzęt, by robić kolejne odkrycia _– uśmiecha się pan Michał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski