Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowska Droga Królewska

Andrzej Kozioł
...w dali majaczące w mgle smukłe wieże mariackiego kościoła
...w dali majaczące w mgle smukłe wieże mariackiego kościoła fot. Anna Kaczmarz
Droga Królewska. Wjeżdżając do Barbakanu, król przejmował miasto. Bona Sforza przywozi bogaty posag. Pogrzeby wyprzedzały koronacje. Sobieski lśnił od klejnotów.

To najczcigodniejszy, najwspanialszy krakowski trakt. Zaczyna się wspaniale i wspaniale kończy. Kiedy staniesz na granicy Kleparza, na placu Matejki, i spojrzysz przed siebie, zobaczysz coś cudownego, jeden z najpiękniejszych widoków średniowiecznych miast. Na pierwszym planie przysadzista bryła najeżona ostrymi wieżyczkami – Barbakan, zwany niegdyś także Rondlem, Porta Gloriae.

Za Barbakanem Brama Tworzyjańska, czyli Floriańska, a w dali majaczące w szaro-niebieskawej mgle smukłe wieże mariackiego kościoła. Tutaj zaczyna się Via Regia, Droga Królewska, która – przez Rynek, Grodzką, Senacką i Kanoniczą – pro- wadzi do najświętszego miejsca Polaków, na Wawel.

Tędy ciągnęły uroczyste pogrzeby, tędy uroczyście przemierzały miasto królewskie orszaki, tędy podążali królowie, aby w wawelskiej katedrze na ich skronie włożono koronę. Pochód zaczynał się na Kleparzu, przed kościołem św. Floriana. Przekroczenie murów Barbakanu uchodziło za symboliczne przejęcie miasta przez władcę. W Rondlu czekali już przedstawiciele miejskich władz, którzy po nieodzownych oracjach rozpinali nad królewską głową baldachim i pod jego osłoną monarcha Drogą Królewską, w szpalerze wojska, przejeżdżał na zamkowe wzgórze.

Tak było wieczorem 20 stycznia 1507 roku, kiedy Zygmunt I przekroczył granicę miasta. W świetle pochodni litewscy i ruscy wielmoże spotkali się z pocztami polskiego rycerstwa i wspólnie powiedli wielkiego księcia litewskiego do zamku, gdzie wkrótce, 24 stycznia, został koronowany.

Kilka lat później, 6 lutego 1512 roku, król witał swoją pierwszą żonę. Barbara, córka „Stefana z Zapoly pana na Trenczynie, grabie na Spiszu i wojewody siedmiogrodzkiego, człowieka w zamki, miasta i skarby możnego”_, _przybyła do Łobzowa w osiemset koni. Tam w imieniu króla mowę powitalną wygłosił arcybiskup Jan Łaski. Na Kleparzu czekali profesorowie Akademii, mieszczanie, duchowieństwo. Ponieważ mróz był tęgi, a śnieg kopny, drogę na Wawel królewska para pokonała w saniach.

Na szczęście kolejna żona Zygmunta I, Bona Sforza, przybyła do Krakowa wiosną, 15 kwietnia 1518 roku, a więc aura, w tym roku podobno wyjątkowo łaskawa, iście włoska, pozwalała na bardziej uroczyste powitanie.

Kraków z pewnością plotkował o wyprawie, którą Sforzówna przywiozła do Krakowa, a było o czym. W sepetach przyjechało na Wawel 96 czepków haftowanych złotem – przeznaczonych dla królowej, bo król otrzymał ich 36. A czepeczki królowej Bony to było coś – jubilerskie arcydzieła: diamenty, rubiny, perły, złote blaszki. Prześcieradeł w posagu nie było wiele, 20 sztuk, ale każde haftowane jedwabiem w kwiatowe wzory. Kołder przywiozła Bona nieco mniej, bo 18, koszul 115, w tym niektóre z holenderskiego i flamandzkiego płótna, 12 szlafroków, 120 chustek do nosa, wszystkie haftowane jedwabiem lub nawet złotem. I jeszcze mnóstwo srebra, nawet srebrny stół, 64 obrusy. I jeszcze 48 brytów kurdybanu – do obicia wawelskich ścian, a oprócz nich inne obicia. I do tego mnóstwo wytwornych drobiazgów.

Zapewne Kraków plotkował o przywiezionym z Włoch wianie, z całą pewnością gapił się na przejazd królewskiej pary. A było na co patrzeć. Sforzy towarzyszyło 300 Włochów, do jej orszaku dołączył w Łobzowie król. Spotkanie opisał kronikarz Marcin Bielski:

...król wyjechał wespołek z książęty mazowieckimi i innymi panami radami swymi przed miasto i czekał na nią pod namioty na to rozbitemi; tamże gdy zsiadła z konia królowa, witał ją naprzód od króla Łaski arcybiskup, a potem król wyszedłszy z namiotu przywitał się z nią, a przywitawszy pod namiot prowadził (a sukno czerwone wszędzie rozbite po ziemi); tamże przedniejszy wszyscy, co z królową przyjechali, witali króla, a potem jechali ku miastu. A tymczasem z dział bito i strzelano wszędzie po polu i niektórzy kopie ze sobą kruszyli.

Po powitaniu na Kleparzu, orszak ruszył tradycyjną drogą monarszych przejazdów – przez Barbakan, szyję łączącą go z bramą, przez bramę i ulicę Floriańską. Na czele podążali królewscy dworzanie, poczty polskich i litewskich wielmożów, orszaki biskupów, za nimi dwór królowej i zaproszeni goście. Wreszcie otoczona przyboczną królewską gwardią czwórka najważniejszych uczestników ceremonii: Zygmunt, Bona, margrabia Kazimierz i kardynał Ippolito d’Este – wszyscy konno. Za nimi, w ciągniętej przez osiem koni bogatej karocy, jechała księżna Anna Mazowiecka, a w dwóch następnych karocach damy dworu. Pochód zamykali mniej dostojni goście – duchowni, szlachta, wawelscy dworzanie. W sumie Drogą Królewską przeszło 10 tysięcy osób!

Oczywiście trasa pochodu była bogato ozdobiona. Zazwyczaj z okien wywieszano kobierce i obyczaj ten przetrwał do dziś, ciągle w ten sposób stroi się domy podczas procesji, na przykład św. Stanisława. (Kiedy do Krakowa zjechał Franciszek Józef I, jeszcze młody i niechętnie witany po inkorporacji Wolnego Miasta przez Austrię, nakazano wywieszenie kobierców. Krakowianie zbojkotowali nakaz, a „Czas” tłumaczył, że dywany spłonęły podczas wielkiego pożaru. Jakimś cudem pojawiły się jednak podczas procesji...) Dywany to jednak mało, bowiem Drogę Królewską ozdabiano w niezwykły sposób, także stawiając skomplikowane, misterne „brony”, czyli bramy. Takie jak na koronację Ludwiki Marii w 1646 roku:

Na Tworzyjańskiej ulicy przed Murzyny wysoko ozdobna brama, na wierzchu na gałce stał orzeł biały, który się kłaniał, także na rogach czterech orłów czarnych wielkich, także na wieżyczkach spiczastych, a gałki na wierzchu, na których stali, którzy skrzydła rozpościerali szeroko i zaś się obracali ku Rynkowi, gdy Królestwo Ich Mość przejechali; w pośrodku ganek, gdzie muzyka grała w różne instrumenta, po stronach różne malowania były zwycięstw tryumfalnych Króla JMości, także herby królestw i księstw Królestwa Jmości, a w pośrodku w bramie anioł spuszczał się, trzymając w jednej ręce koronę, a w drugiej wieniec bobkowy.

Zachowało się wiele relacji z monarszych przejazdów Drogą Królewską, drobiazgowo opisany został także wyjątkowo paradny wjazd Henryka de Valois. Jak się rzekło, Via Regia była także świadkiem uroczystości pogrzebowych i bywało, iż żałoba mieszała się z radością intronizacji. Tak było w przypadku pogrzebu Zygmunta Augusta (pochowano go nieomal dwa lata po śmierci i tyle trwało interregnum) oraz koronacji Walezjusza. Kilka dni po pogrzebie, 18 lutego 1574 roku, król Henryk wjechał do Krakowa. Była noc, wyjątkowo ciepła jak na tę porę roku, ale Tworzyjańską ulicę – jak zapewniał kronikarz – oświetlało tyle świec, iż było jasno niczym w dzień.

I tak, w rytmie stukotu końskich kopyt, w szumie chorągwi, w lśnieniu złota i purpury, toczyła się przez Królewską Drogę historia. Kolejne koronacje (ostatnimi władcami, którzy w ten sposób wjeżdżali do dawnej stolicy, byli Wettynowie – August II i August III), kolejne pogrzeby, kolejne triumfalne wjazdy. Jan III Sobieski dwukrotnie przemierzył trasę pomiędzy Barbakanem a Wawelem. Pierwszy raz 30 stycznia 1676 roku, przed koronacją. Zachował się nie tylko opis wjazdu, ale nawet królewskiego stroju – monarcha ubrany był w niebieską, przetykaną złotem i srebrem, szubę, pąsowo-złoty żupan z diamentowymi guzami, spięty broszą z dużymi diamentami i karbunkułem „tak wielkim, jak podobnego nie masz w Europie”. Po raz drugi Sobieski wjechał do Krakowa po wiedeńskiej wiktorii.

A za tydzień o ostatnim pobycie w Krakowie ostatniego cesarza Austrii, wydarzeniu smutnym dla upadającej monarchii, ale niespodziewanie radosnym dla Polaków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski