Fot. Anna Kaczmarz
Od zawsze chciała Pani zostać fryzjerką?
- Wszystko zaczęło się w drugiej klasie podstawówki. Przed zrobieniem zdjęcia do legitymacji szkolnej mama zaprowadziła mnie do fryzjera, który bardzo krótko ściął mi grzywkę. Pamiętam, jak pół dnia płakałam z powodu okropnej fryzury. Wtedy obiecałam sobie, że ja kiedyś będę tylko ładnie strzyc.
- I jak udało się realizowanie dziecięcych marzeń?
- Najpierw poszłam do zawodowej szkoły fryzjerskiej, gdzie uczyłam się trzy lata. Praktykę miałam w salonie na ulicy Wiślnej, którego dziś już, niestety, nie ma. Od razu po ukończeniu szkoły zaczęłam pracę. W tym roku obchodziłam 18-lecie własnego salonu.
- Dobry fryzjer musi mieć swój własny zakład?
- Powinien. Pamiętam, jak szukałam lokalu. Nie stać było mnie na wynajem w centrum. Wybór padł na Kurdwanów. Wszyscy pukali się w głowę i mówili, że to prawie jak praca na wsi. Ja miałam jednak swój pomysł. Prawie dwie dekady temu jako pierwsi w tym rejonie zaczęliśmy klientom podawać kawę. Po dwóch tygodniach przyszła klientka i powiedziała, że do kawy przyniosła ciasto. Zaczął tworzyć się domowy klimat, a ja zaczęłam wierzyć, że to może się udać. Dziś przychodzi 90 osób dziennie. Cztery pokolenia krakowian.
- Kiedy pojawiła się myśl, by wziąć udział w mistrzostwach?
- Był rok 2003. Wtedy zdobyłam tytuł Mistrza Polski w kategorii fryzjerstwo męskie. Tego samego roku pojechałam na pierwsze mistrzostwa do Mediolanu. W imprezie tej rangi mogą bowiem brać udział tylko osoby, które mają krajowy tytuł mistrzowski. Wtedy taki fryzjer zostaje powołany do kadry narodowej, która organizuje wyjazdy na mistrzostwa.
- Jak wyglądały tegoroczne mistrzostwa?
- Trzeba przyznać, że nie było łatwo. Na taką imprezę zjeżdżają się sami najlepsi fryzjerzy i styliści świata. W tym roku w sumie było około tysiąca osób. Wielu fryzjerów startowało tylko w jednej konkurencji. Ja wystartowałam aż w pięciu. Piąte miejsce zdobyłam w kategorii damskiej "fryzura dzienna kreatywna". Srebro wywalczyłam w "full fashion" fryzur męskich. Tu oceniana jest nie tylko fryzura, ale cała stylizacja wraz ze strojem i makijażem. W każdej z konkurencji do pokonania jest zazwyczaj od 20 do 70 osób.
- Czy we fryzurze z takich mistrzostw można wyjść na ulicę?
- Niestety, w 98 procentach te fryzury nie mają szans na pojawienie się w salonach. Nie oznacza to, że są niewykonalne. Problem w tym, że niewiele osób odważy się wyjść w nich na ulicę. Trzeba podkreślić, że w trakcie zawodów liczy się nie tylko precyzja, ale także szybkość wykonania stylizacji. A czasu, jak zwykle jest za mało.
- Kiedy narodził się pomysł zwycięskiej stylizacji?
- Wizje fryzur najczęściej miewam, gdy nie mogę w nocy spać. Tym razem było podobnie.
- Ma Pani na koncie wiele sukcesów i tytułów mistrzowskich - myśli Pani już o fryzjerskiej emeryturze?
- Od 18 lat strzygę po 13 godzin dziennie i tylko to daje mi największą radość. Nie wyobrażam sobie, że przestanę to robić. To prawda, w życiu zawodowym osiągnęłam naprawdę wiele, jako jedyna w kraju mam mistrzowski zarówno we fryzjerstwie damskim, jak i męskim. Faktycznie czas nieco zwolnić, przekazać nożyczki młodszym. Tytuły i medale cieszą, jednak najwięcej satysfakcji daje mi codzienna praca i zadowolenie klientów. Bóg im dał talent, nie chcę, by tego kiedykolwiek żałował.
- Jak ocenia Pani to, co na głowach mają krakowianie?
- W Krakowie, podobnie jak w całej Polsce, poziom fryzjerstwa jest całkiem niezły.
- Co na głowach zobaczymy w tym sezonie?
- Nadal jesienią modne będą fryzury w stylu "The Beatles", czyli średniej długości. Ponadto królować będą uczesania w stylu lat 70. W kwestii koloru zaobserwować można powrót naturalnych kolorów.
Rozmawiał Marcin Warszawski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?