Przed kilkoma dniami przyjechała ze swoimi zawodniczkami z Wiednia była świetna piłkarka ręczna Cracovii Kazimiera Tomaszewska (z domu Węgrzyn). Jej zespół Admira Landhaus wygrał turniej o puchar rektora Uniwersytetu Rolniczego.
Te dwa kluby zajmują szczególne miejsce w jej życiu. Z pierwszym sięgała po mistrzostwo Polski, z drugim zdobywała medale mistrzostw Austrii, pracowała jako trenerka I drużyny, a dziś jest szefem szkolenia.
Pomogła... choroba
Przygodę z piłką ręczną zaczęła w SP nr 96 na Olszy. Razem z koleżankami sięgała po mistrzostwo Krakowa i województwa. Pewnego dnia miała wziąć udział w zajęciach, podczas których Andrzej Wiśniewski, prowadzący Krakusa Nowa Huta, miał wybrać utalentowane dziewczyny do swego klubu. Nie poszła jednak na nie.
– Miałam anginę oraz wysoką temperaturę. I Bogu dzięki, bo z powodu choroby nie trafiłam do Krakusa, ale do Cracovii. Miałam wtedy 14-15 lat – wspomina 28-krotna reprezentantka Polski, grająca na wszystkich pozycjach na rozegraniu i na lewym skrzydle.
W Cracovii w juniorkach prowadził ją Andrzej Melnyczuk, a w seniorkach najdłużej Edward Surdyka. W latach 1974-88 rozegrała 743 mecze (najwięcej w historii sekcji), w tym 418 ligowych. Była obdarzona świetnym rzutem, przez kilka lat plasowała się w czołówce najlepszych snajperek ligi (raz była królową strzelczyń).
Potrafiła rozerwać każdą defensywę i pokonać najlepszą bramkarkę. W 1981 roku w meczu z Pogonią Szczecin została sfaulowana w ostatniej sekundzie przy stanie 17:17. Już po czasie gry wykonała rzut wolny, zapewniając zwycięstwo swej drużynie.
Łącznie strzeliła 2607 bramek (w tym 1727 w lidze) – drugi wynik w historii sekcji (za Lidią Siodłak – 2654 goli w 719 spotkaniach w latach 1975-88). Byłoby ich więcej, gdyby nie przerwa macierzyńska (w 1979 roku urodziła Pawła).
Pięć mistrzowskich medali
Miała wielki udział w zdobyciu przez Cracovię mistrzostwa Polski w latach 1985 i 1987, wicemistrzostwa kraju w latach 1986 i 1988, trzeciego miejsca w lidze w 1984 roku oraz Pucharu Polski w latach 1985 i 1988. Po ligowe złoto sięgała z koleżankami w efektownym stylu; drugi tytuł Cracovia zdobyła z przewagą aż 14 punktów nad następną drużyną, doznając zaledwie jednej porażki w sezonie.
Zapytana, co najbardziej zapamiętała z tamtego okresu, mówi: – Zawodniczki z innych klubów zazdrościły nam atmosfery panującej w naszej drużynie. Bardzo dobrze się rozumiałyśmy na boisku i poza nim. Łączyła nas przyjaźń. Chociaż bywało, że kłóciłyśmy się prywatnie, nie było mowy o tym, by wychodzić z tym na boisko. Nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby nie przyjść na trening. Po meczach chodziłyśmy do kawiarni „Marago”, która znajdowała się naprzeciw hali Wawelu przy ulicy Zwierzynieckiej (potem zespół grał przy ul. Podchorążych).
Do integracji krakowianek przyczyniały się m.in. czwartkowe obiady. – W czwartki albo nie było treningów, albo były o dziesiątej rano. Potem – po kolei w domu każdej zawodniczki – gotowałyśmy razem obiad. A po południu szłyśmy na trening. Gdy skończyłyśmy grać, to w ogrodzie urządzałyśmy sobie party. Do dziś utrzymujemy ze sobą kontakt – opowiada.
Zazdrosne przeciwniczki
Podkreśla ogromną rolę, jaką w sukcesach jej i koleżanek odgrywał trener Surdyka. – Rywalki nam zazdrościły, że najpóźniej rozpoczynamy przygotowania do nowego sezonu. Nawet dopiero na początku sierpnia. Trener Surdyka umiał nas w krótkim czasie przygotować. Pierwsze dwa mecze miewałyśmy zwykle słabe, ale potem grałyśmy koncertowo – zaznacza.
Wieloletniego szkoleniowca Cracovii chwali za jego umiejętne podejście do zawodniczek.
– Nie zawsze chodziłyśmy spać o dziesiątej wieczorem. Przyznaję, że imprezy były. Ale trener Surdyka, jak widział, że jeszcze nie śpimy, to nie szedł sprawdzać, co robimy, i za to go ceniłyśmy. Nigdy bowiem nie przesadzałyśmy z imprezowaniem. Trener wiedział, że na drugi dzień potrafimy się zmobilizować i wygrać. A gdy podczas meczu krzyczał na nas, to miał powód – wspomina.
Nawet najlepsza atmosfera w drużynie nie przyniosłaby świetnych wyników, gdyby nie jej wysokie umiejętności.
– Miałyśmy mocny, wyrównany skład – przynajmniej, jeśli chodzi o pierwszą siódemkę i dwie-trzy rezerwowe. Inteligencją w grze nadrabiałyśmy braki w sile fizycznej. Byłyśmy dobrze wyszkolone technicznie. Dobrze grałyśmy i w ataku pozycyjnym, i z kontry – wspomina.
Chwali się skutecznością, ale nie ukrywa swej słabości: – Mówiono, że nie chce mi się biegać. Nie byłam fanką biegania. Nie umiem sobie wyobrazić, żebym z własnej woli godzinę biegała.
Jej mężem został piłkarz ręczny Hutnika Kraków, kołowy Zbigniew Tomaszewski, który z kolegami zdobył trzy tytuły mistrza Polski (1979-81). Gdy wyjechała do Wiednia, on jeszcze przez rok grał w Hutniku.
Małżeństwo na parkiecie
W Austrii początkowo oboje występowali na parkiecie – ona cały czas w Admirze, on w HSV Wiedeń, Floridsdorf i Fuenhaus. Syn Paweł nie poszedł w ich ślady. Grał w piłkę, ale nożną – w juniorach Hutnika. Ukończył telekomunikację na AGH, cały czas mieszka w Krakowie.
W Admirze grała kilka lat, dwukrotnie zajmując trzecie miejsce w lidze, co dla tego kluby było wielkim sukcesem. Występowała w europejskich pucharach. Potem przez ponad 10 lat prowadziła I drużynę, zajmując miejsca w środku tabeli, co też było dużym wyczynem.
– To amatorski klub. Dziewczyny trenują trzy razy w tygodniu. I muszą jeszcze płacić, żeby klub mógł funkcjonować – 300 euro rocznie, dzieci – 170 – mówi.
Od trzech lat nie prowadzi już seniorek, choć te ciągle ją namawiają na powrót do roli trenerki. Jest szefem wyszkolenia dziewcząt od najmłodszych grup po juniorki. Zajmuje się też naborem do klubu.
– Trenerzy chodzą do szkół, by znaleźć dziewczęta z III i IV klasy szkoły podstawowej. Ja cztery-pięć razy w miesiącu prowadzę w szkołach lekcje wf z piłką ręczną. Raz w miesiącu w Wiedniu organizuje się turniej z udziałem 32 drużyn złożonych z młodych zawodniczek. W I lidze nie może grać drużyna, jeśli w jej klubie nie ma zespołu U19 – przedstawia system handballowego skautingu funkcjonujący w stolicy Austrii.
Nadal ma polskie obywatelstwo, chce wrócić do ojczyzny na stałe. – Jechałam do Austrii tylko na rok, a jestem tam już tyle lat. Ale wrócę – zapewnia.
MISTRZYNIE PO LATACH
Czym się zajmują inne krakowianki, które z Kazimierą Tomaszewską zdobyły medale MP? Zofia Figas prowadzi we Francji pralnię, Genowefa Gorzkowska jest fizjoterapeutką w Austrii, Lidia Siodłak pracuje w Niemczech, Bogu- sława Dąbrowska żyje w Szkocji, Jolanta Rząsiecka i Elżbieta Madej pracują w Chrzanowie. Beata Golik jest nauczycielką wf, trenerką kadry Małopolski i z mężem prowadzi firmę rekreacyjno-sportową, Dorota Pawłowska pracuje w firmie ubezpieczeniowej, Małgorzata Hołda ma swą firmę. W Krakowie mieszkają też m.in. Alicja Główczak i Kinga Sadowska. W 2012 roku zmarła Wanda Wójcik. (F)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?