– Po raz pierwszy w karierze lekkoatletki odebrała Pani złoty medal. Było święto?
– Umiarkowane, bo odczucia mieszane. Z jednej strony satysfakcja ze zwycięstwa w halowych mistrzostwach Polski, z drugiej nie wykonałam minimum PZLA w skoku w dal (6,55 m), nie udało się zakwalifikować do polskiej ekipy na europejski czempionat pod dachem w Pradze. Niemniej złoto cieszy, dotąd w mistrzostwach Polski w hali i na stadionie zdobywałam medale srebrne i brązowe.
– Rywalizacja w skoku w dal w Toruniu na mistrzostwach Polski była zacięta, a Pani oraz poznanianka Anna Jagaciak skoczyłyście po 6,40 metra!
– Taka sytuacja zdarzyła się pierwszy raz, odkąd skaczę w dal. O złocie zadecydował drugi wynik, ja miałam lepszy, bo 6,33. Szkoda, że nie udał mi się pierwszy skok w finale. Byłabym na luzie i pewnie potem dalej skoczyła. Do Torunia jechałam z postanowieniem zdobycia złota. Miałam najlepszy wynik na krajowych listach, 6,42 z Wiednia, skoczyłam też 6,41. Liczyłam więc na złoto, jak i minimum do Pragi. Do tego drugiego celu brakło jednak luzu od początku konkursu oraz doświadczenia.
– Jakie elementy wymagają poprawy?
– Mam sporą szybkość na rozbiegu, ale muszę poprawić technikę skoku. Tu są braki i niektórzy szkoleniowcy śmieją się, że jestem jak przedszkolak na rozbiegu. Może to dziwne porównanie z przedszkolakiem, bo mam swoje lata, ukończone 28, ale skok w dal uprawiam dopiero trzeci sezon i jeszcze się uczę. Dawniej przez wiele sezonów skakałam wzwyż. Zmieniłam konkurencję i nie żałuję; wiem, że mam jeszcze w skoku w dal spore możliwości.
– Cele przed złotą medalistką?
– Znów treningi, aby latem osiągnąć minimum PZLA w dal (chyba będzie 6,70) do mistrzostw świata w Pekinie. Tam walczyłabym o miejsce w czołowej ósemce. Bariera wyznaczona przez PZLA mnie nie przeraża. Skoro w tamtym roku zimą skakałam 6,14, a na stadionie latem 6,55, to jeśli teraz w hali miałam 6,42, aż boję się powiedzieć głośno, ile mogę skoczyć latem. Tylko trzeba poprawić pewne elementy techniczne, wtedy nawet bariera 7 metrów nie będzie taka straszna. W Chinach już byłam na Uniwersjadzie (zajęłam ósme miejsce w skoku wzwyż), ale nie w stolicy kraju, toteż z chęcią zobaczyłabym Pekin. A za rok Rio de Janeiro, igrzyska olimpijskie. Po nich zastanowię się, co dalej z wyczynem w sporcie.
– Ma Pani zapewnione dobre warunki przygotowań do mistrzostw świata i igrzysk?
– Sporo trenuję w Krakowie, tu też można szlifować formę bez oglądania się na zgrupowania w egzotycznych krajach, choć przy nadarzającej się szansie z takiego obozu skorzystam. W wolnych chwilach pracuję, uczę w Niepołomicach dzieci pływać. Lubię to, moja mama była w Rzeszowie pływaczką. We wszystkich przygotowaniach pomaga mi mąż Łukasz, bo jest moim trenerem. Przed zawodami mam własny rytuał zachowań, aby na skoczni mieć szczęście, ale zauważyłam jeszcze jeden. Jeśli mąż-trener jest w dresie, wygrywam. Toteż stara się być na zawodach w sportowym stroju. Tak było w Toruniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?