Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowski mistrz śrubek, który zmienia życie niepełnosprawnych

Iwona Krzywda
Piątek uwielbia odważne rozwiązania, w których skuteczność mało kto wierzy
Piątek uwielbia odważne rozwiązania, w których skuteczność mało kto wierzy Anna Kaczmarz
Mówili, że wariat. A on maniakalnie próbował udowodnić, że jego niestandardowe pomysły mogą rozwiązać problemy tych, którzy nie mogą o własnych siłach stanąć na nogi. Udało się. Grzegorz Piątek skonstruował robota przeznaczonego do rehabilitacji chorych dzieci

Po dwóch latach terapii, której jednym z elementów były ćwiczenia z wykorzystaniem trenażera chodu, synowie Marcina Gwiazdowskiego, cierpiący na porażenie mózgowe, stanęli na własnych nogach. Unikatowe urządzenie dla jego bliźniaków zbudował kolega z korporacji, który okazał się wyjątkowo ambitnym studentem Akademii Górniczo-Hutniczej. -Kiedy usłyszałem o planach Grzegorza, nie dowierzałem, że uda się je zrealizować. Widywałem już tego typu urządzenia wcześniej na obozach rehabilitacyjnych, ale to były dzieła wielkich firm, warte miliony. A on to zrobił w pojedynkę i z własnej kieszeni - wspomina Gwiazdowski.

Grzegorza Piątka, konstruktora robota, na którym rehabilitowane były dzieci Gwiazdowskiego, za wariata brano często. Notorycznie powtarzano mu również, że jego pomysłów nie da się urzeczywistnić, ale on z uporem maniaka udowadniał malkontentom, że się mylą. - To była w dużej części motywacja, pokazać tym wszystkim, którzy nie wierzyli, że jednak dam radę - wspomina. - Nie jest tak, że wszystko przychodzi mi z naturalną łatwością. Każdy robot to efekt ciężkiej pracy, wielu prób.

Pracy i uporu, który jest jedną z najbardziej rzucających się w oczy cech jego charakteru. Podobnie jak pedantyczne dążenie do perfekcji, powodujące, że do każdego zadania podchodzi z maksymalnym zaangażowaniem i potrafi godzinami szukać najbardziej optymalnego rozwiązania.

Piątek mówi o sobie, że jest człowiekiem, którego nie kręcą książki, sztuki piękne, odpoczynek na łonie natury czy sport. Przyznaje, że w przedmiotach humanistycznych zawsze był słaby, a powierzchowna wiedza wystarczyła na maturze z języka polskiego jedynie na dwóję. Niechęć do pisania, charakterystyczna dla ścisłego umysłu, w połączeniu z miłością do konstruowania, uczyniła go tym, kim dzisiaj jest. - Zaczęło się od prostych budowli z klocków Lego. Odkąd pamiętam, zawsze kręciło mnie tworzenie. Kleiłem modele szybowców i patrzyłem, jak się unoszą, a potem spadają i zabijają kilka kretów - żartuje.

W technikum elektrycznym nie popłynął z nurtem i zamiast się bawić, wolny czas spędzał na korepetycjach z matematyki albo tworząc nowe projekty. - Nieraz bolało mnie serce, że kolejny weekend odbieram telefon i słyszę, jak się inni dobrze bawią, a ja siedzę nad rysuneczkami. Ale to był mój wybór - wspomina.

Po stworzeniu w technikum zautomatyzowanej ręki, przystosowanej do pracy w warunkach szkodliwych dla człowieka, trafił na studia do Akademii Górniczo-Hutniczej. Skończył mechanikę i budowę maszyn, automatykę i robotykę, a na dokładkę również cybernetykę i mechatronikę. Opuścić uczelniane mury postanowił z przytupem i tak powstał robot do reedukacji chodu u chorych dzieci, który zadziwił całą AGH.

Wspólnicy zwykłego bohatera
Cztery lata po obronie pracy magisterskiej, o której głośno zrobiło się w całej Polsce, Piątek ma na swoim koncie między innymi nagrodę izby lekarskiej i Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Od 2012 roku nosi również tytuł Zwykłego Bohatera, który przyznali mu widzowie w telewizyjnym plebiscycie. Rosnącym zbiorem statuetek nie lubi się jednak otaczać. - Leżą w foliach bąbelkowych, na dnie pudełka, gdzieś w piwnicy - zapewnia.

200 tysięcy złotych, które dostał za zwycięstwo w konkursie na Zwykłego Bohatera, w całości zainwestował w rodzącą się firmę. - Może mądrzej byłoby kupić mieszkanie, ziemię czy założyć lokatę, ale ja czułem, że te pieniądze nie należą do mnie, dostałem je od niepełnosprawnych i chciałem im je w jakiś sposób zwrócić - tłumaczy.

Sposobem, by z pomocą dotrzeć do jak najszerszego grona potrzebujących osób, stał się Prodromus, założony z myślą o produkcji profesjonalnej wersji urządzenia, które pomogło bliźniakom Gwiazdowskiego. Do powstania firmy nigdy by pewnie nie doszło, gdyby nie wspólnik Piątka, a prywatnie szwagier - Bartłomiej Wielogórski. To on był tym, który w pomysłach młodego konstruktora dostrzegł potencjał biznesowy. - Wcześniej roboty, które tworzył Grzesiek, stawały się jedynie dawcami organów dla kolejnych jego pomysłów, postanowiłem to zmienić - wspomina.

Wielogórski zainteresował tematem media, zgłaszał Piątka do kolejnych konkursów i wykorzystując swoje doświadczenie zawodowe, rozpoczął poszukiwania inwestora, gotowego wyłożyć pieniądze na prace nad zautomatyzowanym trenażerem chodu. Dzięki jego wysiłkom do współpracy udało się zaprosić Jagiellońskie Centrum Innowacji. - Z funduszy unijnych otrzymaliśmy kilkaset tysięcy dofinansowania do naszego projektu. Wtedy wydawało nam się, że to jest kosmiczna suma, ale rzeczywiste koszty okazały się jeszcze wyższe - mówi Wielogórski.

Stworzony przez Prodromusa zautomatyzowany trenażer chodu latem tego roku przeszedł wymagane testy i został dopuszczony do sprzedaży. Posłuży dzieciom wymagającym intensywnej rehabilitacji kończyn dolnych, cierpiącym na porażenie mózgowe czy urazy ortopedyczne. Prace nad finalną wersją Prodrobota trwały trzy lata. Większość z 1578 głównych elementów, które składają się na unikatowe urządzenie, Piątek produkuje sam. - Zlecać zadania podwykonawcom byłoby drożej, dłużej i nie mógłbym być pewien efektu - tłumaczy.

W warsztacie, w którym swoją siedzibę ma Prodromus, oprócz specjalistycznego sprzętu i narzędzi ważną rolę odgrywa ekspres do kawy i śpiwór. W kluczowych momentach pracy doba okazuje się bowiem za krótka i na odpoczynek w domu, gdzie czekają rodziny, brakuje czasu. - Nie pamiętam dnia, kiedy ostatnio pracowałem krócej niż 10 godzin, a zdarzało się również w warsztacie sypiać - opowiada Piątek.

Nad kolejnymi etapami rozwoju swojego dziecka Piątek i Wielogórski zawsze czuwają wspólnie. Podział ról jest jasny - pierwszy odpowiada za śrubki, drugi za papierki, ale jeżeli okoliczności do tego zmuszają, chwyta również za śrubokręt. Rodzinny duet dodatkowo uzupełnia swoją wiedzą Jacek Wesół, odpowiedzialny za komputerową magię. Dzięki niemu trenażer zyskał przełożony na język oprogramowania wzorzec chodu, niemal identyczny ze sposobem poruszania się zdrowego człowieka.

Kołyska w warsztacie
Pomysłów na kolejne projekty Piątek ma jak zwykle pełną głowę. Żeby Prodromus mógł w pełni rozwinąć swoje skrzydła, potrzebny jest jednak dodatkowy inwestor, bo wielomilionowe zyski to na razie melodia przyszłości. Zastrzyk gotówki umożliwiłby ekspansję firmy na niszowe rynki światowe i dalszą ewolucję robota. - To jest taki etap balansowania na krawędzi, albo utoniemy, albo uda się przetrwać i wypłyniemy na szerokie wody - tłumaczy odpowiedzialny za finanse Wielogórski.

W którą stronę podryfuje Prodromus, Piątek nie chce wyrokować. Mimo wielu dowodów uznania i zainteresowania, które do niego docierają, nie lubi być uważanym za człowieka sukcesu. - To określenie kojarzy mi się z pracownikiem korporacji, pod krawatem, zamkniętym na ostatnim piętrze wysokiego budynku - porównuje. Kim i gdzie będzie za kolejne 10 lat, jeszcze nie zaplanował. Wie na pewno, że niedługo czeka go życiowa rewolucja, bo zostanie po raz pierwszy ojcem. - Trzeba będzie wyciszyć maszyny i zrobić w warsztacie miejsce na kołyskę - żartuje. - A mówiąc poważnie, będę musiał się nauczyć szybciej myśleć, nie dbać aż tak bardzo, żeby było ładnie, ale przede wszystkim, żeby działało.

***

- W 2011 roku Grzegorz Piątek w ramach pracy dyplomowej na Akademii Górniczo-Hutniczej skonstruował robota, który miał pomóc w rehabilitacji kończyn dolnych synów jego współpracownika - Marcina Gwiazdowskiego.

- Jego innowacyjną pracę doceniono, przyznając mu m.in. nagrodę w konkursie PFRON „Otwarte drzwi” oraz tytuł Zwykłego Bohatera w plebiscycie organizowanym przez Bank BPH, TVN i Onet.

- W 2013 roku dzięki współpracy z Jagiellońskim Centrum Innowacji powstała firma Prodromus, zajmująca się produkcją profesjonalnej wersji zautomatyzowanego trenażera chodu.

- Skonstruowany przez Piątka trenażer dedykowany jest dzieciom wymagającym intensywnej rehabilitacji nóg. Jego serce stanowi unikatowy wzorzec chodu, niemal w 100 procentach zgodny ze wzorem poruszania się zdrowego człowieka. Robot umożliwia ćwiczenia w kilku różnych trybach, z możliwością dostosowania długości i prędkości kroku.

- Urządzenie trafiło do sprzedaży latem, jego koszt to ok. 250 tys. zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski