Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowski prolog

Lesław Czapliński
Dźwięki. Zrodzony przed laty w Krakowie, na dobre powrócił pod Wawel, o cały tydzień wyprzedzając warszawską inaugurację. Mowa o Festiwalu Beethovenowskim.

Pierwszy dzień stał pod znakiem kobiecej pianistyki. Julia Kociuba aspiruje do uczestnictwa w tegorocznym konkursie szopenowskim. O ile wykonanie Sonaty Es-dur op. 27 patrona festiwalu pozostawiało wiele do życzenia, to dużo dobrych zadatków w jej grze można było odnaleźć w III Sonacie h-moll Fryderyka Chopina. Pod jej palcami efektownie zabrzmiało Scherzo, a finał wręcz porywająco.

kolei wieczorem z Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej wystąpiła Julija Awdiejewa, zwyciężczyni ostatniego konkursu chopinowskiego. Ukazała dwa różne oblicza swojej sztuki. W XXIII Koncercie fortepianowym A-dur Mozarta posługiwała się nadto kostycznym i nieco bezosobowym dźwiękiem, nawet jak na dzieło o klasycystycznej estetyce. Dopiero w romantycznym Koncercie fortepianowym a-moll Edvarda Griega sięgnęła po bardziej monumentalne brzmienie.

Znakomite porozumienie z orkiestrą nawiązał Massimiliano Caldi, który zarazem w pełni uchwycił naturę symfoniki Johannesa Brahmsa.

Dwa kolejne wieczory należały do męskiego smyczkowania, albowiem wyłącznie panowie tworzą skład Alexander Quartet. Zgodnie z opinią Novalisa, że „nie należałoby nigdy muzyki słuchać poza odpowiednio udekorowanymi salami”, odbyły się one w Sukiennicach. Amerykańscy muzycy dość mozolnie i żmudnie wadzili się z wieloczęściową złożoną formą kwartetów smyczkowych Beethovena z późnych opusów. Ich grę w pełni zdyscyplinował dopiero Kwartet c-moll op. 51 Brahmsa.

W przeważającej mierze mężczyźni, co jest już dziś rzadkością, tworzą zespół czeskich filharmoników, których występ pod batutą Jiřiego Belohlávka w ich ojczystym repertuarze stanowił mocne zwieńczenie. Co prawda nie jest to idealny instrument w pełni strojący, a jego kapelmistrzowi nie dostaje temperamentu. Przydałby się też większy polot interpretacyjny. Na mnie największe wrażenie wywarło wysłuchane po latach „Pamięci Lidic” Bohuslava Martinů, będące rodzajem trenu dla spacyfikowanej przez Niemców wsi. Trzeba dojrzeć, aby w pełni uchwycić jego przejmującą wymowę. Swój lwi pazur orkiestra i dyrygent odsłonili w VII Symfonii d-moll Antonína Dvořáka. Jest ona bardzo spójna tematycznie, choć niezrównana inwencja melodyczna tego twórcy dochodzi do głosu dopiero w finale, z tęsknym, klarnetowym motywem klezmerskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski