Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowskie centrum wypędzonych

Redakcja
Przy ul. Brackiej w Krakowie rozpoczyna jutro działalność Centrum Dokumentacji Przymusowych Migracji Polaków. Docelowo jego siedzibą ma być jeden z krakowskich fortów. Część dawnych zesłańców okrzyknęła nową instytucję "centrum wypędzeń Polaków."

PAMIĘĆ. Gehenna milionów Polaków brutalnie wysiedlonych z rodzinnych stron zostanie wreszcie należycie udokumentowana

To w pewnym stopniu odpowiedź na tworzone w Berlinie Centrum Przeciwko Wypędzeniom, które będzie się zajmować dokumentowaniem ucieczek i wysiedleń Niemców i innych narodowości w XX wieku, a także upamiętnianiem ofiar. Pomysłodawcy krakowskiej instytucji zwracają uwagę, że polscy politycy, naukowcy czy publicyści skupiali się dotąd na krytyce niemieckiego projektu i piętnowaniu udziału w jego realizacji takich osób, jak Erika Steinbach.

- Jednocześnie nie mamy w Polsce ani jednej publicznej instytucji, która - z dbałości o historyczną prawdę - zajmowałaby się dokumentowaniem i upamiętnianiem przymusowych wysiedleń Polaków. Najwyższy czas, by na poważnie zajęło się tym państwo - podkreśla dr Hubert Chudzio z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, dyrektor powstającej placówki.

Najwyższy czas przede wszystkim z tego powodu, że żyją jeszcze sybiracy, którzy najczęściej jako dzieci, wraz z milionami Polaków, doświadczyli cierpień zesłania. Niedawno minęła 70. rocznica wywózek Polaków na Syberię podczas II wojny światowej. Ostatni naoczni świadkowie tragedii mają już więc po 80 i więcej lat. - Trzeba jak najszybciej zebrać ich relacje - mówi dr Chudzio.

Formalnie Centrum Dokumentacji Przymusowych Migracji Polaków zostało powołane w styczniu przez rektora Uniwersytetu Pedagogicznego. Początkowo miało nosić nazwę Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń. Obecną nazwę zatwierdził Senat UP.

- Określenie "przymusowe migracje" łączy ze sobą wszystkie elementy odnoszące się do wypędzeń, przesiedleń, zsyłek czy deportacji - tłumaczy dr Chudzio. Niektórzy sugerują, że słowo "wypędzenia" winno się jednak znaleźć w nazwie. Niemieccy "wypędzeni" zawłaszczyli bowiem to pojęcie, tymczasem bardziej pasuje ono do Polaków, którzy bez jakiejkolwiek własnej winy, zostali na zawsze wysiedleni z rodzinnych stron.

Krakowskie centrum będzie się zajmować nie tylko wywózkami Polaków ze wschodnich terenów II RP w 1940-1941 roku, ale także zsyłkami przed i po II wojnie światowej.

- Jeszcze w latach 50. odbywały się wywózki Polaków, na przykład z Litwy - przypomina dr Chudzio. - Nie możemy również zapominać o wypędzeniach setek tysięcy Polaków z terenów II RP bezpośrednio włączonych do III Rzeszy oraz w rezultacie późniejszych działań armii niemieckiej. Chcemy także wreszcie upamiętniać los patriotów polskich zsyłanych na Syberię w czasach carskiej Rosji.

Centrum Dokumentacji Przymusowych Migracji Polaków w Krakowie dysponuje zbiorem około 300 relacji świadków

Miliony Polaków padły ofiarą przymusowych przesiedleń w czasie II wojny światowej oraz w jej wyniku. Niemcy masowo deportowali Polaków z ziem wcielonych do III Rzeszy, w tym ponad 600 tys. z tzw. Kraju Warty i ponad 120 tys. z Pomorza. Ponad 100 tys. osób wyrzucili z Zamojszczyzny. Sowieci wysiedlili setki tysięcy Polaków z Ukrainy i Białorusi jeszcze przed wybuchem wojny, a potem przez 15 miesięcy kontynuowali masowe wywózki. Powojenne przesiedlenia z ziem utraconych przez Rzeczpospolitą objęły ponad 2 mln naszych rodaków i trwały jeszcze pod koniec lat 50.
Startujące jutro - w udostępnionym przez wojewodę Stanisława Kracika budynku przy ul. Brackiej - Centrum Dokumentacji Przymusowych Migracji Polaków będzie dokumentować wszelkie wypędzenia, przesiedlenia, zsyłki i deportacje, których ofiarą padli Polacy. Ludzie zaangażowani w tworzenie centrum utrzymują żywe kontakty z kołami sybiraków w Polsce oraz ofiarami wypędzeń i ich potomkami w Kanadzie, Wielkiej Brytanii, USA, Australii.

- To są osoby w podeszłym wieku. Często nie mają komu przekazać swoich wspomnień i pamiątek - wyjaśnia dr Hubert Chudzio, dyrektor krakowskiej placówki. - Zdarza się, że dla wnuków stare zdjęcia czy dokumenty, nie stanowią żadnej świętości. Po śmierci dziadków trafia to wszystko na śmietnik. A dla nas ma olbrzymią wartość poznawczą.

Szef centrum zwraca uwagę, że jesteśmy bardzo zapóźnieni w zbieraniu relacji naocznych świadków tragedii. Świadectwa dotyczące Holokaustu gromadzone są od dziesiątków lat. Ci, którzy przeżyli zsyłki i wypędzenia, wciąż czekają na rozmowę z naukowcami, historykami, którzy spiszą i udokumentują ich losy. A czasu jest coraz mniej.

Centrum będzie działać przy Uniwersytecie Pedagogicznym. - Daje to stałą bazę i oparcie oraz opiekę merytoryczną Instytutu Historii UP - podkreśla dr Chudzio. - Zapewne jednak uczelnia nie będzie mogła na stałe finansować rozrastającej się instytucji. Potrzebne są nowe etaty, które pozwolą na funkcjonowanie centrum. Na razie mamy jeden, w krótkim czasie potrzebne są co najmniej trzy. Na szczęście mamy jeszcze kilku wolontariuszy.

Placówka rozpoczyna działalność ze zbiorem około 300 relacji nagranych na taśmach audio i wideo oraz kolekcją kilku tysięcy zdjęć i skanów dokumentów od byłych zesłańców i ich rodzin. Są także przedmioty Sybiraków oraz np. mundury Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Pierwsze relacje zostały zebrane w 2004 roku, na obozie letnim podczas realizacji projektu "Ziemie Zachodnie jako przykład migracji ludności polskiej, niemieckiej i ukraińskiej w czasie i po II wojnie światowej".

- To nie miał być wielki projekt naukowy - wspomina Hubert Chudzio. - Chciałem dać studentom możliwość spotkania ze świadkami historii. Najczęściej ludzie wyobrażają sobie powojenne migracje tak, jak to przedstawiono w filmie "Sami swoi". A było zazwyczaj całkiem inaczej. Temat okazał się bardzo interesujący i wciągający, więc zorganizowaliśmy kolejne wyjazdy.

W 2006 roku powstał film "Przesiedleni/Wypędzeni" prezentowany w TV Kraków. Jego bohaterka, pani Aldona, na pytanie, czy czuje się przesiedlona czy wypędzona, odpowiada, że nie ma słowa w polskim słowniku, które oddawałoby, jak się czuje, trzeba by je dopiero wymyślić.

W 2009 roku Hubert Chudzio pojechał ze studentami do Tanzanii i Ugandy, by dokumentować i porządkować cmentarze polskich zesłańców, którzy po układzie Sikorski-Majski, w liczbie około 20 tysięcy, trafili z Syberii do Afryki Wschodniej. Naukowcy zrobili dokumentację i zamierzają jeszcze tam wrócić. - To miejsca, którymi nikt się nie zajmował od wielu lat - mówi dyrektor.
Krakowskie centrum ma się składać z trzech elementów. Interaktywne muzeum w sposób nowoczesny przedstawi losy polskich tułaczy. Będzie tam można prowadzić lekcje z młodzieżą. - Warto wprowadzić do programów polskich szkół, jako kurs obowiązkowy, nauczanie o problemie zsyłek, wypędzeń i przesiedleń Polaków, a także innych narodów Europy - przekonuje dr Chudzio.

Drugim elementem centrum będzie jednostka badawcza zajmująca się gromadzeniem i opracowywaniem materiałów związanych z przymusowymi migracjami Polaków (np. nagrywaniem wspomnień naocznych świadków) oraz wydawaniem publikacji i organizowaniem konferencji naukowych.

Centrum ma również posiadać bibliotekę i archiwum, gdzie zgromadzone zostaną zbiory książek i dokumentów związanych z przymusowymi migracjami. - Już teraz mamy spore archiwalia, a kolejne napływają do nas z różnych miejsc - mówi dyrektor.

Podkreśla, że nowa instytucja ma być "centrum pamięci - w kontekście europejskim". - Polacy zostali bardzo mocno skrzywdzeni, ale musimy pamiętać, że dramat wypędzeń dotknął nie tylko nas. Wypędzanie to jedna z największych tragedii, jakie mogą dotknąć człowieka. Z małopolskim kuratorium realizujemy właśnie dla młodzieży szkolnej konkurs "Losy polskich sybiraków w kontekście zsyłek, wypędzeń i przesiedleń europejskich" - dodaje dyrektor.

Nie obawia się uwikłania krakowskiego centrum w politykę czy skojarzeń z niemieckim Centrum przeciwko Wypędzeniom. - Od Niemców można też się uczyć. Zgromadzili mnóstwo materiałów dokumentujących ich wypędzenia. My lubimy przypominać o swym cierpieniu, a tymczasem nie mamy dotąd ani jednej państwowej instytucji, która by się wyłącznie tym zajmowała. Centrum ma być zalążkiem - stwierdza dr Chudzio.

Z jego doświadczeń i obserwacji wynika, że wbrew pozorom świadomość tego, że wypędzenia dotknęły miliony naszych rodaków, jest w polskim społeczeństwie nikła. Po 1945 roku nie można było w ogóle mówić o zsyłkach. Nie ma filmów, niewiele jest książek, które by dobrze przybliżały ten temat. Niewielu jest naukowców, a praktycznie brak ośrodków badawczych nastawionych na zgłębianie tematu przymusowych migracji Polaków.

- Powinniśmy, wzorem izraelskiego Instytutu Yad Vashem, spisywać wszystkie relacje. Dokładać po kolei nazwisko po nazwisku - uważa dyrektor Chudzio.

Jego dziadek pochodził ze Złoczewa koło Sieradza. Ta część Polski została w 1939 roku wcielona do III Rzeszy. - Całą naszą rodzinę wyrzucono z domu, trafili na południe. Po wojnie mogli jednak wrócić i nie ma u nas rodzinnej traumy związanej z utratą domu na zawsze. Miliony Polaków borykały się jednak z tym problemem przez całe dziesięciolecia - podkreśla naukowiec.

ALICJA BARTUŚ

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski