Rafał Stanowski: FILMOMAN
Marian Dziędziel w czasie ostatniej dekady zbudował kreacje, które elektryzowały widownię i krytyków. Najnowszy "Kret”, który dziś wchodzi na ekrany kin, przyniósł aktorowi Teatru im. J. Słowackiego nagrodę na festiwalu w Gdyni za rolę drugoplanową. Wyróżnienie nieco chybione, bo Dziędziel gra w tym filmie zdecydowanie pierwsze skrzypce. Wciela się w rolę byłego działacza "Solidarności”, który organizował strajki w kopalni na Śląsku. Teraz, po wielu latach, zostaje oskarżony o współpracę z SB – o to, że był tytułowym kretem.
Urodzony w 1969 roku w Polsce reżyser Rafael Lewandowski, uznany dziś nad Sekwaną i Wisłą dokumentalista, współpracownik m.in. Canal+, próbuje spojrzeć na temat z zewnątrz. Nie stawia się po żadnej ze stron, przedstawia argumenty za i przeciw. Nie znajdziemy tu jednowymiarowych sztanc – historycznych czy psychologicznych. Wobec przeszłości nie ma zgody, nawet w kręgu jednego pokolenia. Bohater grany przez Borysa Szyca, syn działacza "Solidarności”, podobnie jak jego ojciec ucieka od przeszłości w pracoholizm. Inaczej do sprawy podchodzi jego żona, córka zastrzelonego górnika, zagrana z wyczuciem przez Magdalenę Czerwińską – ona za wszelką cenę walczy o sprawiedliwość.
"Kret” jest refleksją nad (nie)przemijaniem. Nad czasem przeszłym, który zawłaszcza teraźniejszość. Nad zamykaniem niedokończonych spraw, których nie wzięto jeszcze w nawias. Historia zatacza koło i spotyka się z nowym pokoleniem, często nieprzygotowanym na tę trudną konfrontację. Podkreśla to mocny finał, w którym bohater grany przez Szyca zmierzyć się musi z najbardziej fundamentalnymi pytaniami (i aktorską maestrią Wojciecha Pszoniaka).
Lewandowski pilnuje wytyczonej przez siebie trasy. Zagląda w ponure kąty historii bez jej pośpiesznego oceniania. Nie zbacza też w stronę sentymentalnej martyrologii. Ta droga "nirwany” ma jednak pewną ułomność – pozbawia scenariusz głębokich emocji. Widać w tym filmie rękę dokumentalisty, który najpierw przedstawia temat, a dopiero później myśli o punktach napięcia. W efekcie fabuła rozkręca się niespiesznie, w tempie bardziej telewizyjnym niż kinowym. Podkreślają to zgaszone zdjęcia Piotra Rosołowskiego, kręcone zimą, w których i Polska (Bielsko–Biała), i Francja wyglądają dość depresyjnie. Lewandowski ma jednak cenny dar – potrafi zakończyć film mocnym akcentem. Dzięki temu "Kret” wkopuje się w pamięć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?