Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krew powinna być zbadana w dwie godziny. Teoretycznie

Dorota Stec-Fus
Fot: Adam Wojnar
Zdrowie. Oddając krew do badania, nie możemy być pewni, że wyniki będą wiarygodne, a tym samym - zalecony w oparciu o nie sposób leczenia prawidłowy. Powód? Brak przepisów określających zasady transportu próbek.

Ta sprawa dla naszego zdrowia, a nawet życia, jest wręcz fundamentalna. - Sposób i czas oraz warunki transportu krwi czy moczu z punktu pobrań do laboratorium od lat jest olbrzymim, nieuregulowanym problemem - alarmuje Elżbieta Paucz, prezes Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych (KIDL). Nie rozumie, dlaczego przyjęcie regulacji prawnych w tej kwestii, o co od lat zabiega Izba, napotyka tyle barier i wciąż nie wiadomo, czy przygotowana przez diagnostów nowela ustawy, która utknęła w Sejmie, zostanie przyjęta.

Anna Lipnicka, sekretarz KIDL, podkreśla, że im dłuższa droga próbek od punktu pobrania do laboratorium, tym ryzyko zmiany ich właściwości, a tym samym ryzyko błędu diagnostycznego i zalecenie niewłaściwej terapii, większe.

- Miejsce pobrania próbek powinno znajdować się jak najbliżej punktu ich badań. Tak się jednak nie dzieje - ubolewa Lipnicka. Według wytycznych KIDL materiał powinien być zbadany najpóźniej dwie godziny po jego pobraniu. Ale to teoria. Np. Anna Lipnicka mieszka w Dęblinie, gdzie jest punkt pobrań, lecz materiał badany jest w Piasecznie. - Dochowanie zalecanego czasu jest częstokroć po prostu niemożliwe - stwierdza.

Jeszcze do niedawna małe laboratoria znajdowały się blisko przychodni. To sprawiało, że próbki trafiały do nich niemal natychmiast po pobraniu, dzięki czemu wiarygodność wyniku przekazywanego lekarzowi była bliska 100 procent. Ponadto diagnosta, w razie wątpliwości, celem ich wyjaśnienia miał możliwość skontaktowania się z lekarzem. Mógł też porównać aktualne wyniki z poprzednimi.

Teraz rynek diagnostyki został zdominowany przez laboratoria sieciowe - molochy. Podstawą ich polityki jest centralizacja laboratoriów. Krew z wielu miejsc pobrań, częstokroć porozrzucanych w różnych regionach kraju, trafia do olbrzymiego, najczęściej znajdującego się w dużym mieście, laboratorium, w którym pacjent jest całkowicie anonimowy, a możliwości wyjaśnienia ewentualnych niejasności bliskie zeru. Z przesłanego nam przez resort zdrowia stanowiska wynika, że ministerstwo nie widzi żadnego problemu.

Nie chcą kluczowych dla zdrowia zapisów

Szansa na przyjęcie w tej kadencji przepisów określających bezpieczeństwo przewozu i prawidłowej analizy oddanej przez nas do badania krwi jest minimalna. A nowy parlament przygotowane regulacje wyrzuci do kosza i procedowanie nowych rozpocznie od nowa.

Doc. Przemysław Tomasik, małopolski konsultant do spraw diagnostyki laboratoryjnej, uważa, że małym laboratoriom znajdującym się nieopodal przychodni, w których krew jest pobierana, trudniej spełnić wyśrubowywane standardy jakościowe. Równocześnie jednak materiał do analizy trafia tam bardzo szybko.

Natomiast laboratoria sieciowe - od dominacji których, jak wynika z jego komentarza, raczej nie ma odwrotu - są częstokroć lepiej wyposażone, ale z reguły nadmiernie oddalone od miejsca pobrań. A czas i temperatura przechowywania i przewożenia materiału do badania mają kluczowy wpływ na prawidłowość wyników. Konsultant podziela stanowisko Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych (KIDL), że kwestie te powinny zostać uregulowane aktem wyższego rzędu, nie zaś jedynie wytycznymi KIDL.

Izba od lat walczy o przyjęcie nowelizacji ustawy o diagnostyce laboratoryjnej, która porządkuje szereg spraw z nią związanych i nakłada na ministra zdrowia obowiązek wydania rozporządzenia regulującego problem czasu transportu oraz warunki przechowywania i przewożenia materiału do badań. Nowelę podpisało ok. 3 tys. diagnostów. Od lipca 2012 roku "leżakowała" ona w resorcie zdrowia, by wreszcie na początku czerwca br. trafić do laski marszałkowskiej. - Byliśmy pewni, że natychmiast zostanie przekazana do komisji zdrowia. Niestety, pomimo naszych monitów nikt się nią nie zajmuje! - denerwuje się Elżbieta Paucz, prezes KIDL.

O dalszy los noweli zapytaliśmy jej współtwórczynię, posłankę Joannę Muchę (PO). - Otrzymałam zapewnienie, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu zostanie skierowana do komisji zdrowia. Tyle mogę powiedzieć - skwitowała posłanka.

Pracownicy firm sieciowych nie mają sobie wiele do wyrzucenia. - Nasi kurierzy dochowują dwóch godzin wyznaczonych przez KIDL, a materiał do analizy przewożony jest w specjalnych lodówkach - zapewnia Grzegorz Polus, dyrektor marketingu Grupy Diagnostyka. Zaznacza, że pracownicy punktów pobrań czasami materiał przechowują nieprawidłowo, np. przy… grzejniku, co może mieć wpływ na wyniki analiz.

Mariusz Komonicki, zastępca kierownika krakowskiego laboratorium firmy Synevo, podkreśla, że pobierana krew od razu poddawana jest wirowaniu, dzięki czemu jej właściwości nie ulegają zmianie nawet wówczas, gdy kurier dotrze nieco później. Równocześnie zgadza się, że wytyczne dotyczące przechowywania i transportu materiału powinny mieć rangę rozporządzenia.

Najmniej wątpliwości ma resort zdrowia. Jego rzecznik Krzysztof Bąk wymienia kilka aktów prawnych, które w jego ocenie wystarczająco regulują kwestię transportu próbek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski