Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Król pod koszem - bez korony

Jerzy Filipiuk
Krzysztof Fikiel (z lewej) w meczu z Pogonią Szczecin w 1985 roku
Krzysztof Fikiel (z lewej) w meczu z Pogonią Szczecin w 1985 roku Aleksandra Kluk
Sylwetka. Były świetny center Wisły KRZYSZTOF FIKIEL od wielu lat mieszka w Niemczech, gdzie też z powodzeniem grał po wyjeździe z kraju.

Ma 206 cm wzrostu, żonę, dwoje dzieci, wnuka (dlatego żartuje: - Stary już jestem), tytuły wicemistrza Polski oraz... mistrza świata i Europy (oba w oldbojach). 11 lata grał w kadrze, był olimpijczykiem w Moskwie, wystąpił w pięciu mistrzostwach Europy. Swą przygodę ze sportem zaczął pół wieku temu. Był jednym z "Wawelskich Smoków". Od 35 lat mieszka w Niemczech. Zapomniana postać naszego basketu, były świetny koszykarz Wisły Kraków - Krzysztof Fikiel.

- To już tyle lat minęło. Nikt mnie nie pamięta. Nie ma co o mnie pisać - bronił się przed rozmową o swoim życiu i karierze. Jako gracz też był skromny. Nie brylował w mediach. To Andrzej Seweryn miał "większe" nazwisko, to Zbigniew Kudłacz uchodził za bardziej utalentowanego i wzbudzał zachwyt żeńskiej części widowni. A on robił swoje. Brylował na parkiecie, pod koszem, do którego trafiał tak często jak mało kto.

Bez złych nawyków
Urodził się 3 lutego 1958 roku w Rdziostowie, wsi w powiecie nowosądeckim, w gminie Chełmiec. W 1975 roku, gdy chodził do zasadniczej szkoły zawodowej w Nowym Sączu, jego była nauczycielka w SP w Klęczanach Teresa Ruchałowska, która przeczytała o naborze do sekcji koszykówki w Wiśle zachęciła go, by spróbował swoich sił.

- Choć już wtedy wyróżniałem się wśród kolegów wzrostem, nie byłem chętny do gry w kosza, ale nauczycielka mówiła mi, że mogę spróbować. Napisała list do Wisły - wspomina.

List trafił do trenera wiślackiej młodzieży Zdzisława Kassyka, który zaprosił młodego chłopaka na pierwszy trening. - Przestraszyłem się, jak zobaczyłem, że jego kolana nie są obudowane mięśniami. Poszedłem z nim do doktora Żelazowskiego i powiedziałem, że nie wiem, czy chłopak z takimi kolanami będzie zdolny do wysiłku. Doktor go obejrzał i powiedział, że wszystko jest w porządku, bo on będzie jeszcze rosnąć. A mierzył 198 centymetrów - mówi Kassyk, dziś prezes Krakowskiego Okręgowego Związku Koszykówki i wiceprezes PZKosz.

Fikiel zaczął uprawiać koszykówkę w wieku 17 lat. Bardzo późno, ale miało to i dobre strony. - Nie miał złych nawyków, bo nikt go wcześniej nie uczył grać. Nie trzeba było więc nic poprawiać - zauważa Kassyk.

Szybko podnosił swe umiejętności. Nie trzeba było go zachęcać do treningu. Wręcz przeciwnie. - Gdy w szkole odwoływano zajęcia, przychodził przed południem do klubu poćwiczyć indywidualnie, a po południu miał trening z drużyną. Kiedy pojechał na pierwszy obóz do Czernichowa, to najpierw przez 45 minut trenowałem z Krzyśkiem, potem półtorej godziny z drużyną, a potem ponowie 45 minut z nim - wspomina Kassyk.

Pomysł Bętkowskiego
Ten ostatni był dużym autorytetem dla młodzieńca. - Krzysiek miał fantastyczną mamę. Gdy zjawiła się na pierwszej wywiadówce, powiedziała do syna: "Słuchaj trenera i pilnuj szkoły". Potem nigdy już nie była na wywiadówce. Musiała się opiekować dwójką pozostałych dzieci - przypomina Kassyk.

W Wiśle zdobył koszykarskie szlify, ale początkowo nie miał szans na grę w pierwszej drużynie, w której występowali m.in. Andrzej Seweryn, Adam Gardzina, Piotr Langosz i Marek Ładniak. Trener Jerzy Bętkowski zaproponował wówczas, by oddać go do II-ligowej Korony, do której został oddelegowany Kassyk, gdy trener Jan Mikułowski nie wrócił ze Szwecji.

- To był bardzo dobry pomysł Bętkowskiego. Fikiel zamiast siedzieć na ławce rezerwowych Wisły, grał w pierwszej piątce Korony - zaznacza Kassyk.

- Korona była wtedy mocna. Mieliśmy szansę wejścia do I ligi, ale awansowała Legia Warszawa, która bardzo chciała powrócić do grona najlepszych zespołów w kraju - mówi Fikiel.

Po roku powrócił do Wisły. W pierwszym sezonie "Wawelskie Smoki" zajęły szóste miejsce, potem - po odejściu A. Seweryna i Ładniaka - kolejno ósme (pierwsze niespadkowe), czwarte, piąte i siódme. Grały nierówno. W sezonie, w którym ledwie uniknęły degradacji, potrafiły wygrać na wyjeździe z późniejszym mistrzem Polski Śląskiem Wrocław (99:76) i wicemistrzem Wybrzeżem Gdańsk (84:81) oraz przegrać u siebie z późniejszymi spadkowiczami Lechem Poznań (79:88) i Polonią Warszawa (81:84).

- W 1980 roku szczęśliwie się utrzymaliśmy. W innych sezonach, choć w drużynie grali Piotr Langosz, Zbigniew Kudłacz, Janusz Seweryn i Jacek Międzik, wiodło się nam różnie. Brakowało nam trochę doświadczenia. Ławka rezerwowych była krótka. W trakcie jednego z sezonów Kudłacz złamał rękę - wyjaśnia.

Pięć razy "tylko" drugi[/b
"Smoki" zionęły ogniem dopiero w sezonie 1983/1984, w którym zostały wicemistrzami Polski (triumfował Lech Poznań). - Naszym trenerem został Ludwik Miętta. W drużynie panowała bardzo fajna atmosfera - podkreśla Fikiel, który został uznany za MVP rozgrywek.
- Żeby zostać MVP, trzeba mieć kolegów w zespole, którzy potrafią dobrze zagrać piłkę. A my graliśmy zespołowo - dodaje Fikiel, który w "srebrnym" sezonie miał średnią 25,7 punktów na mecz.
Kolejne sezony nie były już udane dla wiślaków. Nie udawało się im stanąć na podium. O ile nieźle spisywali się w rundzie zasadniczej, o tyle zawodzili w play-off, np. w sezonie 1986/1987 już w ćwierćfinale niespodziewanie ulegli w dwóch meczach Gwardii Wrocław.
Co ciekawe, Fikiel, choć imponował skutecznością rzutową, nigdy nie został królem strzelców I ligi. Aż pięciokrotnie był drugim najlepszym snajperem rozgrywek, trzykrotnie za Eugeniuszem Kijewskim (Lech) i dwukrotnie za Mieczysławem Młynarskim (Górnik Wałbrzych). Przez siedem kolejnych sezonów zdobywał najwięcej punktów dla Wisły (rekord: 802 w sezonie 1985/1986), przez pięć jego średnia wynosiła minimum 23,5 pkt na mecz).
- Nigdy nie zdobyłem 50 punktów w jednym spotkaniu, choć byłem tego bliski, brakło mi jednego lub dwóch "oczek" - mówi.
Potrzebny do... firanek
Do reprezentacji trafił szybko. Było w tym trochę przypadku. W 1977 roku Wisła grała w finałowym turnieju MP juniorów w Sosnowcu. W finale spotkała się z miejscowym Zagłębiem. Za upomnienie szybko z boiska zszedł Kudłacz, którego udanie zastąpił Fikiel. A że mecz oglądał trener Stefan Majer, pracownik PZKosz., trafił do jego notesu. Potem do kadry juniorów, a w końcu seniorów.
Występy w kadrze godził z nauką w Zespole Szkół Elektrycznych. Przed ME we Włoszech czekała go matura. Egzaminy pisemne były na początku maja, ale ustne zaplanowano pod koniec miesiąca, gdy miał się przygotowywać do ME. Na szczęście mógł liczyć na życzliwość szkoły i drugą część matury zdał w trybie indywidualnym.
- Dyrektor szkoły był małego wzrostu i żartował, że warto mieć takiego wysokiego ucznia, bo kto będzie zdejmował firanki - śmieje się Kassyk.
W 1980 roku Fikiel został olimpijczykiem. Igrzyska w Moskwie zbojkotowało wiele krajów, dlatego znalazło się w nich miejsce dla reprezentacji Polski (jej trenerem był Majer), która wcześniej nie wywalczyła awansu w Szwajcarii. W stolicy ZSRR nasza drużyna trafiła do grupy B - bardzo trudnej. Przegrała z Hiszpanią 81:104 i Jugosławią 91:121 oraz pokonała Senegal 84:64. Dało jej to prawo gry o siódme miejsce, i takie zajęła.
Mistrzem olimpijskim została Jugosławia, której Fikiel rzucił aż 19 punktów (jego rekord w IO). - Byłem młody, ale udawało mi się celnie rzucać - przyznaje skromnie Fikiel, który toczył boje ze słynnym, o 10 lat starszym centrem, wielokrotnym medalistą IO, MŚ i ME, mierzącym 211 cm wzrostu Kresimirem Cosiciem, który 7 lat po swojej śmierci (1995) doczekał się nawet pomnika. - Gdy trafiłem do kosza, to Cosić odpowiadał tym samym - opowiada.
Grał też w pięciu ME. Nasza drużyna trzy razy zajęła w nich siódmą lokatę (1979 Włochy, 1981 Czechosłowacja, 1987 Grecja), raz dziewiątą (1983 Francja) i jedenastą (1985 RFN). Obok Fikiela wystąpowali w niej m.in. A. Seweryn, Kudłacz (obaj w ME 1979), Kijewski, Młynarski Dariusz Zelig, Jerzy Binkowski, Justyn Węglorz, Jarosław Jechorek oraz Dariusz Szczubiał.
[b]Praca przed talentem

Bilans występów Fikiela to 293 mecze w Wiśle i 6203 punkty w I lidze oraz 203 spotkania i 2109 punktów w reprezentacji Polski.
W klubie grał jako center, w kadrze na skrzydle. Jego zaletami były urozmaicony rzut, sprawność pod koszem, niesamowity zasięg rąk, motoryka, mimo słusznego wzrostu dobra gra w kontrataku oraz rzadka wtedy umiejętność odbijania się z linii rzutów osobistych i wsadu piłki z góry. Słabsze strony? Gra w obronie, zbyt mała waga i - z powodu późnego rozpoczęcia uprawiania koszykówki - braki w wyszkoleniu technicznym.

Kassyk zwraca uwagę na pozasportowe przymioty Fikiela: - Był tytanem pracy. Dzięki niej osiągnął tak dużo, że był uważany za lepszego zawodnika niż Kudłacz, który miał wielki talent i propozycję gry w USA. Założył sobie, że będzie grał w kadrze i zrealizował ten cel. Nie miał wahań formy, prowadził sportowy tryb życia, nie uderzyła mu woda sodowa do głowy. Gdy zaczynał grać, miał 17 lat, a gdy kończył - 35. To kawał czasu. Osiągnął bardzo dużo.

Bundesliga i tenis
Fikiel po zakończeniu gry w Wiśle przez sezon odpoczywał od koszykówki. Potem wyjechał do Niemiec, do III-ligowego SV Elchingen. W ciągu dwóch sezonów jego zespół awansował do I ligi. Fikiel grał w niej 3 lata.

- Za każdym razem w sezonie zasadniczym zajmowaliśmy ósme miejsce i dlatego w play-off trafialiśmy na lidera, którym był zespół z Leverkusen, mający w składzie pół kadry Niemiec i kilku Amerykanów. Nie mogliśmy go przejść - mówi Fikiel, który skończył karierę, gdy uznał, że "wiek zrobił swoje".

Jego były zespół w końcu spadł z I ligi. W klubie, za sprawą sponsorów, postawiono na futbol. Koszykarze w minionym miesiącu awansowali do II ligi B.

Przygodę ze sportem Fikiel zakończył w efektowny sposób, zdobywając w Christchurch (Nowa Zelandia) w 2005 roku tytuł mistrza świata oldbojów, a rok później w Hamburgu tytuł mistrza Europy w tej samej kategorii wiekowej (plus 40 lat).

- W finale w Nowej Zelandii wygraliśmy z Włochami (86:63 - przyp.), którzy w półfinale nieoczekiwanie pokonali Amerykanów - mówi Fikiel, który był najskuteczniejszym naszym zawodnikiem w MŚ (85 pkt). W ME najwięcej punktów zdobyli Janusz Zielke z Torunia i Fikiel, który od paru lat gra "nieco" mniejszą, bo tenisową, piłką. Uczestniczy w lidze seniorów.

Wkrótce koralowe gody
Były koszykarz pracuje obecnie w Elchingen, gdzie opiekuje się halą sportową. Jego żona prowadzi kręgielnię. Pani Barbara, z domu Rabajczyk, była świetną siatkarką. W latach 1978-1981 64 razy wystąpiła w kadrze, m.in. w ME. Grała w Płomieniu Sosnowiec (dwa złota i brąz) oraz w Wiśle (po dwa złota i srebra).

Pobrali się 6 września 1980 roku w Krakowie. Za 5 miesięcy obchodzić będą więc koralowe gody (35-lecie małżeństwa). Ich dzieci podążyły śladem taty - trafiły na koszykarskie boiska. 32-letni dziś Jan grał w reprezentacji Niemiec kadetów, a 27-letnia Agnieszka występuje w kadrze Niemiec seniorek.

Jan postawił jednak na naukę. Wyjechał do USA, gdzie studiował zarządzanie na Uniwersytecie Pensylwanii. Teraz pracuje w Niemczech. Jego syn Lucas-Finn skończył roczek.

Agnieszka jako dziecko uprawiała gimnastykę i jeździła konno. Wzrost (mierzy 195 cm) predysponował ją jednak do koszykówki. W latach 2004-2014 grała w pięciu klubach w Niemczech, po jednym w Belgii, Francji, Włoch i Słowacji. Od sierpnia 2006 do grudnia 2007 roku była zawodniczką Wisły Can-Pack. Od stycznia gra w Enerdze Toruń. Posiada podwójne obywatelstwo, dlatego w naszej lidze może grać jako Polka. Jako Niemka używa imię Katharina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski