Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Królowa kryminału

Rozmawia Rafał Stanowski
Bartek Syta
Była dziennikarką, pisała reportaże i teksty sądowe. Jednego dnia wszystko rzuciła, by poświęcić się literaturze. KATARZYNA BONDA jest dziś wziętą autorką kryminałów. Nie boi się chodzić po bagnach ani dzwonić w środku nocy do policjantów.

- Powiedziała kiedyś Pani, że pisze o mężczyźnie, by nie utożsamiano Pani z główną postacią. Przy okazji najnowszej książki o tytule "Pochłaniacz" zmieniła Pani jednak taktykę i powołała do życia bohaterkę - Saszę Załuską...

- I co się dzieje? Wszyscy mnie teraz pytają, ile Bondy jest w Załuskiej.

- A ile jest?

- Sasza to raczej antypatyczna, wredna baba. Oczywiście jest zawodowo genialna, ale nie każdy ją polubi. Wzięła ze mnie na pewno cechy emocjonalne - nie jest za bardzo skromna, jest przekonana o własnej wartości, w domu lubi popłakać, gdy nie jest w stanie znieść porażki. Ale cały życiorys, wygląd zewnętrzny to fikcja.

- Nie czuła Pani pokusy, by dać jej więcej z siebie, by dokonać osobistej spowiedzi przed czytelnikiem? Wielu autorów chwyta się takiego środka literackiego, często z sukcesem.

- Pisząc książkę, jest się jak projektant, który wkłada ciuchy na modelkę. Nie mówię o sobie wprost. Bo nie jestem z tych autorów, co to nękają czytelnika własnymi duchami.
Czuję się raczej jak opowiadacz z czasów plemiennych, który przychodził, siadał przy ognisku i budził wyobraźnię. A jak Pan sądzi, co było ważne w takiej opowieści?

- Opowieść?

- Napięcie.

- Czyli przejmuje się Pani tym, co ludzie pomyślą w czasie lektury?

- Nie grzeszę skromnością, ale jestem pokorna. Uważam, że najważniejsze jest rzemiosło. Dlatego wyśmiewam pocałunki natchnienia, muzy, weny twórczej, te wszystkie teorie, które autorzy opowiadają na spotkaniach z publicznością. Wszystkim się wydaje, że kryminał łatwo napisać. Jest trup, wystarczy wymyślić, kto zabił... Jeśli ktoś nie odrobił lekcji, nie zna struktury
- nie napisze książki, którą pokochają czytelnicy.

- Dlatego stwierdziła Pani w jednym z wywiadów, że w kryminałach bohater jest ważniejszy od fabuły?

- Bohater jest ważniejszy z perspektywy czytelnika, ale nie pisarza. Czytelnik nie kupi słabej postaci, choćbym się najmocniej gimnastykowała. Moja praca przypomina wchodzenie po schodach. Jeśli ominie się któryś ze stopni, na samej górze odbije się to czkawką. Dlatego kładę nacisk na dokładne zbadanie elementów fabuły i dostarczenie wiarygodnych danych.

- Na ile matematycznym gatunkiem jest kryminał? Takim, w którym wszystko musi zostać precyzyjnie zaplanowane i nie ma pola do wielkiej improwizacji?

- To algorytm. Piszę rzadko, nie cykam książek tak jak niektórzy. Potrzebuję czasu na inkubację. Pisarz nie pisze, pisarz myśli. Rozumie Pan? Gdy wymyślam intrygę, nic innego nie robię - nie sprzątam, nie gotuję, odbębniam z zaciśniętymi zębami obowiązki rodzinne i macierzyńskie. Wymyślam, zapisuję to w punktach i podpunktach. Następnie miksuję, tnę karteczki, układam. To jest proces niezwykle racjonalny, wręcz matematyczny. Potem to musi się ułożyć we mnie, dopiąć na ostatni guzik. Wtedy dzwonię do moich konsultantów, nawet w środku nocy...

- Odbierają?

- Odbierają. Ujmuje ich chyba to, że muszą obcować z takim świrem jak ja. Mało tego, zadaję im bardzo proste pytania, takie na blondynkę: "Ale te ślady krwi, gdyby ich nie było, to co?".

- Policjanci w ogóle Panią lubią?

- W pierwszej chwili pewnie nie. Uważają mnie za tupeciarę, co wchodzi i zadaje pytania. Muszę dopiero zdobywać ich zaufanie. Mam jednak swoich stałych konsultantów, ludzi zaufanych, którzy pomagają mi, często sami dostarczają ciekawe przypadki. Niechętnie się nimi dzielę z innymi. To moja tajemnica. Zachwyca ich to, gdy w pewnym momencie rozumieją, że ta blondyna wie, o co chodzi. Wtedy stają się partnerami.

- Wytykają Pani błędy?

- Kiedyś dostałam list od komendanta wojewódzkiego, napisany odręcznie. Otwieram, a tam podziękowania po "Florystce", komplementy pod adresem książki i długi opis zapachu komendy. A na koniec: 20 punktów z błędami, które znalazł. I jak mam ich nie uwielbiać?

- Ale to przecież fikcja, nie reportaż. Znajomy krytyk prosił, bym napisał, że Pani książki pochłania się w kilka wieczorów. Cieszy się Pani?

- Książka ma wchodzić w czytelnika tak mocno, by chciał rzucić robotę. Gdy ludzie do mnie piszą: "Nienawidzę pani, przez panią nie poszłam na egzamin", czuję się cudownie [śmiech]. Chodzi o to, żeby zabrać im duszę. O to, by moja opowieść była ważniejsza od imprezy, Facebooka, egzaminu. Można to osiągnąć tylko wtedy, gdy oba elementy - matematyczny i artystyczny
- zostaną wykonane tak, że mucha nie siada.

- A co się dzieje po? Gdy już Pani skończy i ta mucha faktycznie nie siada?

- Potem to już mogę jechać tylko na wakacje. I to najlepiej za granicę, żeby nikt do mnie po polsku nie mówił. Najlepiej do Chin, żebym nic nie rozumiała. Totalny reset.

- Pisanie kryminałów nie budzi w Pani lęków? Nie boi się Pani wstać w nocy do toalety?
- Wie Pan, jaka to fajna zabawa?

- Mordowanie ludzi?!

- Jestem już na tyle zanurzona w temacie, że przestało mnie to przerażać. Nie mam koszmarów. Nigdy nikogo się nie bałam. Jest na tym świecie wielu panów, którzy powinni dostać ode mnie w twarz. Ale nigdy tego nie zrobiłam, bo brzydzę się agresją. Na niektórych mogłabym zemścić się w fabule - to jest nawet ciekawy pomysł...

- Na wątek autotematyczny...

- Nie wykluczam, może kiedyś zabawię się sobą w kolejnej książce.

- Miałem okazję rozmawiać z Asą Larsson i zaskoczyło mnie, bo okazała się ciepłą, miłą panią domu, która kocha swoją rodzinę. Nie tak wyobrażałem sobie autorkę mrocznej serii kryminalnej!

- W moich książkach też znajdzie Pan bardzo liryczne momenty. Kryminał się niesamowicie zmienił. To już nie są czasy Simenona, gdzie książeczka traktowała prawie wyłącznie o śledztwie. Opowieści są teraz wielowątkowe i wieloznaczne. Ja na przykład lubię taką zabawę, że po lirycznej scenie umieszczam totalną masakrę. W końcu jestem autorką, mogę wszystko. Jestem wolna.

- Czy dlatego porzuciła Pani pisanie reportaży na rzecz literatury?

- Opowiem teraz Panu moją historię, może Pana urzeknie...
[W tym momencie do stolika przy Rynku Głównym podchodzi cygański zespół i zaczyna grać].

- No nie, to chyba podkład muzyczny pod moją biografię. Pochodzę z bardzo małego miasteczka, nazywa się Hajnówka i leży na Podlasiu. Ma podobno 27 tysięcy mieszkańców, ale to fikcja, bo mieszka tam góra 17 tysięcy, a reszta uciekła. Gdy pochodzi się z takiego miejsca, ma się zero anonimowości życia. Dlatego lubię Warszawę, gdzie mieszkam i gdzie sąsiedzi nie wiedzą o mnie wszystkiego. W małym mieście są ograniczenia, a ja tego nienawidziłam, dlatego wyjechałam stamtąd jak najszybciej.

Mama chciała zresztą, żebym była nauczycielką. Wyobraża Pan to sobie? Zostałam dziennikarką, bo nigdy nie czułam strachu. Wiedziałam, że mogę być tym, kim chcę. Marzenia się spełniają, trzeba tylko za nimi pójść. Gdy znudziło mi się dziennikarstwo, zaczęłam pisać książki. Kiedy mi to zbrzydnie, znajdę coś nowego.

- Jest Pani odważna!

- To nie jest kwestia odwagi. Ograniczenia są w nas, nie ma się więc czego bać.

- Nie brakuje Pani tych prawdziwych historii, które opowiadała jako dziennikarka?

- Oderwałam się do tego stopnia, że nie oglądam wiadomości, nie czytam newsów, uważam tę masę danych, która nas otacza, za zaśmiecanie umysłu. Wchodzę głęboko tylko w temat, który mnie szczególnie interesuje. Czuję się wtedy jak ktoś, kto kopie studnię. Nie jestem jednak pisarzem, który siedzi tylko za biurkiem. Pracuję nadal trochę jako dziennikarka. Mam teraz pomysł związany z bagnami i czaszkami. Co więc robię? Idę na bagna. Nie mogę sobie tego wyobrazić i wygooglać. Ja muszę tam iść. Zobaczyć, jak wygląda bagno, poczuć wodę w gumowcach, które uciskają uda. Zastanowić się, gdzie umieścić tego trupa, tu czy tam. Gdybym to wymyśliła na podstawie zdjęć, skąd miałabym wiedzieć, że gumowce tak cholernie ocierają stopy?

- Nie ma fikcji bez researchu?

- Pamiętam, gdy pisałam drugą książkę, wydawca zapytał: "Po co ta dokumentacja, nie masz wyobraźni?". Rzuciłam słuchawką. Jestem krnąbrna, jak się Pan domyśla. Gdy mi coś nie pasuje, do widzenia. Tak jak Panu powiedziałam: matematyka i twórczość, dwa nierozerwalne elementy, które nie mogą bez siebie istnieć. Tak jak czerń i biel, jing i jang. Musi być równowaga.

- A pisanie literatury jest ciekawsze od dziennikarstwa?

- Tak, mierzy się Pan najpierw sam ze sobą, a potem jeszcze Pana komplementują [śmiech]. Gdy nie komplementują, to jest problem.

- Kryminał był długo gatunkiem niedocenianym, teraz to się zmieniło, jest nawet moda, którą napędza wrocławski Festiwal Kryminału...

- Pamiętam, gdy nominował mnie przed laty, po mojej pierwszej książce. Festiwal odbywał się jeszcze w Krakowie, w jednej piwniczce. Nie było sceny, nagroda okazała się symboliczna, przyszła garstka znajomych. Teraz to niesamowicie urosło, to zasługa Irka Grina, który kieruje imprezą, wpisując ją w światowy trend.

- Skąd ta popularność kryminału we wszystkich niemal krajach?
- Czytelnicy są moim zdaniem znużeni "wielką" literaturą. Naprawdę wielka zdarza się rzadko, a większość to jest ta "z duchami", czyli podróbka. To cała masa książek, w jakich autor stwarza postać snuja, który trochę pije, odbędzie kilka stosunków seksualnych, na koniec zabije, co stało się ostatnio modne.

Tymczasem współczesny kryminał nie skupia się tylko na śledztwie, ale pokazuje, jak żyją Szwedzi czy Amerykanie, walor obyczajowy został niezwykle rozbudowany, pokazuje, co ludzie myślą, o czym rozmawiają, a nawet co jedzą i piją. Weźmy przykład Stiega Larssona - jak wiele dowiadujemy się z jego książek o rzeczach, które drzemią w umysłach Szwedów. Proza gatunkowa, a zwłaszcza kryminalna, to przyszłość literatury. Ludzie będą chcieli czytać książki. Pod jednym warunkiem: muszą dostawać opowieści bardzo wysokiej jakości.

- Sądzi Pani, że ludzie nie przestaną czytać literatury? Żyjemy przecież w świecie piktogramów i lajków.

- Nie, świat niesamowicie przyspieszył. Wszystko podaje się teraz na gorąco. Dlatego potrzeba czegoś, co pomoże im się oderwać, zatrzymać się. Książka doskonale się do tego nadaje. Muszą to jednak być historie na tyle wciągające i emocjonalne, byśmy zapomnieli o świecie. Wtedy nasz mózg odpoczywa.

- A dlaczego polskie kino tak rzadko korzysta z kryminałów? Pytam Panią, bo skończyła też scenopisarstwo w łódzkiej filmówce.

- Napisałam kilka scenariuszy, sprzedałam prawa do ekranizacji moich książek. Polski Instytut Sztuki Filmowej ciągle jednak chętniej przyznaje pieniądze na filmy o snujach albo o historii niż na przykład na kryminały.
Traktuje je jako propozycje komercyjne, na które producent powinien sam znaleźć pieniądze. Uważam to za błąd, i w literaturze, i w kinie jest miejsce na dobrej jakości dzieła gatunkowe. Ich tworzenie też jest sztuką.

- Wystarczy prześledzić historię thrillera, by zobaczyć, jak wiele stworzono tu arcydzieł. Niedawnym przykładem jest "Labirynt" Dennisa Villeneuve, film kryminalny, który dotyka problemów egzystencjalnych, a nawet metafizycznych.

- Gdy patrzę na półkę z książkami z dzieciństwa, widzę tam Niziurskiego, Nienackiego, Chmielewską. To się ciągle świetnie czyta. Gatunek przetrwa, bo operuje nie aktualnym newsem, lecz uniwersalnymi emocjami. Za dwadzieścia, trzydzieści lat zbrodnia nadal będzie groźna. Nie ma nic bardziej cennego niż ludzkie życie. Życzę sobie, by ludzie odkrywali moje książki za sto lat.

***
Katarzyna Bonda Pisarka, scenarzystka filmowa, dokumentalistka specjalizująca się w tematyce kryminalnej. Pisała teksty kryminalne i reportaże dla "Newsweeka" i "Wprost", realizowała materiały dla TVP. Jej debiut literacki "Sprawa Niny Frank" (2007) był nominowany do Nagrody Wielkiego Kalibru (w 2011 roku wydanej jako "Dziewiąta runa").

Kolejne książki to "Tylko martwi nie kłamią" (2010) i "Florystka" (2012). Bonda zajmuje się też dokumentem kryminalnym. Do tej pory ukazały się: "Polskie morderczynie"(2008) i "Zbrodnia niedoskonała" (2009), napisana we współpracy z Bogdanem Lachem. Zajmuje się też pisaniem scenariuszy filmowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski