Tym większa radość, że mogliśmy posłuchać jej śpiewu w ostatni piątek w Centrum Kongresowym ICE Kraków. Sopranistka zaprezentowała najpiękniejsze arie operowe, będące przekrojem jej imponującej kariery.
Kurzak znakomicie odnalazła się zarówno w dramatycznej arii Liu „Tu che di gel sei cinta” z opery „Turandot” G. Pucciniego, w lamentacyjnej arii Desdemony z „Otella” G. Verdiego, jak i w pełnej błyskotliwych koloratur arii Neddy z „Pajaców” R. Leoncavalla. Swoim idealnym i pełnym lekkości belcanto zachwyciła bez efektownych popisów i umizgów w stronę publiczności, stawiając na prawdę przekazu i umiejętnie dozując emocje.
Ostrożny byłbym jednak z porównywaniem Kurzak do Marii Callas. Wiem, że „słowiańska Callas” to świetny chwyt medialno-marketingowy, ale nie wydaje mi się on zbyt fortunny. Inną sopranistkę, 25-letnią Rosjankę Julię Leżniewą (którą usłyszymy we wtorek podczas Opera Rara), krytycy także obwołali następczynią „primadonny stulecia”. Wolę więc, by Aleksandra Kurzak była sobą, a nie jedną z wielu „nowych Callas”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?