Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kruczek najlepszy na świecie

Redakcja
Rozmowa z Apoloniuszem Tajnerem, prezesem Polskiego Związku Narciarskiego i szefem Misji Olimpijskiej na przyszłoroczne igrzyska w Soczi, o naszych medalowych szansach, bardzo udanym początku sezonu skoczków i roli ich trenera w reprezentacji

- Justyna Kowalczyk, Kamil Stoch - ile jeszcze mamy, Pana zdaniem, szans medalowych na igrzyskach w Soczi?

- Generalnie, jeśli chodzi o występ naszych olimpijczyków, liczymy na trzy bloki dyscyplin: narciarstwo, biathlon i łyżwiarstwo szybkie. Wyliczyliśmy sobie, że być może będziemy mieć około dwunastu szans medalowych: sześć dla narciarzy, trzy dla biathlonistek i trzy dla łyżwiarstwa szybkiego. Oczywiście mogą się również pojawić jakieś niespodzianki. Po cichu liczymy na przykład na występ Karoliny Riemen w skicrossie czy sztafety kobiet, o której w tej chwili w ogóle się nie mówi, ale ja osobiście widzę tam pewne szanse medalowe. Najbardziej oczywiście liczymy na Justynę Kowalczyk i naszych skoczków, w ich przypadku zarówno w konkursach indywidualnych, jak i drużynowych.

- Do igrzysk jeszcze trochę czasu, ale nasi skoczkowie już imponują formą. Spodziewał się Pan takiego początku sezonu?

- Liczyłem, że któryś z nich może zająć w Klingenthal miejsce w czołowej trójce, ale myślałem głównie o Kamilu Stochu, ewentualnie Piotrze Żyle. Natomiast to, że wygrał Krzysiu Biegun, jest oczywiście ogromną niespodzianką. Debiut w rywalizacji indywidualnej, debiut w drużynie dzień wcześniej i od razu taki wynik. Warunki w Klingenthal były chwilami trudne, ale jak się ma siedmiu dobrych skoczków w kadrze, to można oczekiwać, że przynajmniej kilku z nich będzie miało szansę oddać dobre skoki.

- W zeszłym sezonie nie było tak dobrze. Co się zmieniło, że teraz tak fajnie zaczynamy?

- Muszę powiedzieć, że zawsze idę na te pierwsze zawody do telewizji, bo jak jest źle, to ktoś musi tonować nastroje (śmiech), tłumaczyć. W tym wypadku nie trzeba było nic robić. Powiedziałbym, że jest nawet za dobrze, bo do najważniejszego startu w sezonie zostało jeszcze przecież dwa i pół miesiąca. Oczywiście jestem przekonany, że nasz sztab szkoleniowy sobie z tym poradzi, ale jeśli się startuje z tak wysokiego poziomu, to trudno jest utrzymać formę. Na szczęście gdzieś w cieniu mamy kolejnych pięciu zawodników, którzy czekają na swoją szansę. Ten kłopot bogactwa pozwala liczyć na dobre wyniki.

- Skoki są dobrym przykładem, że na bazie indywidualnych sukcesów - w tym wypadku Adama Małysza - udało się stworzyć jakiś system.

- Trwało to dziesięć lat, ale w końcu się udało. Ostatnio udało nam się w końcu poprawić nawet najsłabszy element i stworzyć stypendia trenerskie. Poza tym dzięki sukcesom Adama mamy aż za dużo chętnych do uprawiania tego sportu, a dzięki wsparciu sponsorów, przede wszystkim grupy Lotos, możemy zapewnić im odpowiednie warunki do treningów. Wszystko to sprawia, że akurat ta dyscyplina będzie miała się dobrze co najmniej do 2030 roku.

- Nie można nie wspomnieć tu o roli trenera Łukasza Kruczka. Rok temu jego pozycja nie była najlepsza, wielu ludzi domagało się szkoleniowca z zagranicy.

- Ale wszyscy stanęli za nim murem, nie tylko zawodnicy. To najlepiej pokazuje, jak on potrafił ułożyć sobie relacje w grupie. Dobrze, że mamy polskiego trenera z takim doświadczeniem. Łukasz zbierał je najpierw pod kierunkiem trenera Mikeski i moim jako zawodnik. Później współpracował z Heinzem Kuttinem jako asystent, z Hannu Lepistö jako asystent. Samodzielnie prowadził młodszą grupę. Aż doszedł do momentu, w którym jest w sile twórczych możliwości trenerskich. Pod względem podstawy naukowej, teoretycznej Kruczek jest dziś jednym z najlepszych trenerów na świecie. Kto wie czy nie najlepszym, skoro Mika Kojonkoski odszedł.
- Wracając do Bieguna... Czy ten sukces nie uderzy mu do głowy?

- Z Gilowic pochodzi również Tomasz Adamek, który zawsze twardo stąpał po ziemi. Co do Krzysia, to widzę, że jest oszołomiony, ale trudno się temu dziwić. Ja nie wiem, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę, że to mu się nie śni. Że to już jest życie. Z jednej strony, to ogromne obciążenie, bo w ciszy i spokoju łatwiej się pracuje, a on z nieznanego zawodnika stał się w jeden dzień gwiazdeczką, na której koncentruje się uwaga kibiców. Pewnie trochę go to rozkalibruje, ale myślę, że sobie z tym poradzi. Krzysiu spełnił przy okazji jeszcze jedno zadanie. Stał się osłoną dla Kamila Stocha, naszego prawdziwego faworyta do medalu olimpijskiego w Soczi.

Rozmawiał Hubert Zdankiewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski