Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kryształowy charakter i odwaga zapisały go na kartach historii

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Rodzina Bolesława Polończyka ps. „Kryształ”: córka Małgorzata, syn Krzysztof i wnuczka Agnieszka
Rodzina Bolesława Polończyka ps. „Kryształ”: córka Małgorzata, syn Krzysztof i wnuczka Agnieszka fot. Katarzyna Hołuj
Historia. Po roku Cichociemnych, jakim został ogłoszony 2016, w Myślenicach pozostanie pamiątka w postaci tablicy. Są na niej nazwiska dwóch z 316 Cichociemnych: Bolesława Polończyka ps. „Kryształ” i Antoniego Żychiewicza ps. „Przerwa”.

Jeden mieszkał i zmarł w Myślenicach. Drugi tu nie mieszkał, ale z miastem tym związani są jego potomkowie, wnuczka i prawnuczęta.

Myśleniczaninem z wyboru (bo urodził się w Dobczycach) był Bolesław Polończyk ps. „Kryształ”. Przyszedł na świat w 1906 roku. Ukończył gimnazjum w Myślenicach, a następnie Akademię Górniczo-Hutniczą, gdzie zdobył dyplom inżyniera górnika.

Po mobilizacji walczył w kampanii wrześniowej. Po ataku ZSRR na Polskę dostał się do niewoli, ale udało się mu uciec. Przez Rumunię dotarł do Francji. Tam, w Lourdes zawierzył swoje dalsze życie Matce Boskiej. Kiedy Francja skapitulowała, przedostał się do Anglii.

Tu też otrzymał propozycję wyjazdu do Argentyny. Nie skorzystał. - Kiedy pytałam dlaczego, odpowiadał: „Nawet o tym nie myślałem. Ojczyzna była w potrzebie” - wspomina Małgorzata Polończyk, córka „Kryształa”. - Miał wtedy 33 lata, był już dojrzałym mężczyzną, wiedzącym czego chce.

Zamiast wyjechać za ocean, gdzie miałby spokój i możliwość rozwijania kariery zawodowej, zgłosił chęć powrotu do ojczyzny. I to drogą powietrzną, jako jeden z formującej się wtedy grupy przyszłych Cichociemnych. Byli jednostką elitarną, specjalną. Nie każdy więc nadawał się do tej wyjątkowej służby. Kandydatów musiała cechować nie tylko żelazna kondycja (zresztą nad tą pracowali podczas szkolenia), ale też wysokie morale.

„Kryształ” złożył przysięgę 31 stycznia 1943 roku.

Wieczorem 8 września 1943 roku, w dzień urodzin „Kryształa” posłaniec przyniósł mu wiadomość, że ma stawić się w Londynie.

Nocą z 9 na 10 września był już na pokładzie samolotu, jako jeden z uczestników operacji lotniczej „Neon 4”. Razem z nim znalazła się tam jeszcze m.in. Elżbieta Zawacka ps. „Zo” (lub „Zoya”), jedyna kobieta wśród Cichociemnych. Zrzut odbył się w okolicy Grodziska Mazowieckiego. W kraju, tak jak inni Cichociemni, „Kryształ” prowadził działalność dywersyjną. Był odpowiedzialny za komórkę odbioru zrzutów nadsyłanych z zachodu.

Dla przykrycia tej działalności, oficjalnie został zatrudniony w Polskim Monopolu Tytoniowym. Dzięki wyszkoleniu, ale też szczęśliwym zbiegom okoliczności, udawało mu się działać w konspiracji do lipca 1944 roku.

Zniszczył dokumenty, uniknął śmierci

Wtedy, po wkroczeniu do Lublina Armii Czerwonej został aresztowany przez NKWD. - Tata miał wyjechać do Warszawy, walczyć w Powstaniu Warszawskim. Nie zdążył… - mówi córka Małgorzata.

Aresztowany zdołał zniszczyć dokumenty, dzięki czemu najpewniej uniknął śmierci, a został zesłany do obozu pracy pod Uralem. Próbował stamtąd uciekać, ale bez powodzenia. Do Polski wrócił dopiero w 1946 roku.

Zaczął pracę w kopalni (pracował m.in. w Rybniku, Gliwicach i Łaziskach). Założył rodzinę. Jego przeszłość jako Cichociemnego na lata stała się tajemnicą, o której wiedzieli tylko najbliżsi.

Dzieci: pani Małgorzata i pan Krzysztof wspominają go jako człowieka bezkompromisowego, o twardym charakterze, ale miękkim sercu, który razem z mamą stworzył im ciepły dom. Wymagającego, ale w pierwszej kolejności od siebie, a potem od innych. - Trzeba przyznać, że pseudonim „Kryształ” dobrał sobie idealnie do charakteru - mówi syn Krzysztof.

- Katyń, AK - o tym się nie mówiło w szkole. Duża część ludzi nie miała pojęcia kim byli Cichociemni - dodaje Małgorzata Polończyk.

Swoją niezłomność okazał także tym, że nigdy nie wstąpił do PZPR. Mimo iż zamykał sobie tym drogę do wysokich stanowisk. - Najwyższe stanowisko, jakie zajmował to naczelny inżynier. W tamtych czasach wypadków w górnictwie było dużo, a ojciec codziennie musiał zjeżdżać na dół, pod ziemię - wspomina córka.

Kiedy ze Śląska przeprowadził się do Myślenic, jego znajomi stamtąd nie zapomnieli o nim. - Jeszcze przez dobrych parę lat wycieczki do Zakopanego, które przecież jechały przez Myślenice, zajeżdżały do nas do domu. Pytali: „Panie inżynierze, co u Pana?”. Pamiętali - opowiada pani Małgorzata.

Szacunek i uznanie zyskał sobie także tutaj, w Myślenicach. Na uroczystości wspominał go nie tylko burmistrz Maciej Ostrowski, ale również Zbigniew Syrek, prezes Klubu Inteligencji Katolickiej, który przypomniał, że „Kryształ” był współzałożycielem KIK w Myślenicach.

***

Bolesław Polończyk zmarł w 1996 roku. Pamiątką po nim jest srebrny Krzyż Orderu Virtuti Militari.

Złożył go w kościele w Myślenicach, u Matki Bożej Myślenickiej. Zrobił to zaraz po otrzymaniu go, nic nikomu nie mówiąc, po cichu. W domu pozostała baretka. Kiedy córka zapytała go, dlaczego to zrobił, najnaturalniej w świecie odpowiedział jej, że nie mógł zostawić Matce Boskiej namiastki.

Nie tak dawno syn „Kryształa” wraz z żoną i córką odbył podróż po Anglii i Szkocji śladami swojego ojca i pozostałych Cichociemnych. Był też jednym z inicjatorów budowy Kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej, patronki Cichociemnych, w Radoniach k. Grodziska Mazowieckiego, gdzie lądował m.in. jego ojciec. Nie mogło ich zabraknąć na uroczystości odsłonięcia tablicy w myślenickim Gimnazjum nr 1. To pierwsza taka inicjatywa w rodzinnym mieście „Kryształa”.

- Dziadek był bardzo skromnym człowiekiem i myślę, że nigdy nie przypuszczałby, że odbędą się jakiekolwiek uroczystości ku jego pamięci lub że odsłaniana będzie tablica - mówiła Agnieszka Polończyk, wnuczka „Kryształa” do uczniów. - Ale sądzę też, że gdyby tu był obok mnie dziś i widziałby jak wiele osób, jak wielu młodych ludzi tu dziś przyszło, byłby szczęśliwy. To dla was dziadek walczył i dla was poświęcał swoje życie.

Krzysztof Polończyk żartuje, że Agnieszka jest drugą, obok słynnej „Zo” kobietą, która skakała z... Cichociemnymi.

A właściwie z jednym Cichociemnym. Dwa lata temu podczas uroczystości upamiętniającej polskich skoczków z czasów wojny, w miejscu jednego ze zrzutów, skoczyła ona ze spadochronem razem z wówczas 94-letnim Aleksandrem Tarnawskim, obecnie ostatnim już żyjącym Cichociemnym.

***

Drugi to Antoni Żychiewicz ps. Przerwa, urodzony we Lwowie, a po wojnie mieszkający na Śląsku. Jego prawnuczka Julia Ingarden jest uczennicą Gimnazjum nr 1 w Myślenicach. Właśnie ta szkoła zrealizowała ostatnio historyczno-patriotyczny program mający przypomnieć postaci Cichociemnych i uczciła dwóch z nich poświęconą im tablicą pamiątkową.

Młodszy od „Kryształa”, bo z rocznika 1919. W czasie kampanii wrześniowej walczył w obronie Lwowa. Później przeszedł podobną drogę - przez Francję trafił do Wlk. Brytanii.

Jego zrzut odbył się w ramach operacji „Wall”, z 17 na 18 lutego 1943 roku. W warszawskim mieszkaniu, do którego zgłosił się po zrzucie poznał swoją przyszłą żonę - Irenę Siwicką. Kilka lat wcześniej wróżka przepowiedziała jej, że mąż... spadnie jej z nieba.

Jako dywersant uczestniczył m.in. w akcji wysadzenia pociągu towarowego. Walczył też w powstaniu warszawskim. W trakcie jego trwania został aresztowany i wywieziony przez hitlerowców do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Przeżył i wrócił do Polski w 1945 roku. Mieszkał i pracował na Śląsku. Zmarł w 2005 roku.

[email protected]

">

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski