Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kryzys, którego mogło nie być

Redakcja
ROZMOWA. Dr PAWEŁ SASANKA, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej, autor książki "Czerwiec 1976 - geneza, przebieg, konsekwencje", o 35. rocznicy wydarzeń radomskich 1976 r.

Dlaczego latem 1976 r. władze PRL zdecydowały się na wprowadzenie drastycznych podwyżek cen żywności?

- Na podwyżki był już najwyższy czas. Ze względów ekonomicznych podwyżka cen wielu artykułów żywnościowych była wskazana już od 1973 r. Władze jednak bardzo długo odkładały decyzję, obawiając się konsekwencji politycznych. Ekipa Gierka doskonale pamiętała, że poprzednia próba podniesienia cen wywołała protesty i skończyła się tragicznymi wydarzeniami na Wybrzeżu oraz zmieceniem ekipy Władysława Gomułki. Sprawę odkładano więc jak najdłużej, ale w 1976 r. nie było już przed tym ucieczki. Do rozstrzygnięcia pozostała tylko skala wzrostu cen i wszystko wskazuje na to, że ostateczny kształt tej decyzji był dzieckiem premiera Piotra Jaroszewicza.

- Władze spodziewały się protestów, podjęto więc pewne działania mające na celu zminimalizowanie ryzyka.

- Na czerwiec 1976 r. możemy spojrzeć jak na kryzys, który wcale nie musiał nastąpić. Władze rzeczywiście starały się wyciągnąć wnioski z przeszłości, ucząc się na doświadczeniu Grudnia 1970 r. Dlatego też podwyżki po raz pierwszy nie przedstawiono jako komunikatu rządowego, tylko jako projekt przedłożony na posiedzeniu Sejmu. Przygotowano też rekompensaty, które teoretycznie miały złagodzić niedogodności podwyżki, ale ze względu na niesprawiedliwe zasady wypłacania jeszcze bardziej sprowokowały obywateli. Po trzecie wreszcie mówiono, że podwyżkom będą towarzyszyły konsultacje społeczne. Wszyscy zdawali sobie jednak sprawę, że konsultacje to fikcja, a nowe cenniki są już wydrukowane i dostarczane do poszczególnych województw.

- Wytypowano pewne miasta, w których mogło dość do demonstracji niezadowolenia, ale - co ciekawe - nie było wśród nich Radomia.

- Liczono się z tym, że protesty będą miały miejsce głównie w dużych ośrodkach przemysłowych, tak jak kilka lat wcześniej: na Wybrzeżu, w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie, a także w Warszawie i w aglomeracji śląskiej. Tymczasem wybuch protestów w mniejszych ośrodkach, takich jak Radom czy Płock, był dla władz zaskoczeniem.

- Jaka była sekwencja wydarzeń w Radomiu?

- Protesty rozpoczęły się w Zakładach Metalowych "Łucznik" im. gen. Waltera. Warto podkreślić, że były to zakłady zajmujące się produkcją zbrojeniową. Robotnicy, którzy przyszli do pracy, byli poruszeni wiadomościami o podwyżce cen. Dodajmy, że to głównie kobiety, najbardziej zdające sobie sprawę z konsekwencji podwyżek, były tymi, które w pewien sposób zainicjowały strajk i popchnęły do niego mężczyzn. Na skutek nieudolnych prób opanowania sytuacji przez dyrekcję większa część załogi około godz. 8 wyszła na ulice, kierując się w stronę komitetu wojewódzkiego PZPR. Bardzo szybko okazało się, że do strajku przyłączają się kolejne załogi. W ciągu całego dnia do protestów przyłączyło się 25 radomskich przedsiębiorstw. Pod siedzibą komitetu władze próbowały rozmawiać z robotnikami. Rozmowy prowadził najpierw jeden z sekretarzy, a później sam I sekretarz KW PZPR Janusz Prokopiak. Nie miał on jednak nic do zaproponowania poza informacją, że odpowiedź władz centralnych będzie za dwie godziny. Gdy owe dwie godziny minęły, robotnicy zorientowali się, że nie ma mowy o żadnej odpowiedzi, a Janusza Prokopiaka i innych przedstawicieli władz w gmachu komitetu już nie ma. Przystąpili więc do demolowania budynku, a następnie podpalili go. Jednocześnie sztab operacji "Lato 1976" w Warszawie już o godz. 10, a więc kiedy jeszcze nie było mowy o jakichkolwiek gwałtownych wystąpieniach, podjął decyzję o skierowaniu do Radomia dodatkowych sił. Do miasta skierowano jednostki z Warszawy, Lublina, Kielc, a także, drogą powietrzną, słuchaczy Wyższej Szkoły Oficerskiej ze Szczytna. W godzinach popołudniowych i wieczornych w Radomiu było już około 1600 funkcjonariuszy. Od około godz. 15, kiedy zaczął płonąć gmach komitetu, na ulicach miasta rozpoczęły się starcia, a tak naprawdę to regularne walki uliczne. W ich trakcie, w tragicznym wypadku, zginęło dwóch demonstrantów, przygniecionych przez przyczepę wypełnioną betonowymi blokami, którą próbowali zepchnąć w stronę zbliżających się zomowców. W godzinach popołudniowych i wieczornych jednostki ZOMO miały już wyraźną przewagę, sytuację opanowały zaś późnym wieczorem. Rozpoczęły się polowania na ludzi i brutalne represje.
- Zatrzymanych traktowano bardzo brutalnie.

- Do historii przeszło określenie "ścieżki zdrowia". Zatrzymanych przepuszczano przez szpaler funkcjonariuszy, którzy bili ich pałkami. To był jednak tylko pierwszy etap represji. Następnie doszły do tego działające już od 26 czerwca kolegia karające zatrzymanych najczęściej karami 3 miesięcy więzienia. Były również sądy skazujące w trybie przyspieszonym, a później sądy działające w trybie zwykłym. Władze podjęły też próbę zatarcia prawdziwego obrazu protestu i przedstawienia go społeczeństwu w kategoriach kryminalnych. Twierdzono, że nie był to protest klasy robotniczej, a chuligańskie, warcholskie wybryki.

- Do zamieszek doszło także w innych miastach.

- Czerwiec 1976 to nie tylko Radom. W ponad 90 zakładach w całym kraju strajkowało około 70-80 tys. ludzi. Najbardziej znane miejsca niepokojów obok Radomia to Ursus i Płock. W Ursusie strajk wybuchł w zakładach mechanicznych produkujących ciągniki. To właśnie dzięki temu wiadomość o protestach szybko stała się znana w całym kraju, a nawet przedostała się na Zachód. Wieczorem, gdy na torach pozostało już niewielu ludzi, ZOMO spacyfikowało protest. Z kolei w Płocku głównym ośrodkiem protestu były Mazowieckie Zakłady Rafineryjne i Petrochemiczne (czyli dzisiejszy Orlen).

Dane oficjalne zupełnie nie oddają skali niepokojów, jakie tego dnia zapanowały w całej Polsce. W niektórych zakładach strajkowano, a w wielu innych odbywały się zapowiadane przez władze konsultacje. Władze obawiały się eskalacji niezadowolenia i dlatego wieczorem 25 czerwca podjęto decyzję o wycofaniu się z podwyżek, o czym po wieczornym wydaniu "Dziennika Telewizyjnego" poinformował premier Jaroszewicz.

- Władze rozpętały ostrą kampanię propagandową skierowaną przeciwko protestującym.

- W nocy z 25 na 26 czerwca najwyższe kierownictwo partyjne (Edward Gierek, Piotr Jaroszewicz, Edward Babiuch) zastanawiało się, co zrobić po wycofaniu się z podwyżek. Podjęto decyzję, by nazajutrz zwołać telekonferencję pierwszych sekretarzy komitetów wojewódzkich. W jej trakcie Gierek w kategoryczny sposób zażądał uruchomienia wielkiej kampanii propagandowej, która miała się odbywać na łamach prasy, w radiu i telewizji. Jej najbardziej spektakularnym przejawem były masowe wiece zwoływane na placach i na stadionach. Chodziło o to, by jednoznacznie napiętnować "warchołów z Radomia". Radom miał być miastem szczególnie potępianym.

- Niezamierzonym przez władze efektem wydarzeń czerwcowych było powstanie Komitetu Obrony Robotników.

- Wiadomości o represjach wobec uczestników protestów skłoniły wiele osób z bardzo różnych i odległych od siebie ideowo środowisk do rozpoczęcia udzielania pomocy. W dniach 15-17 lipca 1976 r. w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie odbywała się pierwsza rozprawa robotników oskarżonych o udział w protestach. W sali sądu spotkała się grupa osób, która spontanicznie zebrała pieniądze i wręczyła rodzinom aresztowanych. Wtedy to właśnie narodził się pomysł, aby wyszukiwać rodziny represjonowanych i udzielać im pomocy.

Rozmawiał Paweł Stachnik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski