Skarbnica w Nowej Hucie FOT. ADAM WOJNAR
- Szanse na przetrwanie księgarni są niewielkie - przyznaje ze smutkiem Anna Włodarczyk, właścicielka Skarbnicy. Przyczyną schyłku, podobnie jak w przypadku Hetmańskiej, jest spadek sprzedaży książek.
- Księgarze zyskują zwykle od 20 do 30 procent ze sprzedaży jednego egzemplarza książki. To niewiele, a musi wystarczyć na pokrycie kosztu wynajmu budynku i zapłacenie pracownikom ich pensji - wylicza Anna Włodarczyk.
Niegdyś właścicielka Skarbnicy zatrudniała dwudziestu pracowników. Dziś sześciu.
- Ograniczyłam zatrudnienie do minimum. Była to jedna z najtrudniejszych decyzji, jakie musiałam podjąć, bo z wieloma tymi ludźmi pracowałam kilkadziesiąt lat. Po ich zwolnieniu sama wzięłam na siebie część obowiązków. Myję podłogi, przyjmuję towar i klientów, których z roku na rok jest coraz mniej - nie ukrywa Anna Włodarczyk.
Dwa lata temu nic nie zwiastowało, że może dojść do zamknięcia księgarni. - Niestety, dziś praktycznie nie przybywa nam klientów. Pojawiają się jedynie starzy, zaprzyjaźnieni z księgarnią czytelnicy. Oni także martwią się o jej losy - podkreśla Włodarczyk.
Jedną z szans na uratowanie Skarbnicy byłoby wykupienie przez jej właścicielkę lokalu, w którym mieści się nowohucka placówka. - Wówczas nie musiałabym płacić czynszu - wyjaśnia Włodarczyk. Wykup lokalu należącego do miasta wiąże się jednak ze sporym inwestycyjnym ryzykiem. Nie gwarantuje bowiem sukcesu w postaci wzrostu sprzedaży książek.
Anna Włodarczyk poszukiwała też innych rozwiązań problemu. - Prosząc o wsparcie finansowe jedną z instytucji usłyszałam, że jestem częścią komercji, biznesu i nikt nie może mi pomóc. Muszę radzić sobie sama - mówi.
Przekonała się o tym, kiedy musiała zlikwidować filię Skarbnicy mieszczącą się przy ul. Wiślnej w Krakowie. - Znalazł się biznesmen, który więcej zapłacił miastu za wynajem lokalu. Nie mogłam z nim konkurować - wspomina. Miejsce Skarbnicy do dziś zajmuje znana sieć sprzedająca kosmetyki i chemię gospodarczą.
Robert Piaskowski z Krakowskiego Biura Festiwalowego, koordynator projektu "Kraków Miasto Literatury", uważa, że kołem ratunkowym dla małych, podupadających księgarń jest zrzeszenie się księgarzy. Ten typ aktywności miasto może już wspierać. - Może wspierać działalność księgarzy, jeśli działają poprzez fundacje, stowarzyszenia, organizują się, promują miejsca i literaturę jako taką, wychodzą poza swoją tradycyjną formułę, jaką jest sprzedaż książek, a przyciągają do samej literatury - mówi.
Dodaje, że zdaniem wielu ekspertów rynku książki jedyną metodą zatrzymania niebezpiecznego trendu jest organizowanie się właścicieli księgarń, ich konsolidacja i współpraca z organizacjami pozarządowymi. - Księgarnie coraz częściej występują razem, by ich głos był lepiej słyszalny - twierdzi Robert Piaskowski. Podkreśla jednocześnie, że to bardzo trudne, bo każda z placówek ma inną specyfikę, interesy, formę własności.
Jak udało nam się ustalić, małych księgarzy w Krakowie jest niewielu. Większość to biznesmeni, którzy konkurują ze sobą i nie zależy im na wspieraniu słabszych. Kierują się bowiem myśleniem - wygrywa najsilniejszy.
I tak z mapy Krakowa znikają powoli małe księgarnie. Miejsca, w których książkę traktuje się nie tylko jako przedmiot handlu, ale jako dobro duchowe.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?