Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Wróblewski, bramkarz Puszczy: Szansa może przyjść w każdej chwili. Trzeba być na nią gotowym

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
2 września 2022, stadion Wisły Kraków. Bramkarz Puszczy Krzysztof Wróblewski podczas wygranego 3:2 meczu z Wisłą
2 września 2022, stadion Wisły Kraków. Bramkarz Puszczy Krzysztof Wróblewski podczas wygranego 3:2 meczu z Wisłą Wojciech Matusik
- Myślę, że wiele się nie zmieniło. Bo jeżeli nie wierzyłbym w swoje umiejętności, to nie mógłbym trenować tyle lat - mówi Krzysztof Wróblewski, zapytany o postrzeganie siebie samego po 20 sierpnia. To kluczowa data w jego piłkarskiej karierze. Wtedy, w trakcie meczu w Bielsku-Białej, wszedł do bramki zastępując kontuzjowanego Kewina Komara i zaliczył wymarzony debiut w I lidze, broniąc w 90 minucie rzut karny, utrzymujący zwycięstwo Puszczy Niepołomice. A w miniony piątek zagrał - i wygrał! - z Wisłą Kraków przed 17-tysięczną publicznością. - Chyba po to się trenuje, żeby grać na takich stadionach - przyznaje 20-letni bramkarz.

Ustalmy na początek: nie jesteś z Niepołomic, nie jesteś z Krakowa. Jesteś ze Skawiny.

Tak, dokładnie.

I jesteś wychowankiem Skawinki.

Tak.

Ile miałeś lat, kiedy poszedłeś na pierwszy trening?

To była pierwsza klasa podstawówki, więc siedem. Poszedłem na Skawinkę za kolegą. Chciałem zacząć gdzieś trenować, a on trenował tam już od pół roku.

Od początku jesteś bramkarzem?

Nie, nie. Chyba jak większość, zaczynałem w polu. Próbowałem coś na prawej obronie, chociaż w zasadzie to było jeszcze granie dzieciaków, bez ustalonych pozycji. A kiedyś pojechaliśmy na mecz, nie przyjechał nasz bramkarz, no i ja stanąłem na bramce. I zostałem, bo mi się spodobało.

To było długo po rozpoczęciu przez ciebie treningów?

O, chwila minęła. Myślę, że jakieś pół roku.

Kiedy odszedłeś ze Skawinki? Kiedy nadszedł moment, w którym rodzice uznali, że warto ci zmienić klub?

W Skawince mieliśmy fajną paczkę kolegów i chcieliśmy zostać, bo mega nas cieszyło to, że gramy razem. Ale wyszło tak, że w Skawince już nie było pieniędzy na działalność naszej grupy. No i praktycznie wszyscy z tamtego zespołu przenieśliśmy się do Akademii Piłkarskiej 21. Mieliśmy wtedy chyba po 11 lat.

A z tamtej waszej grupy nie ty pierwszy wypłynąłeś na szerokie wody. Bo w tej drużynie był też Robert Prochownik, który ma już za sobą występy w I lidze w Widzewie i Sandecji.

Tak, tak, właśnie z Robertem zaczynaliśmy treningi od samego początku, potem razem szliśmy do AP 21. On wcześniej odszedł z Akademii, wyjechał do Łodzi, do SMS-u, gdzie grał w Centralnej Lidze Juniorów. I później poszedł do Widzewa. Można więc powiedzieć, że pierwszy z naszej grupy pojawił się w poważnej piłce.

Ty już w dzieciństwie podjąłeś kierunkowe szkolenie bramkarskie, oprócz zajęć w klubie?

Teraz specjalistyczny trening bramkarski to już podstawa w każdym zespole. Ale kiedy ja zaczynałem, to jeszcze tak nie było. I ja chodziłem na zajęcia do Akademii Bramkarskiej trenerów Piotra Wrześniaka i Marcina Chmury, która działa w Skawinie. Byłem tam praktycznie od samego początku jej istnienia, od drugiego treningu po jej założeniu. I praktycznie od samego początku trenowałem z Karolem Niemczyckim. Który teraz jest jednym z lepszych polskich bramkarzy w ekstraklasie.

A ty pewnie chciałbyś zrobić z Puszczy taki krok, jak on.

Myślę, że zdecydowanie fajnie byłoby iść śladami Karola i wybić się do ekstraklasy.

Na razie masz za sobą skok na głęboką wodę do I ligi – po wiośnie spędzonej na wypożyczeniu z Puszczy do klubu III-ligowego. Twój debiut w I lidze nastąpił nieoczekiwanie, zaskakująco pewnie też dla ciebie.

Na pewno tak, wiadomo, w jakich było to okolicznościach. Nie był to występ od pierwszej minuty i chociaż, kiedy nie grasz od pierwszej minuty, to nie jesteś tak przygotowany jak na wejście od początku, to ja na pewno byłem na to gotowy. Wypożyczenie do Wisły Sandomierz było po to, żeby się ograć, zdobyć trochę doświadczenia na poziomie seniorskim i dzięki temu mieć w Puszczy większe szanse na rywalizację o miejsce w składzie. I myślę, że to wypożyczenie dużo mi dało, bo zagrałem tam całą rundę w III lidze, wszystkie mecze. Moim zdaniem, kluczowe było właśnie to, żeby gdzieś zdobyć doświadczenie. A debiut w I lidze… No, rzeczywiście, trochę niespodziewany, ale każdy kto trenuje, czeka na taką okazję i musi być gotowy na taki moment, bo może przyjść w każdej chwili.

Jakie to było uczucie wtedy w Bielsku-Białej? Mentalnie nie jesteś przygotowany, że zagrasz w meczu, a widzisz, że kontuzjowany kolega pewnie za chwilę już nie będzie w stanie bronić. Co wtedy działo się w twojej głowie?

Nie, to nie jest tak. Na każde spotkanie trzeba być przygotowanym mentalnie. W każdej chwili może się coś takiego stać. Więc czy zaczynasz mecz na ławce, czy wychodzisz w pierwszym składzie, musisz być przygotowany, że możesz być potrzebny. Chociaż, rzeczywiście, pozycja bramkarza jest taką, na której w trakcie meczu nie robi się zmiany – dopiero wtedy, jeżeli ktoś nie może kontynuować gry. Wtedy trener przede wszystkim mówił mi, żebym wszedł w mecz spokojnie, żebym dobrze zaczął, nie podejmował jakichś pochopnych decyzji. Żebym wierzył w swoje umiejętności, bo on wie, co potrafię. Żebym grał prosto, możliwie skutecznie. No i to się udało.

Dobrze zacząłeś, w I połowie wykonałeś jedną bardzo udaną interwencję, w drugiej też. Ale oczywiście ukoronowaniem twojego występu w meczu z Podbeskidziem była obrona rzutu karnego w 90 minucie. Można powiedzieć, że debiut wymarzony, bo tą interwencją uratowałeś zwycięstwo drużynie.

Tak, chyba każdego bramkarza cieszy obronienie rzutu karnego w meczu - a co dopiero w samej końcówce, kiedy ta interwencja daje zwycięstwo. Plus zachowanie czystego konta, to też na pewno powód do zadowolenia.

Ten mecz dał ci wiatr w żagle na kolejne dni, tygodnie? Takie wejście do I ligi mocno dodaje pewności siebie?

Myślę, że zdecydowanie takie wejście buduje, nie ma co się oszukiwać. Czekałeś na tę szansę długo i wykorzystałeś ją pozytywnie – coś takiego tylko pomaga w tym, żeby jeszcze bardziej uwierzyć w siebie i potwierdza, że umiejętności są, a trzeba je podtrzymywać i rozwijać.

Zostałeś w bramce na dwa następne mecze. A kolejnym był mecz z Wisłą Kraków, przed którym już nie było takie całkiem jasne, kto będzie bronił – ty czy Kewin Komar. Wybór trenera poznaliście dopiero na odprawie, czy już wcześniej dostaliście sygnał od niego lub od trenera bramkarzy?

W tygodniu jest rywalizacja o miejsce w składzie. Wiadomo, że każdy chciałby grać jak najwięcej, każdy daje z siebie wszystko, żeby przekonać trenera do tego, żeby na niego postawił. I myślę, że tutaj do ostatniego dnia była rywalizacja.

No i jak to było, kiedy wyszedłeś na boisko w ten piątkowy wieczór? Na trybunach - 17 tysięcy ludzi, wrzawa. Dla ciebie, który grał do tej pory na małych stadionach, ledwo co się z tą pierwszą ligą przywitał, było to coś, co cię oszołomiło? Czy potrafiłeś się od tego odciąć?

Nie, nie oszołomiło. Wydaje mi się, że nie mam problemu z tym, żeby skupić się na graniu. To prawda, nie miałem wcześniej jeszcze przyjemności grać przy takiej publiczności. Na stadion Wisły chodziło się za dzieciaka… To takie marzenie, no, chyba po to się trenuje, żeby grać na takich stadionach. Mentalnie mi ta otoczka nie przeszkadzała. To raczej napędza, bo czujesz, że jesteś w takim miejscu… fajnym miejscu. Tak jak mówię: po to się właśnie trenuje, żeby grać na takich stadionach.

2 września 2022, stadion Wisły Kraków. Bramkarz Puszczy Krzysztof Wróblewski podczas wygranego 3:2 meczu z Wisłą
2 września 2022, stadion Wisły Kraków. Bramkarz Puszczy Krzysztof Wróblewski podczas wygranego 3:2 meczu z Wisłą Wojciech Matusik

Moim zdaniem, dać możliwość gry w takim meczu piłkarzowi na początku kariery to jak powiedzieć mu „sprawdzam”. Wiesz dobrze o tym, że wśród zawodników o podobnych umiejętnościach jeden gra w ekstraklasie, a drugi w czwartej lidze. Bo jeden radzi sobie z presją, a drugi nie.

Zdecydowanie tak. Sfera mentalna to jeden z kluczowych elementów w sporcie. Rzeczywiście, umiejętności wielu chłopaków są zbliżone, a mental… Nie każdy potrafi wytrzymać presję i to jest właśnie to. Myślę, że z tym nie mam problemu, chyba jest to zaleta, bo nigdy nie było sytuacji, żeby mecz wywoływał u mnie presję. Nieraz jest takie specyficzne uczucie – jak to będzie, jak wyjdziemy na mecz, ale gdy już wyjdę na boisko, całkowicie się od tego odcinam i liczy się tylko gra.

Na Wiśle na dzień dobry, bo już po dwóch minutach, straciłeś bramkę. No, można w takiej sytuacji trochę zwątpić…

Nie wiem, czy zwątpić... Ale wiadomo, jak grasz na takim stadionie, z Wisłą, która gra u siebie, to nie ma się co oszukiwać - troszkę jest to zgaszenie. Myślę jednak, że fajnie zareagowaliśmy, nie daliśmy Wiśle rozwinąć skrzydeł, tylko trochę przejęliśmy kontrolę, spróbowaliśmy zaatakować, wykorzystaliśmy stały fragment gry i mecz się fajnie ułożył.

Ułożył się dla was świetnie, a ty w 87 minucie wykonałeś po „główce” Angela Rodado interwencję, którą uratowałeś zwycięstwo.

Tak, wydaje mi się, że byłem dobrze ustawiony w tej sytuacji i udało się dobrze interweniować.

Powiedz, na ile zmienił się twój odbiór własnej osoby od 20 sierpnia, od momentu kiedy wszedłeś do bramki w meczu z Podbeskidziem? Jak bardzo w tak krótkim czasie można nabrać wiary we własne umiejętności, siły?

Myślę, że wiele się nie zmieniło. Bo jeżeli nie wierzyłbym w swoje umiejętności, to nie mógłbym trenować tyle lat. Bo żeby trenować, trzeba wierzyć w swoje umiejętności.

No tak, że to ma sens...

Właśnie. Jeżeli dochodzi do takich sytuacji jak mecze, to jest to potwierdzenie tego, że ta praca ma sens i trzeba ją kontynuować, a przykładać się jeszcze mocnej. Że to ma przyszłość, że może coś z tego być.

Co najmocniej zapamiętałeś z meczu z Wisłą? Gdybyś miał go spuentować jedną, dwiema migawkami ze swojej głowy...

Na pewno atmosfera na stadionie, bo Wisła ma super kibiców. Taka atmosfera niesie człowieka... Poza tym takie życiowe przeżycie: pierwszy mecz przy takiej publice i można powiedzieć taki sprawdzian. I na pewno cieszy historyczne zwycięstwo, bo to był pierwszy oficjalny mecz Puszczy z Wisłą Kraków.

W ogóle fajnie wam idzie. W tabeli jesteście przed Wisłą, to też coś znaczy.

Tak, myślę, że jak na razie fajnie się to układa. Cały zespół ciężko pracuje na to, żeby te wyniki przychodziły. I mam nadzieję, że to będzie podtrzymywane jak najdłużej.

Twoja rodzina jest obecna twoich na meczach?

Tak. Jeżeli tylko rodzice mają czas, to zawsze chętnie przyjeżdżają. Mój brat też stara się być. Ogólnie wiele osób w rodzinie śledzi to, co robię.

Na Wiśle ktoś był?

Na Wiśle było dość sporo osób. Był wujek, babcia z dziadkiem, rodzice, brat i nawet kuzynka z kuzynem. Poza tym była też grupa moich przyjaciół.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Krzysztof Wróblewski, bramkarz Puszczy: Szansa może przyjść w każdej chwili. Trzeba być na nią gotowym - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski