Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Roman Gierek natrafił na niezwykłą opowieść o bohaterskich służebniczkach

Halina Gajda
Halina Gajda
Ksiądz Roman Gierek przed drzwiami budynku, w którym służebniczki prowadziły ochronkę. Tu schronienie otrzymała Sabina Honigwachs.
Ksiądz Roman Gierek przed drzwiami budynku, w którym służebniczki prowadziły ochronkę. Tu schronienie otrzymała Sabina Honigwachs. Lech Klimek
Pięć zakonnic w 1942 roku prowadziło w Kobylance ochronkę. Nikt wówczas nie wiedział, że pod jej dachem mieszka Żydówka Sabina Honigwachs, która mocno włączyła się walkę z okupantem.

Sabina Honigwachs miała zaledwie 21 lat, gdy trafiła do Kobylanki, do zakonu sióstr służebniczek. Był 1942 rok. Gdyby młoda Żydówka wpadła w ręce Niemców, jej los byłby przesądzony. Siostry Serapiona Liszka, Ambrozja Łącznik, Czesława Kądzielawa, Atanazja (Zofia) Śliwka oraz Chrystiana (Julia) Miokś przygarnęły młodą kobietę pod klasztorny dach. Teraz zostały za to odznaczone pośmiertnie Krzyżem Odrodzenia Polski.

Młoda kobieta straciła wszystkich bliskich

Sabina urodziła się w Gorlicach w maju 1921 roku. Tutaj chodziła do szkoły. Jej mama wysiedlona do Bełżca nigdy z niego nie wróciła, tata zmarł, gdy miała trzy latka. Brat zginął w Oświęcimiu - młoda kobieta, która nie miała nikogo bliskiego, zaangażowała się w walkę z okupantem.

Różni udzielali jej schronienia, gdyby jednak nie zakonnice z Kobylanki, mogłaby skończyć tragicznie. Tak przynajmniej wynika z obszernej relacji, którą spisała w kwietniu 1961 roku w Tel-Awiwie. Jej historia jej jedną z wielu podobnych, która znalazła się w książce Michała Kalisza i Elżbiety Rączy „Dzieje społeczności żydowskiej powiatu gorlickiego podczas okupacji niemieckiej 1939-1945”.

Na opowieść o odważnych zakonnicach i uratowanej przez nie Żydówce trafił ks. Roman Gierek, proboszcz kobylańskiej parafii. - Ochronka działała w Kobylance od końca XIX wieku - wspomina. - Inicjatorami sprowadzenia tutaj sióstr była rodzina Heleny i Wojciecha Wantuchów, którzy byli właścicielami sporej nieruchomości. Jako bezdzietne małżeństwo napisali do siostry generalnej sióstr służebniczek dębickich z propozycją przekazanie jej na potrzeby zakonu - dodaje.

Propozycja zyskała aprobatę, służebniczki przyjechały do Kobylanki i pracowały tam przez kolejne siedemdziesiąt lat, do 1982 roku. Prowadziły tam swoją ochronkę.

Opowieść sprzed 75 lat ma ścisły związek z tym, co wówczas działo się w Gorlickiem.

- We wrześniu 1941 roku Józef Rubiniak ps. Mirosław utworzył nową placówkę Polskiej Organizacji Zbrojnej - opowiada Andrzej Ćmiech, gorlicki historyk, regionalista. - Swym zasięgiem objęła ona Gorlice i podmiejskie wioski. W styczniu 1943 roku wprowadzona została do struktur AK jako pierwsza. Otrzymała kryptonim Górka i status kompanii. Pierwszym zadaniem placówki było wykonanie kilkuset butelek zapalających, mających służyć do obrzucania czołgów w walkach ulicznych podczas wybuchu planowanego ogólnopolskiego powstania - dodaje.

Zakonnice działały na nieco innej niwie.

- W ochronce prowadzone było tajne nauczanie, siostry udzielały schronienia zbiegom, którzy próbowali ratować życie przed gestapowcami. Dom zakonny był także miejscem kryjówki dla inteligencji, wojskowych i członków Armii Krajowej, którzy ukrywali się przed okupantem - relacjonuje ks. Gierek. - Nocami do klasztoru zwożona była broń, skrzętnie ukrywana w różnych transportach- dodaje.

Habit okazał się ratunkiem dla życia

Z relacji Sabiny przywołanej we wspomnianej publikacji wynika, że nie była to jej pierwsza kryjówka, jednak szczególna, bo wymagająca od niej wiele pokory i szybkiego dostosowania się do okoliczności.

- Przez pierwsze dni mojego pobytu w klasztorze przebywałam w owym pokoju, do którego mnie wprowadzono, gdy tylko przybyłam - opisuje Sabina. - W klasztorze było dużo służby, były nowicjatki i dlatego należało odpowiednio grunt przygotować, zanim wprowadzono mnie do tego grona. Siedziałam więc przez szereg dni zamknięta w pokoju. Nie wychodziła ani na chwilę, tutaj jadłam, tutaj piłam - wspomina.

O tym, że nowo przybyła kobieta jest Żydówką, wiedziały tylko dwie siostry - Czesława i Chrystjana. We wszystko wtajemniczyła je przełożona klasztoru. Najwidoczniej to one zdecydowały o tym, że Sabina zacznie pracę w klasztorze, jako „zwykła” zakonnica. Popierał je ks. Stanisław Łach, który czynił wówczas posługę w parafii. Siostry dały więc Sabinie habit, zastrzegając, by nie splamiła go ani nie hańbiła.

- Zasadą było, że wszystkie służebniczki poza nowicjatkami, miały zgolone głowy - przypomina dalej ks. Gierek. - Sabinie pozwoliły zostawić włosy, tyle że zostały wcześniej krótko ścięte, tak by przez przypadek nie wysunął się żaden kosmyk - dodaje.

Sabina dostała nową tożsamość - od tej chwili nazywała się Jadwiga Bularska, miała pochodzić z Przemyśla. W klasztorze poznała Mieczysława Przybylskiego, pseudonim Michał.

- Od chwili, nie mogłam siedzieć bezczynnie i prowadzić spokojne życie w klasztorze - pisze dalej w swoich wspomnieniach. - Chciałam wyjść do lasu, by tam brać czynny udział w walce z Niemcami - przywołuje.

Swoimi planami podzieliła się ze wspomnianym Michałem. Ten nie był niestety tak entuzjastycznie nastawiony, jak dziewczyna. Zdecydowanie jej odmówił, tłumacząc, że las to nie miejsce dla kobiety. Pomysłu młodej Żydówki nie poparły także siostry zakonne, które się nią opiekowały. Stanęło na tym, że wielka energia i chęć do walki z okupantem zostaną wykorzystane nieco inaczej - Sabina została wdrożona do akcji przemycania broni.

Dzielne zakonnice w walce z okupantem

Z tej samej relacji Sabiny, wiemy, że wraz z siostrą Chrystjaną przemycały broń do Ciężkowic - przypomina proboszcz.

Obfitość sukna w habitach pozwalała ukryć pod nimi niemały arsenał. Podróżowały za dnia, we dwie. Nikt nie podejrzewał, jaki ładunek mają ze sobą.

Wiadomo również, że u celu zawsze ktoś na nie czekał, ktoś sprawnie odbierał przesyłkę. Młodą Żydówkę i zakonnice łączyła wielka przyjaźń. Sabina miała opiekować się siostrą Czesławą, gdy ta zachorowała na gruźlicę. Po śmierci zakonnicy, Sabina dostała jej tożsamość.

- Ostatni raz przewiozłyśmy broń do Ciężkowic na dwa tygodnie przed wyzwoleniem. Wyczuwałyśmy wówczas dokładnie, że chwila ta się zbliża - kończy wspomnienia.

Po wojnie Sabina poznała swojego męża Jakuba Bruka. Miała wprawdzie plan, by wstąpić do klasztoru, ale ostatecznie zrezygnowała z tego. Zmarła w 1991 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ks. Roman Gierek natrafił na niezwykłą opowieść o bohaterskich służebniczkach - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski