Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz na telefon

Redakcja
W Kościele katolickim trwa kolęda, czyli odwiedziny księży w domach parafian. Opinie wiernych na temat tego zwyczaju, poza Polską praktykowanego tylko w Bawarii i na Sycylii, są różne. Dla jednych to zwykła, urzędowa wizyta. Inni uważają, że kolęda, nawet krótka, ma sens. Pozwala księdzu poznać życie parafian i lepiej reagować na ich potrzeby.

Grażyna Starzak

Kolęda oficjalnie rozpoczyna się po świętach Bożego Narodzenia, a kończy 2 lutego. Jednak w parafiach, gdzie mieszka 10-15 tys. osób, księża, aby zdążyć obejść wszystkie domy, zaczynają odwiedziny już na początku grudnia. Parafian odwiedza zwykle sam proboszcz lub wikary. W tym roku w kolędzie uczestniczy łącznie przeszło 20 tys. księży i ponad 40 tys. ministrantów.
Każdy z ponad 200 kapłanów, którzy chodzą z kolędą po Krakowie, wizytuje kilkadziesiąt domów dziennie. Pod Wawelem kolędę przyjmuje 97 proc. wiernych. To absolutny rekord, jeśli chodzi o duże miasta. Jak mówi ks. dr Robert Nęcek, rzecznik archidiecezji krakowskiej, mimo że nie ma obowiązku przyjmowania księdza po kolędzie, w Krakowie drzwi otwierają przed nim nawet ludzie niewierzący, a także osoby innych wyznań: zielonoświątkowcy, grekokatolicy, prawosławni.
Z szacunkowych danych wynika, że księdza po kolędzie przyjmuje co trzeci Polak. Jednak w dużych miastach - zaledwie połowa mieszkańców. Za to w małych, wiejskich parafiach ten wskaźnik wynosi prawie 100 proc.
Na wsi kolęda stanowi nierzadko cały ustalony przez wieki rytuał, na który składa się: wspólna modlitwa, poświęcenie obrazka lub różańca, rozmowa, wspólne śpiewanie kolęd itd. Trwa zwykle od rana do wieczora, z posiłkami u poszczególnych rodzin. Zwykle są to domy, w których mieszkają osoby o największym we wsi autorytecie.
- Kolęda ciągnie się unas czasem kilka tygodni, ale nie możnasię spieszyć, bo taka wizyta, odbywająca się często wfamiliarnej atmosferze, spełnia funkcję spoiwa, scalającego ludzi wokół Kościoła iwokół kapłana
- mówi ks. Piotr Sadkiewicz z Leśnej koło Żywca, uhonorowany tytułem "Proboszcza Roku 2005".
W dużych aglomeracjach chodzący z kolędą księża mają coraz trudniejsze zadanie. Na przykład, żeby dostać się do zamkniętych osiedli, muszą najpierw wysłać oficjalne pismo do administracji. A i tak ochroniarz pozwoli im wejść tylko do tych mieszkań, których lokatorzy wpisali się na specjalną listę. Do takich odgrodzonych od świata enklaw księża chodzą więc niechętnie. Proboszcz jednej z krakowskich parafii nie ukrywa, że wysyła tam najmłodszego stażem wikarego, bo inni księża się buntują, a najmłodszemu nie wypada odmówić.
- Wizyty w__takich osiedlach są czasem upokarzające. Niektórzy spośród lokatorów traktują księdza jak intruza- żali się ów wikary.
Opinie wiernych na temat kolędy są różne.
-Jeśli ksiądz ma w_ciągu jednego popołudnia odwiedzić 60,70 mieszkań, to wkażdym może spędzić najwyżej5 -7 minut. Wtakiej sytuacji trudno udawać, że kolęda służy pogłębieniu spraw ducha. To poprostu urzędowa wizyta, liczenie wiernych, zbiórka pieniędzy_ - mówi Mieczysław Janiec, emerytowany hutnik z Czyżyn.
- _Kolęda ma sens, nawet gdy jest krótka. Pozwala zorientować się w
problemach parafian ipóźniej lepiej reagować naich oczekiwania wcodziennej pracy duszpasterskiej_ - ripostuje ks. Stanisław Mika, były wieloletni duszpasterz rodzin archidiecezji krakowskiej, obecnie proboszcz w Niepołomicach.
Sytuacja jest trudna dla obu stron. Kościół to jedyna instytucja, której przedstawiciele regularnie chodzą po domach. Ks. Mika podkreśla, że kolęda to dla kapłanów ciężka praca. - _A
zaczynasię jeszcze przedwizytą, bo ksiądz ma obowiązek dobrze przygotować się doodwiedzin, układając wcześniej ich scenariusz. Chodzi oto, aby było to spotkanie, zktórego obie strony -ksiądz iwierni -wiele wyniosą. Ważne też, aby ksiądz umiał rozładować pewne skrępowanie, wynikające zniecodziennej przecież sytuacji_.
Księża odwiedzają średnio 40-60 mieszkań dziennie. W niektórych miejskich parafiach kolędowanie rozpoczynają dopiero po południu, gdy skończą zajęcia w szkole. Chodzą po domach czasem nawet do godziny dziesiątej wieczorem. Można im wierzyć, że są zmęczeni i fizycznie, i psychicznie. W tym okresie pracują jakby na dwa etaty - rano katecheza w szkole, potem kolęda, w międzyczasie eucharystia, pogrzeby, dyżury w kancelarii parafialnej.
Druga strona - parafianie, nawet systematycznie praktykujący, zwłaszcza mieszkańcy dużych miast, też nie są w komfortowej sytuacji. Zapracowani, zabiegani, wcale nierzadko traktują kolędę jak przykry obowiązek, którego wypełnienie burzy im porządek dnia. To zapewne jedna z przyczyn zanikania zwyczaju przyjmowania kolędy w wielkich miastach. Dlatego niektórzy księża szukają nowych metod bezpośredniego kontaktu z wiernymi. W archidiecezji krakowskiej można na przykład telefonicznie umówić się z księdzem na indywidualną wizytę.
Jeszcze dalej poszedł ks. Roman Indrzejczyk, obecnie kapelan prezydenta RP. Będąc proboszczem w warszawskiej parafii Dzieciątka Jezus, wprowadził tam zwyczaj, że parafianie, którzy życzą sobie wizyty księdza, dzwonią wcześniej do kancelarii i umawiają się z kapłanem na konkretny dzień i godzinę. W tej parafii księży przyjmuje średnio połowa wiernych. To ocena na oko, bo ani ksiądz Indrzejczyk, ani jego następca, nie uznają klasycznych kartotek. Uważają, że ich wypełnianie w czasie kolędy wielu ludzi krępuje.
Podobnego zdania na temat kartoteki jest ks. Piotr Sadkiewicz. - _W
naszej parafii wyznaczamy sobie rejony kolędowe. Każdy zksięży ma listę mieszkańców rejonu. Jest tam tylko imię inazwisko. Podczas kolędy zaznaczamy naniej, ile osób mieszka wdomu. Muszę przyznać, że ta liczba zmniejsza się. Zauważyliśmy również, że nasza parafia się starzeje. Młodzi albo są nastudiach wKrakowie, Katowicach lub innym mieście, albo wyemigrowali.
Kartoteki i "koperty" - z tym najczęściej kojarzy się kolęda przeciętnemu katolikowi w Polsce. Tymczasem, jak podkreśla ks. Robert Nęcek, jej głównym celem jest nawiązanie emocjonalnego kontaktu duszpasterza z wiernymi.
Trudno osiągnąć ten cel, gdy ksiądz podczas jednego popołudnia ma odwiedzić kilkadziesiąt mieszkań.
Duchowni, odpowiadając na zarzuty o powierzchowność i schematyzm kolędy, przypominają, że jakość wizyty duszpasterskiej zależy od obu stron. - _Wszelkie próby nawiązywania rozmowy natematy trudniejsze niż pogoda są bezcelowe. Rzadko bywam pytany okwestie wiary, albo co sądzę opapieskiej encyklice. Jeśli już, to tematem są bieżące wydarzenia. Ostatnio muszę się ustosunkowywać dosprawy abpa Wielgusa, choć sam przeżywam rozterki, zastanawiając się nadkwestią lustracji wKościele
- zwierza się jeden z krakowskich wikarych.
Ks. Robert Nęcek ma inne doświadczenia ze swojej parafii w Bieżanowie. Twierdzi, że podczas kolędy często dochodzi do ciekawych dyskusji, na przykład o praktykach religijnych. - Nie staramy się nikogo nasiłę nawracać, ale nawet zwykła rozmowa może prowadzić dowiększego otwarcia na____katolicyzm - mówi ks. Nęcek.
Inne tematy rozmów z wiernymi to według niego bezrobocie, a także sprawy, związane z wiernością małżeńską i problemami konkretnej rodziny.
Ks. Piotr Sadkiewicz z Leśnej koło Żywca twierdzi, że rozmowy z parafianami wiele mu dają.
- Mogę skonfrontować swoje poglądy napewne sprawy zcudzymi opiniami. To bardzo ważne, aby wiedzieć, co ludzie myślą, co ich gnębi. Od____tego zależy mój program pracy duszpasterskiej - mówi ks. Sadkiewicz.
Co wynika z tych rozmów? Dla proboszcza z Leśnej najsmutniejsze jest to, że jednym z czołowych problemów, z którymi jego parafianie nie potrafią się uporać, jest alkoholizm. - Ten problem narasta.Ito nie tylko wdomach, wktórych ludziom żyje się trudniej. Występuje również wtych rodzinach, które nie mają problemów finansowych, azmoich obserwacji wynika, że generalnie standard życia, przynajmniej wmojej parafii, wciąż się podnosi - mówi ks. Sadkiewicz.
Proboszcz z Leśnej może przytoczyć także bardziej budujące tematy rozmów podczas kolędy. Na dodatek owocujące konkretnymi działaniami. - Czasami bywa, że podczas rozmowy okazuje się, iż gospodarz, przedsiębiorca, potrzebuje kogoś dopracy. Winnym domu jest akurat człowiek, który takiej pracy szuka. To wcale nierzadkie przypadki, że ksiądz staje się poniekąd prywatną agencją pośrednictwa pracy - śmieje się ks. Sadkiewicz.
Najwięcej emocji dotyczy tzw. kopertówek, czyli ofiar składanych kapłanowi podczas odwiedzin. Księża podkreślają, że zbieranie pieniędzy, z których kapłan dla siebie zostawia tylko część (przeciętnie jedną trzecią), nie jest celem kolędy. Arcybiskup Alfons Nossol, gdy tylko objął diecezję opolską, zalecił swoim kapłanom, żeby nie brali datków podczas kolędy. Zwyczaj ten obowiązuje tam już grubo ponad 20 lat. W 1997 r. taki zakaz wprowadził biskup gliwicki. Zgodnie z zasadami uchwalonymi na jednym z ostatnich synodów biskupów, tam, gdzie nie zbiera się ofiar w czasie kolędy, można przeprowadzić zbiórkę kolędową na tacę podczas wszystkich mszy świętych w niedzielę po zakończeniu kolędy.
Istnieją jednocześnie parafie, gdzie wiernych publicznie rozlicza się z wysokości kolędowych datków. Rusiec, mała miejscowość koło Bełchatowa, swoją krótkotrwałą sławę zawdzięcza proboszczowi, który wywiesił w kościele imienne listy parafian z wyszczególnionymi kwotami, które złożyli w czasie kolędy. Ksiądz nie uważał, że to coś niestosownego. W jego opinii był to sposób, aby zmobilizować wiernych do ofiarności.
Również w tych diecezjach, gdzie nie ma zakazu przyjmowania ofiar, proboszczowie rezygnują z "kopertówek". Regułą jest nieprzyjmowanie ich w domach, gdzie są bezrobotni, ubodzy, osoby chore.
Ile wierni dają księdzu do koperty? Oczywiście co łaska, bo przecież nie ma ustalonego cennika za posługi duszpasterskie. Jednak zwyczajowo przyjęło się, że do koperty wkłada się nie mniej niż 10, 20 złotych. Po minimum 5-10 zł otrzymują też ministranci.
Pieniądze z kolędy są dzielone. Część kwoty przeznacza się na potrzeby diecezji, część pozostaje w parafii (zakup drobnych sprzętów, cele charytatywne...). Resztę proboszcz rozdziela między wszystkich kapłanów.
W archidiecezji krakowskiej część pieniędzy z kolędy jest przeznaczana na utrzymanie domów księży emerytów w Proszowicach i Makowie Podhalańskim, na domy samotnej matki prowadzone przez Caritas i na pomoc księżom, znajdującym się w szpitalach. Ks. Robert Nęcek zwraca uwagę, że księża w archidiecezji krakowskiej mają też obowiązek wpłacenia pewnej kwoty na krakowskie seminarium duchowne i Papieską Akademię Teologiczną.
- Znam kapłanów, którym naprawdę bardzo niewiele zostaje zkolędy, bo koperty zpieniędzmi ofiarowane wjednym domu, zostawiają winnym, biedniejszym - mówi ks. Nęcek.
Zwyczaj zbierania datków podczas kolędy ma także inny wymiar. Kryminalny. Księża wracający z kolędy bywają obiektem napaści. W ubiegłym roku w całym kraju odnotowano kilkanaście takich przypadków. Najwięcej, bo 460 zł, ukradziono księdzu w jednej z parafii na warszawskiej Pradze.
W archidiecezji krakowskiej do napadu na księdza chodzącego po kolędzie doszło sześć lat temu, ale np. w Radomiu dwa lata temu przytrafiło się to aż trzem kapłanom.
Kolęda, jako zwyczaj odwiedzin kapłana w domach wiernych, była znana już w średniowieczu, kiedy w polskim Kościele tworzyły się zręby organizacji parafialnej. Z początku wizyty te wiązały się z obowiązkową daniną pobieraną przez proboszcza. Stopniowo, od czasów reformy Kościoła w XVI wieku, na plan pierwszy wysuwał się aspekt pastoralny, a kolęda stawała się spotkaniem kapłana i świeckiego na płaszczyźnie wiary.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski