Rowerem w Himalaje indyjskie (5)
Specjalność Keylongu
Z gościnnego Kosaru wyruszamy wczesnym rankiem. Na szczęście towarzyszy nam piękna pogoda. W pierwszej napotkanej miejscowości zamierzamy naoliwić łańcuchy, bowiem " po błotnych przygodach " okrutnie zgrzytają. Na szczęście jest odpowiedni "warsztat", więc raczymy nasze jednoślady olejem (wprawdzie bardziej przypomina oliwę z sardynek niż olej, jednak łańcuchy przestają popiskiwać). Jesteśmy tu sporą atrakcją, więc obywa się bez zapłaty.
Do Keylongu docieramy późnym popołudniem. Po raz pierwszy w naszej wędrówce spotykamy turystów, m.in. Hiszpanów, którzy twierdzą, że rok temu na rowerach zdobyli Khardung La. Do późnej nocy " w jednym z barów " roztaczają przed nami cudowne wizje dalszej trasy, wspomagane działaniem ryżowego piwa. Niestety po owym trunku nasza ekipa nabawiła się lekkiej niedyspozycji. Na szczęście nasz hotel znajdował się po drugiej stronie ulicy... Mimo bardzo skromnych warunków była w nim toaleta, a właściwie porośnięty trawą wydzielony kawałek... dachu.
Znowu pod górę
Zaledwie kilka kilometrów za Keylongiem kończy się zieleń, a zaczyna kraina piasku. Przed nami jeszcze tylko jedna niewielka miejscowość o nazwie Darcza. Kolejne miejsca postoju będą bowiem wyznaczać specjalnie wzniesione dla turystów "Campy". Zazwyczaj tworzy je kilka wielkich namiotów, w których można coś zjeść i się przespać. Ich rozmieszczenie narzucają, rzadkie w tej okolicy, życiodajne strumienie. Widoki wokół drogi są niesamowite, bowiem matka natura wyrzeźbiła w zboczach piaskowych gór przedziwne kształty. Dopiero patrząc na nie zaczynamy rozumieć, dlaczego ten rejon nazywany bywa "księżycową krainą".
Jedzie się dobrze, choć na drodze niewiele jest już asfaltu. Niestety zaczynają się strome podjazdy. W ciągu dwóch dni udaje nam się pokonać dwie przełęcze: Lachlung La (5 060 m n.p.m.) i Taglang La (5 328 m n.p.m.). To nasze kolejne rekordy wysokości.
Na Taglang La spotykamy starego mnicha, który czuwa przy niewielkiej świątyni. Znajdują się tu także prowizoryczne toalety " widać zatrzymują się tutaj autobusy z turystami. Nie ma się co temu dziwić, bowiem miejsce jest wyjątkowo malownicze, wspaniała panorama, setki szarpanych przez wiatr chorągiewek modlitewnych, stary mnich kiwający z uśmiechem głową i kamienna tablica, informująca, że to: "Druga pod względem wysokości przejezdna przełęcz na świecie".
Po dwóch dniach wyczerpującej jazdy, oczarowani Ladakhiem, docieramy do Upshi, wioski będącej bramą właściwego "Małego Tybetu". Od tego miejsca rozpoczyna się strefa wojskowa. Po szczegółowej kontroli dokumentów droga do Leh stoi przed nami otworem...
Eva Hajduk
Fot. Zbigniew Mierczak
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?