Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto damie kradnie gronostaja?

Łukasz Gazur
Tak zdaniem Pascala Cotte przebiegał proces pracy nad portretem Cecylii Gallerani
Tak zdaniem Pascala Cotte przebiegał proces pracy nad portretem Cecylii Gallerani Pascal Cotte/ Lumiere Technologies
Sztuka. Wczoraj wyniki swoich badań nad arcydziełem Leonarda da Vinci przedstawił w Krakowie Pascal Cotte

Francuski badacz, Pascal Cotte, poświęcił trzy lata swojej naukowej pracy na dokładne zbadanie Damy z gronostajem autorstwa Leonarda da Vinci, należącego do zbiorów Czartoryskich. Niedawno wydał książkę, która wzbudziła sensację w środowisku historyków sztuki. Ale wczorajszy pokaz wśród specjalistów budził sporo pytań.

- Nauka to odważne dążenie do prawdy, stawianie czasem nawet karkołomnych hipotez - mówił wczoraj Marian Wolski, prezes Fundacji Czartoryskich.

Światło na Damę
W swoich badaniach Pascal Cotte wykorzystał najnowszą technikę światła odbijanego. Dzięki niej w podczerwieni można podejrzeć nawet wstępne szkice na płótnie, a także całą paletę malarza, a co za tym idzie - prześledzić etapy powstawania obrazu.

Metoda polega w skrócie na fotografowaniu obiektu w dużym powiększeniu. Fragmenty oświetlane są intensywnym światłem w różnych widmach, a specjalny aparat mierzy odbicie światła od farby na obrazie.

Jednak wysnute z tych zdjęć wnioski (choć Pascal Cotte wciąż powtarzał, że to wszystko hipotezy, a nie bezsprzeczne fakty) już otworzyły dyskusje wśród konserwatorów i historyków sztuki. Chodzi mianowicie o fakt, że według zdjęć prezentowanych przez badacza portret Cecylii Gallerani pierwotnie przedstawiał mniejszego gronostaja, z ciemniejszym futerkiem, a być może nawet zwierzątko w ogóle nie było planowane.

- Artysta się wahał, zmieniał wciąż zdanie. Gronostaja domalował później, już po powstaniu obrazu - mówi Cotte.
Na potwierdzenie swoich tez przedstawia zdjęcia, na których widać inny układ ręki Cecylii Gallerani. Co więcej, podkreśla, że pierwotnie bohaterka obrazu Leonarda da Vinci miała inną suknię.

Kiedy miał na obrazie pojawić się gronostaj - nie wiadomo. Jako prawdopodobny powód francuski uczony podaje fakt, że w 1491 roku Ludovico Sforza, książę Mediolanu, którego kochanką była Cecylia Gallerani i na którego dworze działał Leonardo da Vinci, wziął ślub z Beatrice d'Este.

Być może wtedy właśnie, chcąc podkreślić swoją zażyłość z Cecylią, zlecił artyście domalowanie zwierzęcia. Bo - o czym nie wszyscy wiedzą - Ludovico Sforza wśród przydomków miał także "Ermelli-no", co z języka włoskiego oznacza właśnie gronostaja.

Nazywano go tak, ponieważ był kawalerem Orderu Gronostaja i postaci tego zwierzęcia używał jako swojego godła. A być może zleceniodawcą była sama Cecylia, która chciała podkreślić swój związek z księciem Mediolanu? Co ciekawe, grecka nazwa gronostaja- galee - może być próbą "namalowania" jej nazwiska na obrazie.

- Ciekawa jest też sama zmiana rozmiarów zwierzęcia. Być może chodziło o to, by po prostu przypodobać się księciu? Bystry obserwator przyrody namalował gronostaja dużo większego - mówi Cotte.

Dyskusję czas zacząć
Teoria ta wzbudziła mieszane uczucia historyków sztuki i konserwatorów.
- Potrzeba precyzyjniejszego określenia, o jakich zmianach mówimy. Czy chodzi o przemalowania już gotowego obrazu, czy to po prostu naturalny proces tworzenia kompozycji - mówi dr Jarosław Ada-mowicz z Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki krakowskiej ASP.

Na tak postawione pytania Pascal Cotte już nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć, zaznaczając jedynie, że prezentuje "różne etapy pracy, ale nie przesądza, co to dokładnie oznacza".

- Bardzo ciekawe są wyniki tych badań, niemniej jednak ciekaw jestem, czy udało się np. uzyskać Panu dane na temat pigmentów używanych choćby do namalowania pierwszej wersji sukni, o której Pascal Cotte mówił, a która powinna zachować się w miejscu, w którym dziś obecny jest gronostaj - pyta Janusz Czop, wicedyrektor i główny konserwator Muzeum Narodowego w Krakowie.

Pascal Cotte stwierdza, że warstwy malarskiej "nie badał w stopniu wystarczającym". Co więcej, uznał, że Leonardo da Vinci prawdopodobnie "wyczyścił obraz" nim powtórnie go namalował. Dzieło jednak nie ma np. śladów zeszlifowania zaschniętej farby.

- Podchodzę to tych wyników z rezerwą, bo wydaje się jednak, że to, co widzimy na zdjęciach, to przedstawienie procesu budowania kompozycji. Obraz często odbiega od pierwotnego szkicu - podsumowuje prof. Grażyna Korpal, wybitna konserwatorka i wieloletnia dziekan Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki ASP w Krakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski