Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto jest winny wypadku premier Beaty Szydło. Sebastian K. nie zgodził się na warunkowe umorzenie sprawy. Będzie proces

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Fot. Grzegorz Sulkowski
Będzie proces Sebastiana K., którego prokuratura uważa za sprawcę wypadku premier Beaty Szydło w Oświęcimiu w lutym 2017 r. 21-letni oświęcimianin nie zgodził się na warunkowe umorzenie sprawy, proponowane przez krakowskich śledczych.

- To oznaczałoby tak naprawdę uznanie mojej winy, a ja czuję się niewinny – powiedział nam Sebastian K. Swą wolę potwierdził dziś przed oświęcimskim Sądem Rejonowym, to samo zrobił pełnomocnik młodego mężczyzny, mec. Władysław Pociej.

Wcześniej szef krakowskiej Prokuratury Okręgowej Rafał Babiński podtrzymał wniosek o warunkowe umorzenie, argumentując to m.in. niską szkodliwością czynu, dotychczasową niekaralnością sprawcy i dobrą opinią o nim. Zaproponował, by zamiast ewentualnej kary, oskarżony zapłacił 1,5 tys. zł nawiązki na organizację zajmującą się pomaganiem ofiarom wypadków. Pełnomocnik nieobecnego na sali, pokrzywdzonego w wypadku, BOR-owca (Beata Szydło również, mimo prawidłowego zawiadomienia, nie przyjechała na posiedzenie) pozostawił kwestię „do rozstrzygnięcia sądu”.

Memy po wypadku kolumny rządowej w Oświęcimiu

Mecenas Pociej odpowiedział, że sprawa nie może zostać warunkowo umorzona, ponieważ „brak przesłanek przewidzianych w ustawie”. - W szczególności, wbrew twierdzeniom prokuratury, wina i okoliczności zdarzenia pozostawiają wiele wątpliwości, które mogą być wyjaśnione tylko w toku normalnego procesu – stwierdził.

Już kilka miesięcy temu mec. Pociej zapowiadał sprzeciw wobec warunkowego umorzenia. Tłumaczył nam, że - mimo braku kary - oznaczałoby ono de facto uznanie winy Sebastiana. Człowiek taki nie trafia wprawdzie do Krajowego Rejestru Karnego, ale narażony jest m.in. na odpowiedzialność cywilną za spowodowanie wypadku - z jego ubezpieczenia wypłaca się np. odszkodowanie za zniszczone auto, a mówimy tu o wartej 2 mln zł pancernej limuzynie, która nie miała wykupionego ubezpieczenia AC.

Wielkość szkody może w tym wypadku przekraczać kwotę ubezpieczenia, a wówczas sprawca zmuszony jest osobiście dopłacić różnicę. W przypadku warunkowego umorzenia musi też zapłacić nawiązkę na ofiary wypadków. Ponadto odszkodowania od niego mogą się domagać pokrzywdzeni – w tym wypadku premier Szydło i oficer BOR.

Składając w kwietniu oświadczenie o sprzeciwie wobec warunkowego umorzenia, mec. Pociej podkreślił, że jego klient może się zgodzić wyłącznie na całkowite umorzenie. Na to z kolei nie chciała przystać prokuratura.

Proces jeszcze w tym roku?

W efekcie sprzeciwu Sebastiana, obecnie studenta skandynawistyki w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. J. Tischnera w Krakowie, rozpocznie się normalny proces, w którym sąd – na podstawie obszernego materiału zgromadzonego przez prokuraturę - będzie musiał wyjaśnić okoliczności wypadku, a przede wszystkim – zbadać odpowiedzialność kierowcy czerwonego seicento, który feralnego dnia próbował skręcić w boczną uliczkę tuż przed pancernym audi wiozącym ówczesną premier.

Chcąc uniknąć zderzenia kierowca rządowej limuzyny gwałtownie skręcił i po przejechaniu kilkunastu metrów uderzył w przydrożne drzewo. Według ustaleń biegłych prokuratury, jechał wtedy ok. 50 km na godzinę i hamował. Warta dwa miliony złotych limuzyna została jednak zniszczona, a premier wraz z ochroniarzami doznała obrażeń (m.in. złamania żeber) i spędziła w szpitalu 8 dni.

Wokół nadzorowanego przez krakowską Prokuraturę Okręgową postepowania narosło wiele wątpliwości i sensacyjnych często niejasności, prowadzący je przez rok trzej prokuratorzy odmówili sygnowania końcowej decyzji i chcieli m.in. badać kwestię odpowiedzialności kierowców rządowych limuzyn (czy jechali w należytym, zwartym szyku, a przede wszystkim – czy używali sygnałów dźwiękowych, bo liczni świadkowie twierdzą, że nie).

Oświęcimski sąd, w związku z medialnym charakterem sprawy i jej „skomplikowaniem”, wnioskował o jej przekazanie krakowskiemu Sądowi Okręgowemu. Sąd Apelacyjny w Krakowie nie zgodził się na to, podkreślając, że mimo wszelkich wskazanych przez sędziów okoliczności jest to normalna sprawa dotycząca wypadku samochodowego.
Termin pierwszej rozprawy nie został jeszcze wyznaczony. Prokuratura musi najpierw uzupełnić dokumentację, a oskarżony wraz ze swym pełnomocnikiem musi się z nią spokojnie zapoznać.

Śledztwo trwało przeszło rok. Było dziwne, a zakończyło się jeszcze dziwniej

Już kilka godzin po głośnym wypadku premier Beaty Szydło w Oświęcimiu najwyższe władze państwowe, z ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych Mariuszem Błaszczakiem na czele, ogłosiły, że winien jest niespełna 21-letni kierowca seicento, które uderzyło w bok rządowej limuzyny. Przyjaciół, znajomych i sąsiadów chłopaka z Osiedla Stare Stawy mocno dziwi, że dowiedzenie owej winy zajęło policji i prokuraturze ponad rok. Jeszcze bardziej szokują ich wnioski z zamkniętego trzy tygodnie temu śledztwa.

Prokuratura Okręgowa w Krakowie ustaliła, że późnym wieczorem 10 lutego 2017 r., widząc w lusterku migające światła, Sebastian zjechał do prawego krawężnika, ustępując pierwszemu z trzech samochodów jadących w rządowej kolumnie. Następnie jednak ruszył i próbował skręcić w lewo, w ulicę Orzeszkowej. Wtedy uderzyło weń drugie auto w kolumnie, czyli pancerne audi z panią premier. Jechało 55 km na godzinę. Borowiec, próbując uniknąć większej kraksy, odbił w lewo i hamował. W manewrze przeszkodziła mu studzienka i wjechał w lipę - z prędkością ok. 30 km na godzinę. Audi zostało zniszczone, kierowca odniósł obrażenia, Beata Szydło oraz funkcjonariusz BOR trafili do szpitala na ponad tydzień.

Prokuraturze przez rok nie udało się ustalić, czy rządowa kolumna używała sygnałów dźwiękowych, czy tylko świetlne. To o tyle istotne, że kolumna uprzywilejowana ma obowiązek używania obu – w przeciwnym razie przestaje być uprzywilejowana, a to zmienia ocenę zachowania kierowcy seicento.

Z obserwacji okolicznych mieszkańców wynika, że podczas wcześniejszych przejazdów (czyli przez ponad rok) kolumny z Beatą Szydło wyłączały sygnał dźwiękowy przed wjazdem do Oświęcimia, by nie niepokoić mieszkańców. Funkcjonariusze BOR zeznali jednak, że przed wypadkiem i w chwili zdarzenia syreny wyły. Żadnych sygnałów nie słyszeli natomiast postronni świadkowie obserwujący przejazd limuzyn ze stacji Orlenu oraz od strony ul. Orzeszkowej, w tym członkowie lokalnego Klubu Anonimowych Alkoholików. Prokuratura zleciła badanie wiarygodności tych ostatnich.

Kilkoro z nich badała psycholog kliniczna Elżbieta Wrońska, biegła z listy Sądu Okręgowego w Krakowie. Potwierdziła pełną zdolność świadków do oceny zdarzeń. Równocześnie świadków badała też psycholożka nie figurująca na liście biegłych. Uwagę opinii publicznej przykuł fakt, iż prywatnie jest to żona oświęcimskiego przedsiębiorcy, który startował do parlamentu z tej samej listy PiS, co Beata Szydło. Zwracając się do tej ekspertki, prokuratura nie skorzystała z usług żadnego z 30 biegłych Sądu Okręgowego, bo - jak wyjaśnia - „nie mogli w tym dniu uczestniczyć w tej czynności”.

Z rejestratorów umieszczonych w naszpikowanym elektroniką rządowym audi (w tym czarnej skrzynki) nie udało się odczytać żadnych informacji pomocnych w ustaleniu przebiegu wypadku, choć robi się to z powodzeniem w przypadku innych, wielokrotnie tańszych aut.

Rekonstrukcji wypadku, m.in. na podstawie zapisów z monitoringu, dokonali biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Sehna w Krakowie. Ich zdaniem, Sebastian nie upewnił się należycie, czy droga jest wolna, choć wymagają tego przepisy kodeksu drogowego. W tej sytuacji nie jest ważne, czy nadjeżdżający pojazd był uprzywilejowany, czy nie.

Na tej opinii oparła się prokuratura kierując do sądu wniosek o warunkowe umorzenie sprawy na rok. Wcześniej rozważała oskarżenie Sebastiana, ale ostatecznie uznała, że na jego korzyść przemawia to, iż ma dobrą opinię, nie był karany i współpracował w śledztwie. Istotną rolę miały tez odegrać „wykluczające się wzajemnie zeznania świadków”, czyli borowców i postronnych obserwatorów. Budzą one wątpliwości, a te przemawiają zawsze na korzyść podejrzanego.

Prowadzący postępowanie zespół trzech prokuratorów z Prokuratury Okręgowej (kierowany przez szefa działu śledczego) chciał ponoć zbadać wiarygodność funkcjonariuszy BOR (w kwestii sygnałów dźwiękowych) oraz rozważał uznanie za współwinnego wypadku kierowcy Beaty Szydło. M.in. dlatego 9 lutego śledztwo zostało przedłużone do 10 kwietnia.

Odmienną koncepcję miał szef Prokuratury Okręgowej Rafał Babiński. W efekcie prokuratorzy złożyli wnioski o wyłączenie ich ze śledztwa. Dwa dni później prok. Babiński zdecydował o zakończeniu dopiero co przedłużonego postępowania. Jak wyjaśnił, „zgromadzono wystarczający materiał dowodowy, a opinia biegłych mówi jednoznacznie, że sprawcą jest kierowca seicento”.

Teraz słychać syreny

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Kto jest winny wypadku premier Beaty Szydło. Sebastian K. nie zgodził się na warunkowe umorzenie sprawy. Będzie proces - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski