Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto przejrzał na oczy

Krzysztof Kawa
Cafeteria. Szybkimi krokami zbliża się finisz sezonu piłkarskiej ekstraklasy, a więc decydująca runda, która nastąpi po odebraniu wszystkim drużynom połowy dorobku. "Po co przyznawać po trzy punkty za zwycięstwo, skoro powinno się od razu dawać po półtora?

Pewnie dlatego, by nie śmiała się z nas cała Europa" - komentuje piłkarz Legii Ivica Vrdoljak po sobotniej wygranej z Lechem Poznań. Logiczne wydaje się postawienie pytania: dlaczego w drugiej fazie za zwycięstwo będą trzy, a nie na przykład dwa punkty? A może lepiej byłoby przyznawać ich sześć, bo wtedy szanse na mistrzostwo nawet drużyny z ósmego miejsca w tabeli stałyby się całkiem realne. Ale mielibyśmy emocje!

Najzabawniejsze w szumnie przeprowadzonej "reformie" ekstraklasy jest to, że system, jaki będzie obowiązywał w następnym sezonie, zostanie ustalony dopiero po zakończeniu obecnego. Na co czekają "reformatorzy" i jakie kryteria okażą się decydujące? Frekwencja na trybunach czy raczej przed telewizorami? A może ostateczny kształt tabeli, czyli miejsce Legii na zakończenie rozgrywek? Czy utrzymanie przez nią pozycji lidera będzie działało na korzyść "reformy", czy wręcz przeciwnie?

Wątpliwości jest wiele, odpowiedzi nie słychać. Nagle przycichły u nas porównania do Bundesligi, gdzie mistrz został wyłoniony na kilka kolejek przed końcem rozgrywek. A szkoda, bo może warto byłoby się zastanowić, co decyduje o sukcesie sportowym i marketingowym osiąganym przez Niemców i dlaczego nie jest do tego potrzebne tworzenie kuriozalnego systemu wyłaniania zdobywcy tytułu i spadkowiczów.

Maciej Skorża powiedział w jednym z ostatnich wywiadów, że poziom polskiej ekstraklasy wyraźnie wzrósł. Ciekawe przemyślenia, zważywszy na fakt, że w dniu ostatniego meczu Legii z Wisłą zaplanował wyjazd z kraju, uznając - całkiem zresztą słusznie - że więcej skorzysta, szkoląc się za granicą, niż obserwując piłkarzy na żywo w meczu na szczycie naszej ligi.

Powyższą wypowiedź Skorży rozumiem więc tylko w jednym kontekście - widocznie były trener Amiki, Groclinu, Wisły i Legii zrozumiał, że na kolejne oferty z innych części świata nie może już liczyć, a skoro tak, to trzeba zacząć przygotowywać grunt pod powrót, "kupując" sobie kilkoma zgrabnymi frazesami przychylność właścicieli i piłkarzy polskich klubów.

Na szczęście nie wszyscy muszą ściemniać. Jeszcze kilka lat temu mecze warszawian z Wisłą bądź Lechem były prawdziwymi szlagierami, a dzisiaj z trudem da się te spotkania oglądać. Dostrzegają to kibice, ale także coraz większa grupa byłych piłkarzy, niekoniecznie z pokolenia Wojciecha Kowalczyka. Dopiero gdy skończyli kariery i nabrali dystansu, przejrzeli na oczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski