Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto ty jesteś? Polak mały...

Redakcja
Zbyszek Godlewski - tak nazywał się osiemnastoletni pracownik Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej zastrzelony w dramatycznych dniach zrywu przeciwko władzom PRL w grudniu 1970 roku. Do historii przeszedł w słowach znanej ballady jako "Janek Wiśniewski".

Anna Zechenter: NIEPRZEDAWNIONE

Dzieci, które stawały do walki o kraj, było w polskiej historii XX wieku wiele. Miały po kilkanaście lat, kiedy przyszło im dokonywać wyborów ostatecznych - a zarazem w ich krótkim życiu ostatnich. Tego, że ojczyzny trzeba bronić, że o honor trzeba walczyć i że w potrzebie trzeba nawet własne życie dać, uczył je najpierw dom, a później, w odrodzonej Rzeczpospolitej, szkoła.

Pokolenie orląt lwowskich wychowało się na powieściach Sienkiewicza i wspomnieniach rodzinnych. Kolejna generacja młodych Polaków walcząca w Szarych Szeregach czciła legendę obrońców Lwowa. I choć propaganda patriotyczna w międzywojennej szkole bywała szkicowana grubą kreską - często nazbyt prostą - to właśnie ona wychowała dzieci, które w powstaniu warszawskim broniły ziemi "zdobytej krwią i blizną" - jak czytały w "Katechizmie polskiego dziecka" Władysława Bełzy. Te same tradycje uformowały późniejszą tragiczną generację młodziutkich żołnierzy wyklętych, którzy nie chcieli złożyć broni przed Sowietami po 1945 roku, bo "w Polskę wierzyli".

"Obowiązkiem moim jest iść"

"Kochany Tatusiu, idę dzisiaj zameldować się do wojska. Chcę okazać, że znajdę na tyle siły, by móc służyć i wytrzymać. Obowiązkiem też moim jest iść, gdy mam dość sił, a wojska braknie ciągle dla oswobodzenia Lwowa. Z nauk zrobiłem już tyle, ile trzeba było" - ten krótki liścik zostawił na stole w swoim lwowskim mieszkaniu Jurek Bitschan 20 listopada 1918 roku. Podpisał się "Jerzy", jak przystało na dorosłego. Jego matka Aleksandra Zagórska, zaprzyjaźniona od lat z Józefem Piłsudskim, walczyła jako komendantka Ochotniczej Legii Kobiet. W trwającej od trzech tygodni bitwie o miasto z Ukraińcami, którzy 1 listopada proklamowali Zachodnioukraińską Republikę Ludową, polskim mieszkańcom brakowało amunicji i ludzi, ciężkiego sprzętu i artylerii. Przeciwko 10 tysiącom ukraińskich żołnierzy Polacy mogli wystawić niecały batalion i dlatego tak ważne było pospolite ruszenie konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej oraz młodzieży, która szła na front całymi klasami - w sumie ponad półtora tysiąca chłopców i dziewcząt poniżej osiemnastego roku życia.

Jurek Bitschan bronił Cmentarza Łyczakowskiego. Zginął nocą z 20 na 21 listopada. Następnego dnia Ukraińcy wycofali się z miasta.

Najmłodszy kawaler Krzyża Orderu Virtuti Militari, trzynastoletni Antoś Petrykiewicz, bił się w oddziale Romana Abrahama, późniejszego generała WP, na Górze Stracenia. Zmarł ciężko ranny w szpitalu 15 stycznia 1919 roku. Piętnastoletni Wilhelm Haluza zginął 5 listopada; tego samego dnia poległ jego rówieśnik Józef Walawski. Dwa tygodnie później życie stracił na polu walki brat bliźniak Józefa Walawskiego - Piotr.

"Zachowałam się jak trzeba"

"Inka" - Danuta Siedzikówna, córka żołnierza armii Andersa zmarłego w Teheranie w 1942 roku i Eugenii z Tymińskich herbu Prus III, zamordowanej przez gestapo we wrześniu 1943 roku, wstąpiła do AK z końcem 1943 roku - była piętnastoletnią sanitariuszką odtworzonej na Białostocczyźnie 5. Wileńskiej Brygady AK. Aresztowaną po raz pierwszy przez NKWD za współpracę z antykomunistycznym podziemiem w czerwcu 1945 roku, odbił patrol wileńskiej AK, dowodzonej przez "Łupaszkę". Została w lesie, służąc w różnych oddziałach jako sanitariuszka. 20 czerwca 1946 roku została aresztowana w Gdańsku, gdzie pojechała, by uzupełnić braki w zaopatrzeniu medycznym. Chociaż ubeccy oprawcy znęcali się nad nią nieludzko, nie wyciągnęli ani jednego nazwiska z katowanej dziewczyny. Kilka dni przed egzekucją 28 sierpnia 1946 r. zdołała wysłać na zewnątrz gryps: "Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Świadek egzekucji, ks. Marian Prusak, twierdził, że strzały z pepesz drasnęły tylko Dankę i poraniły drugiego skazanego, oficera wileńskiej AK Feliksa Selmanowicza "Zagończyka" i że oboje zdążyli krzyknąć: "Niech żyje Polska!". Osunęli się na ziemię. "Inka" podniosła się raz jeszcze i krzyknęła "Niech żyje »Łupaszko«!". Funkcjonariusz UB podszedł i zabił oboje strzałami z pistoletu. Prokuratorzy IPN oskarżyli byłego prokuratora wojskowego Wacława Krzyżanowskiego, który żądał dla "Inki" kary śmierci, o udział w komunistycznej zbrodni sądowej. Do dziś nie został skazany. A Dankę Siedzikównę odznaczył pośmiertnie w 2006 roku prezydent Lech Kaczyński Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski

"Podniósł sztandar"

Po wojnie zerwana została ciągłość tradycji patriotycznego wychowania - przywiązanie do Polski przekazywała znów rodzina wbrew sowieckiej szkole. A jeśli nie ona, to życie w PRL dostarczało tym wrażliwszym wiedzy o podłości i zdradzie.

Romek Strzałkowski miał trzynaście lat, gdy zginął trafiony kulą. Był jedną z 58 ofiar powstania poznańskiego 1956 roku. Do dziś nie wyjaśniono, jak doszło do jego śmierci, pewne jest jednak to, że zamordowała go bezpieka. Ciało chłopca zostało znalezione przez pielęgniarki w budynku dyspozytorni garaży Urzędu Bezpieczeństwa. Romek siedział martwy na krześle, oparty o kij od szczotki. Wokół nie było widać śladów krwi, choć rana postrzałowa klatki piersiowej chłopca powinna spowodować duży krwotok.

Przez lata popularna była wersja, według której dostał kulą, szturmując 28 czerwca 1956 roku gmach UB. A wcześniej miał przejąć biało-czerwoną flagę od tramwajarki trafionej w nogi.

Jego matce, Annie Strzałkowskiej, prokuratura odmówiła zwrotu zakrwawionej koszulki z dziurami po pociskach. Kiedy wreszcie oddano ją rodzicom, ci złożyli wszystko, co zostało z tamtego strasznego dnia, w Muzeum Archidiecezjalnym: sandały, krótkie spodenki, pasek i koszulkę. Rodziców Romka UB nie zostawiło w spokoju - śledzono ich i fotografowano. Matkę usiłowano raz wciągnąć siłą do samochodu, a ojciec uniknął strzałów skierowanych do niego na cmentarzu przy grobie syna.

"Bijcie tak, żeby nie było śladów"

W późniejszych latach komunistycznego panowania, kiedy Polska przeżyła już wielkie narodowe odrodzenie 1980 roku - powstanie "Solidarności", stłumionej stanem wojennym, służby stosowały podstępne metody niszczenia opozycji. Kiedy na śmierć pobito 19-letniego Grzegorza Przemyka, syna poetki Barbary Sadowskiej, jasne było, że celem tego uderzenia była matka chłopca, poważnie poturbowana wcześniej, 3 maja 1983 roku w siedzibie Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności.

Chłopca zatrzymano na ulicy dziewięć dni później. Szedł z kolegami. Zawleczony na pobliski komisariat MO, był bity przez trzech mundurowych milicjantów. Jego kolega, Cezary Filozof, nie bał się zeznawać: "Biją Grzegorza Przemyka po plecach [...] Nie można określić, ile tych ciosów było, ale było ich sporo - powiedział. - Denkiewicz, który siedział w swojej dyżurce, wychodzi i mówi: »Bijcie tak, żeby nie było śladów«. Jeden z dwóch milicjantów schwycił Grzegorza za ręce z tyłu tak, że przytrzymywał je, a drugi milicjant wykonywał łokciami szybkie, krótkie ruchy. Tymi łokciami zadawał mu ciosy w brzuch. Tych ciosów nie było dużo, natomiast musiały być silne, bo po każdym z nich Grzegorz wydawał potworne jęki". Matka Grzegorza zeznała 13 czerwca 1983 roku, że w czasie jednego z przesłuchań przez SB powiedziano jej: "Pani nie możemy nic zrobić, ale syna pani załatwimy".

Chłopak zmarł w szpitalu po dwóch dniach z powodu rozległych uszkodzeń wewnętrznych. Jego pogrzeb na Powązkach był pierwszą wielką manifestacją przeciw władzy komunistycznej od wprowadzenia stanu wojennego. Ceremonię prowadził zamordowany półtora roku później ksiądz Jerzy Popiełuszko - dziś błogosławiony męczennik Kościoła katolickiego.

Autorka jest pracownikiem krakowskiego Oddziału IPN.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski