Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kubot i Janowicz grają mecz, o jakim do tej pory mogli tylko pomarzyć

Redakcja
Obaj są Polakami, a jeden z nich zagra w półfinale Wimbledonu. Tyle w zasadzie ich łączy, bo poza tym są jak ogień i woda. Zarówno na korcie, jak i poza nim. Łukasz Kubot i Jerzy Janowicz - bo o nich tu mowa - piszą właśnie na nowo historię polskiego tenisa.

TENIS. Ten, który awansuje do półfinału turnieju na kortach Wimbledonu zarobi 400 tys. funtów, przegrany otrzyma 205 tys. Nie o pieniądze jednak w dzisiejszym pojedynku chodzi, lecz o wielki prestiż i sławę przynależną wybitnym sportowcom.

Od czasów Wojciecha Fibaka nie mieliśmy naszego tenisisty w singlowym ćwierćfinale turnieju Wielkiego Szlema. A w półfinale wcale.

"To co miało być wymarzonym ćwierćfinałem między Rogerem Federerem a Rafaelem Nadalem stanie się wewnętrzną polską wojną między outsiderem, który po zwycięstwach tańczy kankana oraz ponad dwumetrowym olbrzymem, który ma zamiłowanie do grania skrótów" - tak podsumował ich wyczyn brytyjski "Daily Mail".

Łączy ich jeszcze jedno - obaj mieli w swoim tenisowym życiu pod górkę. O 22-letnim Janowiczu jeszcze nie tak dawno temu mówiło się, że będzie kolejnym młodym i świetnie zapowiadającym się graczem, któremu nie udało się zaistnieć w "dorosłym" tenisie. Jako junior mógł pochwalić się dwoma wielkoszlemowymi finałami: US Open w 2007 i Roland Garros w 2008 roku.

W międzyczasie dostał dziką kartę do halowego turnieju we Wrocławiu i pokonał w pierwszej rundzie Francuza Nicolasa Mahuta, 44. wówczas zawodnika świata. "Polski Roddick" - tak nazwał go po tamtym meczu Nick Brown, wówczas nieformalny kapitan naszej reprezentacji w Pucharze Davisa. Niezbyt skłonny do egzaltacji i tanich komplementów Anglik był wprost zauroczony Janowiczem. Do tego stopnia, że powołał go do reprezentacji w miejsce kontuzjowanego... Kubota. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo "Jerzyk" także doznał kontuzji.

Kolejne trzy lata nie były już jednak tak udane. Po części z winy samego tenisisty, o którym mówiono, że chwilami niezbyt poważnie podchodzi do wykonywanego przez siebie zajęcia. Swoje zrobił też brak sponsorów. W styczniu ubiegłego roku Janowicz musiał odwołać w związku z tym wyjazd na eliminacje Australian Open, bo zwyczajnie nie stać go było na bilety lotnicze.

Przełomem był dla niego poprzedni Wimbledon. Przeszedł eliminacje i dotarł do trzeciej rundy. Kilka miesięcy później był już na ustach całego tenisowego po tym jak sensacyjnie przebił się do finału turnieju w paryskiej hali Bercy. Po drodze wyeliminował m.in. trzecią rakietę świata, Szkota Andy'ego Murraya.

O 31-letnim Kubocie zrobiło się głośno jesienią 2009 roku, gdy podczas turnieju w w Pekinie pokonał Andy'ego Roddicka - szóstego wówczas tenisistę świata (Polak był 143.). Na nim również położono w pewnym momencie krzyżyk. Łukasz był jednak innego zdania...

Brytyjski dziennikarz porównał niedawno Janowicza do Marata Safina. Trafnie. Nie tylko dlatego, że Rosjanin też jest wysoki i potężnie serwował. Polak skomentował co prawda ze śmiechem, że na pewno nie połamał tylu rakiet, ale na korcie potrafi być również niekonwencjonalny, co starszy kolega. Krzyczy, przeklina jak szewc, kłóci się z sędziami. Po zwycięskich meczach sprawia wrażenie, jakby miał się za chwilę rozpłakać. Istny wulkan emocji.

Kubot to jego przeciwieństwo, typ introwertyka perfekcjonisty. Nie uznaje kompromisów, wszystko ma być w jego otoczeniu dopięte na ostatni guzik.
- Profesjonalista w każdym calu: począwszy od porannej pobudki. Jego życie jest całkowicie podporządkowane tenisowi. Wszystko inne jest na boku - mówi o Kubocie Dawid Celt, były tenisista, dziś sparingpartner Agnieszki Radwańskiej.

Wczoraj krakowska tenisistka przetarła szlak rodakom, awansując do półfinału Wimbledonu po 2 godzinach i 43 minutach zażartej walki. Na korcie centralnym pokonała Chinkę Na Li 7:6, 4:6, 6:2.

To był najlepszy mecz kobiecego tenisa w tegorocznym Wimbledonie! Dwukrotnie przerywany, kończony pod dachem kortu centralnego z powodzeniem mógł być przedwczesnym finałem. Im lepiej Chinka atakowała, tym skuteczniej Radwańska się broniła. W pierwszym secie Isia obroniła pięć setboli, by wygrać partię w tie-breaku. W drugim secie krakowianka prowadziła 3:1, 4:2, ale seta wygrała Na Li i wyrównała stan meczu.

Przed decydującym starciem Isia wzięła przerwę medyczną. Jej prawe udo zostało zabandażowane, masaż wykonany. Krakowianka zaatakowała, Chinka popełniała błędy. 3:1, 5:1, osiem dramatycznych meczboli i półfinał dla krakowianki stał się faktem. O finał zagra z Niemką polskiego pochodzenia Sabine Lisicki, która ograła Estonkę Kaię Kanepi 6:3, 6:3.

I jeszcze jedno: Marcin Matkowski i Kveta Peschke awansowali do 3. rundy miksta. Polsko-czeski duet pokonał parę izraelsko-amerykańską Andy Ram, Abigail Spears 7:5, 7:5.

Ćwierćfinały kobiet: Lisicki (Niemcy, 23) - Kanepi (Estonia) 6:3, 6:3, A. Radwańska (Polska, 4) - Na Li (Chiny, 6) 7:6 (7-5), 4:6, 6:2, Bartoli (Francja, 15) - Stephens (USA, 17) 6:4, 7:5, Flipkens (Belgia, 20) - Kvitova (Czechy, 8) 4:6, 6:3, 6:4.

Pary półfinałowe: Radwańska - Lisicki, Bartoli - Flipkens.

HUBERT ZDANKIEWICZ, AGNIESZKA BIALIK, Londyn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski