Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kulisy akcji "Soda 2" czyli jak tajna służba tropiła senatora Józefa Piniora i jego asystenta

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Józef Pinior przed sądem w Poznaniu
Józef Pinior przed sądem w Poznaniu Lukasz Gdak
Oto kulisy działań operacyjnych, których efektem są zarzuty korupcyjne wobec byłego senatora PO Józefa Piniora i jego asystenta. Pinior był podsłuchiwany przez miesiąc - od końca września do końca października ubiegłego roku. Jego asystent Jarosław Wardęga miał podsłuch przez dziesięć miesięcy - od kwietnia 2015 do 17 lutego 2016.

Józef Pinior – przypomnijmy – podejrzany jest o dwa przestępstwa - oba związane są z korupcją. Obu miał się dopuścić „wspólnie i w porozumieniu” ze swoim asystentem. Jarosław Wardęga ma siedem zarzutów. Z naszych ustaleń wynika, że to on był głównym celem agentów CBA. To jego zaczęli tropić w październiku 2013 roku.

Co wytropili? Oto przestępstwa, o jakie prokuratura podejrzewa asystenta senatora:

- Wspólnie i w porozumieniu z Józefem Piniorem miał przyjąć pieniądze za pomoc w załatwieniu pozytywnej decyzji związanej z budową galerii handlowej w Jeleniej Górze. Płacił Tomasz G. Przedsiębiorca - jak dziś wiadomo – od 2010 roku poszukiwany listem gończym w związku z wyrokiem, który miał do odsiadki. Dwa lata więzienia m.in. za wyłudzenie bankowego kredytu.

- Wspólnie i w porozumieniu z Józefem Piniorem miał przyjąć pieniądze za pomoc w uzyskaniu pozytywnej decyzji związanej ze staraniami o przedłużenie koncesji na eksploatację bazaltu z kamieniołomu koło Lądka-Zdroju.

Pozostałych przestępstw asystent miał się dopuścić sam.

- Wziąć miał pieniądze za pomoc przedsiębiorcom w realizacji planów inwestycyjnych związanych z terenem po kopalni piasku pod Wrocławiem. Powoływał się na wpływy we wrocławskim Regionalnym Zarządzie Gospodarki Wodnej.

- Co najmniej tysiąc złotych dostać miał od emerytowanego oficera policji za pomoc w załatwieniu korzystnej decyzji wrocławskiego magistratu. Powoływał się na prezydenta Rafała Dutkiewicza i wiceprezydenta Adama Grehla. Kliknij i przeczytaj więcej na ten temat

- Powoływał się na prezydenta Jeleniej Góry Marcina Zawiłę. Obiecał – oskarżenie twierdzi, że za 9,5 tys. zł – warszawskiej firmie kontrakt jeleniogórskim magistratem.

- Powoływał się na dojścia do dużego banku kontrolowanego przez Skarb Państwa. Obiecał załatwić – jakoby za 21,5 tys. zł – prolongatę umowy kredytowej. Płacili przedsiębiorcy z Opolszczyzny.

- Powoływał się na wpływy w Zarządzie Zasobu Komunalnego we Wrocławiu. Chodziło pomoc w umorzeniu należności za lokal komunalny.

Coś załatwił albo załatwiał? Z tego co udało się nam ustalić wynika, że we wrocławskim i jeleniogórskim urzędach nic nie wskórał. Prezydenci obu miast i wiceprezydent Wrocławia zarzekają się, że nigdy Wardęga z nimi nie rozmawiał w sprawach opisanych w zarzutach. Przedłużenia koncesji na kopalnię bazaltu nie ma. Wygasła w styczniu tego roku. Choć asystent senatora próbował działać. Wiemy, że był na jednym oficjalnym spotkaniu w tej sprawie. Wiemy też, że angażował się i jeździł na spotkania związane ze sprawą galerii. Tu udało się załatwić pozytywną decyzję. Choć nie jest jasne czy właśnie z powodu działał senatora i asystenta.

Podejrzani przekonują, że nie ma mowy o łapówkach. W tej sprawie nie będzie sporu oskarżenia i obrony co do faktów. Biuro senatora i senator osobiście mogą interweniować w imieniu obywateli czy przedsiębiorców. Jarosław Wardęga mówi nam, że zawsze prosił o pomoc dla ludzi o ile nie byłoby to niezgodne z prawem i interesem publicznym. Problem w tym czy senator i asystent brali za to pieniądze czy nie. Oskarżenie jest pewne, że brali. Podejrzani przekonują, że nie. Owszem pieniądze były na przykład pożyczane. Ale niezależnie od interwencji i nie za pomoc senatora. Pożyczali – mówi Wardęga - „na życie”, „na kampanię wyborczą”. Ale pożyczki i interwencje nie były ze sobą związane.

Dowody? Najważniejsze to podsłuchane rozmowy telefoniczne. Cała historia zaczęła się 16 października 2013 roku. Wtedy to we wrocławskiej delegaturze Centralnego Biura Antykorupcyjnego rozpoczęła się Sprawa Operacyjnego Rozpracowania. CBA musiało dostać jakąś informację, z której wynikało, że asystent senatora RP Józefa Piniora robi coś nielegalnego. I była to informacja na tyle wiarygodna, że postanowiono ją sprawdzić. Takie „rozpracowanie” ma potwierdzić lub zaprzeczyć informacjom o przestępstwie. Ma też dostarczyć dowodów ewentualnej winy.

Bardzo szybko, bo już 6 listopada 2013 r., wrocławska delegatura CBA przesłała do centrali do Warszawy wniosek o założenie podsłuchu Wardędze. Centrala się nie zgodziła. Dwanaście dni później do Warszawy trafił kolejny wniosek o podsłuch.
Tym razem szefowie CBA zgodzili się. Przesłali wniosek Prokuraturze Generalnej. Zdaniem CBA, podsłuch był konieczny na trzy miesiące, czyli maksymalny dopuszczalny przez prawo termin.
Ale prokuratura zgodziła się wystąpić do sądu tylko o miesięczny podsłuch. Jednak asystent senatora zmienił numer telefonu. Sprawa upadła. Tak przynajmniej fiasko tego wniosku tłumaczą osoby, znające szczegóły tej akcji. Co ciekawe, delegatura w grudniu 2013 i styczniu 2014 prosiła centralę o zgodę na podsłuch nowego numeru Wardęgi. Ale odpowiedź była odmowna. Dlaczego? Tego nie wiemy. Działania operacyjne - choć bez podsłuchu - trwały nadal.

Co usłyszeli agenci CBA? Czytaj dalej na kolejnej stronie

Kolejny wniosek o podsłuch telefonu Wardęgi – z 3 kwietnia 2015 – został zaakceptowany przez centralę CBA. Podobnie przez Prokuraturę Generalną i sąd. Zdecydowano się na trzymiesięczny podsłuch, który zaczął się 10 kwietnia. Był on potem przedłużany i ostatecznie wyłączono go 17 lutego 2016. Tym działaniom nadano kryptonim „Soda 2”.

Dopiero pod koniec września ubiegłego roku pojawił się pomysł, żeby podsłuchem objąć samego senatora Piniora - legendarnego przywódcę dolnośląskiej „Solidarności”, byłego europosła. Wątpliwości nie miały ani centrala CBA, ani Prokuratura Generalna, ani sąd. Chociaż CBA wnioskowało o trzy miesiące podsłuchu, prokuratura zgodziła się tylko na miesiąc. Podsłuch ruszył 28 września. CBA nie prosiło o jego przedłużenie. Co to znaczy? Najpewniej - z punktu widzenia funkcjonariuszy - nagrało się wszystko, co było potrzebne.

Pierwsze materiały tej sprawy trafiły do Prokuratury Generalnej 10 grudnia 2015 roku. Już nie z wnioskiem o podsłuch, lecz o wszczęcie śledztwa. Trafiły do Poznania, do Prokuratury Apelacyjnej. Potem sprawę przeniesiono do Prokuratury Krajowej. Śledztwo wszczęto w marcu tego roku. Kolejne – po grudniowej - partie materiałów trafiały z CBA do prokuratury w trzech częściach. Było to w drugiej połowie marca i na początku kwietnia 2016 roku.

Co się działo pomiędzy grudniem ubiegłego, a marcem tego roku? Dlaczego na decyzję o wszczęciu śledztwa czekano prawie trzy miesiące? Prokuratura wystąpiła do sądu o tzw. „zgody następcze”. To procedura jaką przewidywało ówczesne prawo. Materiały z podsłuchów mogły być dowodem przestępstwa tylko przeciwko osobie podsłuchiwanej. Wykorzystanie podsłuchu przeciwko jej rozmówcy wymagało zgody sądu tzw. „zgody następczej”. Wiemy, że było 29 takich wniosków i wszystkie sąd zaakceptował.

To ważne, bo sąd – wraz z wnioskiem – dostał wszystkie materiały. Czyli i nagrania i stenogramy i inne zebrane dokumenty. I po ich analizie decydował czy mogą być dowodem przestępstwa. Nie jest dla nas jasne, czy występowano o zgodę następczą również co do rozmów Józefa Piniora. Na przykład z jego asystentem. Ani oficjalnie ani nieoficjalnie nikt nam tego nie potwierdził. Choć najpewniej prokuratura ma taką zgodę. Inaczej co najmniej jedno z przestępstw – zarzucanych byłemu senatorowi – byłoby trudne do udowodnienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kulisy akcji "Soda 2" czyli jak tajna służba tropiła senatora Józefa Piniora i jego asystenta - Gazeta Wrocławska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski