Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kult przeciętności

Redakcja
MACIEJ RADWAN RYBIŃSKI: Felieton wyżynny

   To nie jest z mojej strony kokieteria. Naprawdę mam serdecznie dość polityki czy raczej tego, co się u nas mianem polityki określa. Nadojadły mi afery, których negatywni bohaterowie przedstawiają się publicznie jako ofiary politycznych prześladowań i spisków. Mam dość krętactwa, demagogii, pazerności i walki buldogów pod dywanem. Nie chce mi się już pisać ani nawet ośmieszać rzeczy, które uchodzą za najważniejsze przejawy życia publicznego w Polsce, a które tylko zacierają proporcje między ważnym i groteskowym, i odwracają uwagę od spraw na długą metę naprawdę istotnych.
   Za najgroźniejsze zjawisko w Polsce dzisiejszej, bo dotykające narodowej opoki, to znaczy najszerzej pojętej kultury, uważam panoszący się kult, ba, tyranię przeciętności. Instytuty badania opinii publicznej szukają pilnie, jakie też są przeciętne opcje i oczekiwania średnich ludzi. Marketing objaśnia średnie preferencje zredukowanej do wielkości statystycznej jednostki ludzkiej. Nie tylko w dziedzinie długości spodni i koloru koszuli, ale także literatury, sztuki, teatru, filmu. A przede wszystkim myśli. Urynkowiona standaryzacja myśli powoduje, że - poza doraźnymi interwencjami w politykę, z reguły personalną - coraz więcej opisów polskiej rzeczywistości określić można angielską formułą "compendium of platitude" - zbiór truizmów. Osobisty stosunek do świata, a jeszcze namiętny, jest sprzeczny z duchem epoki kolektywnego ducha, określonego metodą statystycznej średniej.
   Za obowiązek intelektualisty i artysty uważa się dziś zadośćuczynienie gustom amorficznej masy, uznanej a priori za masę oświeconą. Tak jak dom towarowy czyni zadość modom, tak intelektualny konformizm podporządkowuje się bożkom oglądalności czytelnictwa, nie posiadając równocześnie rzeczywistego rozeznania, czy autentyzm nie miałby większego powodzenia niż zniwelowana przeciętność.
   Jeśli weźmiemy przeciętnego kretyna, który śmieje się z czegokolwiek, i nieprzeciętnego durnia, który w ogóle się nie śmieje, bo uważa, że mu nie wypada, jaką uzyskamy średnią dla skonstruowania dowcipu? Piszę akurat o dowcipach, bo to moja profesja, ale dotyczy to wielu innych dziedzin twórczości. Kiedyś satyra, jak każda twórczość, była reakcją na rzeczywistość. Dziś, jak ilość guzików przy marynarce, ma być odpowiedzią na przeciętne gusta. Proszę pooglądać programy telewizyjne reklamowane jako satyryczne. Są jak konfekcja masowa. Większość z nich powinna być reklamowana prostym sloganem: półinteligenci ćwierćinteligentom.
   Problem nie kończy się jednak na twórczości, choć tu jest najlepiej i najwcześniej widoczny. Tyrania przeciętności zagraża demokratycznemu społeczeństwu, oznacza bowiem, przy ujednoliceniu ducha i zewnętrznych warunków życiowych, wytworzenie się kolektywistycznej dyscypliny. Ludzie będą stawali się coraz bardziej do siebie podobni (oczywiście nie fizycznie, duchowo), zacznie ich irytować każde odstępstwo od normy. Zamiast chronić swoją jednostkową wyjątkowość, będą starali się jej pozbyć, albo przynajmniej ukryć, rozpłynąć się w masie, jedynej reprezentantce słuszności. W rezultacie znikną elity, zabraknie zbawiennego oddziaływania sprzeczności, ludzie staną się nijacy, identyczni, dowolnie wymienialni. Fantazja i przedsiębiorczość zostaną zamordowane, a porządek społeczny zacznie się osuwać w stronę zniewolenia, nazywanego wprawdzie nadal demokracją, ale będącego po prostu nowym rodzajem absolutyzmu. Absolutyzmu nijakości.
   Takiemu ponuremu rozwojowi sprzyja członkostwo Polski w UE z jej superregulacją i coraz bardziej stanowczą kontrolą myśli i sumień. Już dziś władzę w Polsce sprawują, według definicji Maxa Webera, nie ludzie, którzy żyją polityką, tylko tacy, którzy żyją z polityki. Chcą zaś żyć bogato, stąd wszystkie afery. I raczej nie ma szans na zmianę. Moim marzeniem jest dlatego zostanie dandysem. Nie w znaczeniu potocznym, wyszukanej elegancji stroju, ale wedle klasycznej definicji Ernsta Jüngera, którego miałem szczęście poznać, dość późno, bo w jego 100. urodziny.
   Jako dandys jestem zdecydowany w nic się nie angażować, niczego nie brać poważnie - jednak nie w nihilistyczny sposób, raczej jako strażnik graniczny, który na ziemi niczyjej pomiędzy epokami trzyma oczy i uszy szeroko otwarte. Dandys nie ulega pokusom choćby już dlatego, że nie kieruje się ideami, tylko faktami. Walczy samotnie, jako ochotnik, któremu całkowicie obca jest myśl o samoofiarowaniu, aby jedna nieudolność została zastąpiona inną i nowa władza mogła triumfować nad dawną - pisa Ernst Jünger w powieści "Eumeswil".
   Dandys w interpretacji Jüngera jest samotnikiem, który nigdy nie bywa konformistyczny ani oportunistyczny, przeciwnie, formułuje swoje poglądy z lekceważeniem opinii ogółu czy większości.
   Prototyp dandysa idealnego Oscar Wilde stwierdził, że doskonałość człowieka spełnia się nie w tym, co posiada, tylko w tym, kim jest. W książce "Chiński mędrzec" Wilde omówił polityczne, religijne i moralne nauki chińskiego, taoistycznego filozofa, Chuang-Tzu, transcendentalną postawę konstrukcji idei dandyzmu.
   Chiński mędrzec odrzucił klasyczną, konfucjanistyczną koncepcję człowieka jako zwierzęcia politycznego i obywatela, mającego obowiązki wobec państwa i innych obywateli. Jedynym obowiązkiem jednostki jest stać się pełnym człowiekiem, zaś dobre społeczeństwo to grupa dobrych jednostek, które będą mogły prowadzić wspólnie godne życie.
   Antoniusz odkrył moc samotności, święty Franciszek moc biedy, Stirner moc jednostki. W istocie każdy jest samotny, biedny i wyjątkowy na tym świecie - pisał w "Eumeswil" Ernst Jünger.
   Ponad 30 lat temu socjolog David Riesmann przedstawił w książce "Samotny tłum" zasadniczą przyczynę osamotnienia: w naszym stuleciu ludzie motywowani wewnętrznie zastępowani są ludźmi motywowanymi z zewnątrz, których najważniejszym celem jest, aby być dokładnie takimi, jak inni. Równość to pierwsza zasada socjalizmu, nie może być jednak zrealizowana, ponieważ ludzie mogą być - i powinni - równi wobec prawa, ale nie mogą być jednakowi, to znaczy równi w każdym innym sensie. I tak mamy samotną masę, złożoną z jednostek, którym nigdy nie uda się do końca pozbyć swojej odrębności i indywidualności.
   Dandyzm jest w tym sensie świadomym i spektakularnym sprzeciwianiem się tyranii masy.
   To chciałem zawsze robić, gdyby można było z tego żyć przynajmniej w połowie tak dobrze, jak ze schlebiania tłumowi i upewniania go, że jest już przez samą liczebność miarą Wszechrzeczy. Ale już mam dość. Nie pieniędzy. Głupoty, ograniczeń i samocenzury. Staję obok i staram się patrzeć na Polskę jak na akwarium. Może uda się wytrwać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski