Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kultura na wolny rynek. Warto sięgać po prywatne pieniądze.

URSZULA WOLAK
Dyrektor Opery Krakowskiej nie boi się prywatyzacji Fot. Andrzej Banaś
Dyrektor Opery Krakowskiej nie boi się prywatyzacji Fot. Andrzej Banaś
Czy teatry, opera, filharmonia, muzea, domy kultury i inne instytucje podlegające Urzędowi Marszałkowskiemu mogą działać na zasadach zbliżonych do spółek prawa handlowego i podlegać prawom wolnego rynku? - To realne - twierdzi Krzysztof Markiel, dyrektor Departamentu Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Urzędzie Marszałkowskim.

Dyrektor Opery Krakowskiej nie boi się prywatyzacji Fot. Andrzej Banaś

KONTROWERSJE. Wizja prywatyzacji instytucji kultury dzieli środowisko. Jedni boją się komercjalizacji sztuki, inni są otwarci na radykalne zmiany i są gotowi konkurować na wolnym rynku.

Środowisko dyrektorów placówek jest jednak podzielone. Jedni uważają, że prywatny inwestor mógłby polepszyć ich finansową sytuację, inni nie wyobrażają sobie, by mieli funkcjonować jak prywatna firma.

"Kultura rozdarta między być a mieć" - przeczytaj komentarz Rafała Stanowskiego >>

Urząd Marszałkowski przeznacza w tym roku na dofinansowanie instytucji kultury prawie 90 mln 323 tys. zł . Zdaniem wielu dyrektorów - to za mało na wciąż rosnące potrzeby odbiorców sztuki.

Korzystanie z pieniędzy prywatnych mogłoby polepszyć tę sytuację. Prywatyzacja sektora kultury doskonale sprawdziła się w Stanach Zjednoczonych.

- To właśnie na współpracy z biznesmenami powstały galerie największych muzeów w Stanach Zjednoczonych; w Chicago i Nowym Jorku - mówi Ireneusz Jabłoński z Centrum Adama Smitha. W Polsce, gdzie kultura dotowana jest przede wszystkim z publicznych pieniędzy, na razie świetnie prosperują prywatne sceny zakładane przez aktorów, ale głównie w Warszawie. W stolicy możemy wybrać się m.in. do teatru Krystyny Jandy, Michała Żebrowskiego, Emiliana Kamińskiego czy Tomasza Karolaka.

W Małopolsce nikt dotychczas nie odważył się założyć w pełni prywatnego teatru. Krakowski teatr Barakah działa jako fundacja.

Zdaniem Markiela obecny model finansowania kultury jest przestarzały.

- Kierujemy się myśleniem: "Coś istnieje, więc trzeba to dotować z publicznego budżetu". Mniej obserwujemy i interesujemy się sensem i celowością działania i dbaniem o jakość - mówi Krzysztof Markiel.

Gdyby instytucje kultury zaczęły funkcjonować jak spółki prawa handlowego, musiałyby na siebie zarabiać, konkurować o widzów, bywalców wystaw.

- To może dać szansę poprawy zarządzania placówkami, przygotowania przez nie lepszej oferty programowej. Widz z pewością na tej zmianie skorzysta - przekonuje Jabłoński.

Zdaniem wielu dyrektorów, prywatyzacja groziłaby jednak komercjalizacją sztuki.

- Wystarczy przyjrzeć się repertuarom prywatnych teatrów czy firm organizujących życie kulturalne, aby zauważyć, co jest priorytetem. Nawet jeśli założenia były ambitne, to rzeczywistość zmusiła je do pójścia w komercję - mówi Agnieszka Kawa - dyrektor Centrum Sztuki Mościce w Tarnowie.

Zdaniem dyrektora Markiela przekształcone instytucje kultury nie byłyby jednak wyłącznie nastawione na zysk. - Ich działalności ma towarzyszyć nadrzędna misja publiczna - tłumaczy Krzysztof Markiel.

Nie wszyscy są pesymistami. - Oczami wyobraźni widzę takie posiedzenia walnego zgromadzenia Opery Krakowskiej S.A., w którym zasiadają przedstawiciele ministra kultury, marszałka, prezydenta Krakowa, banku, firmy naftowej, i może innych... Czyż to nie warte zastanowienia? - pyta Bogusław Nowak, dyrektor Opery Krakowskiej.

Kultura może iść w parze z biznesem

Dyrektor Opery Krakowskiej nie boi się prywatyzacji i przywołuje przykłady z Europy.

- Z tego co wiem, to w takiej formie funkcjonują teatry na przykład w Niemczech. Oczywiście nie cel ekonomiczny, czyli zysk, musiałby być celem nadrzędnym, ale realizacja misji i ustabilizowanie sytuacji finansowej instytucji kultury - mówi Bogusław Nowak.
Teraz wielu dyrektorów jest skazanych na życie w niepewności. Nie wiedzą bowiem, czy państwowa dotacja w kolejnym roku nie zostanie okrojona.

Zdaniem Nowaka przekształcenie instytucji kultury w spółki prawa handlowego ułatwiłoby też drogę do ewentualnego udziału państwa w strategicznym finansowaniu wybranych instytucji. - Wówczas zależność byłaby prostsza i odbywałaby się nie tylko na zasadzie "daj", ale również na zasadzie "pokaż, co zrobiłeś". Byłoby to zależne od decyzji walnego zgromadzenia i rady nadzorczej - wyjaśnia Bogusław Nowak.

Paweł Potoroczyn, dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza zauważa, że model, w którym instytucje kultury zabiegają o wsparcie biznesu już istnieje. - Należy go rozwijać i budować relacje z biznesem w oparciu o wspólne zbiory, wartości i myślenie marką instytucji, zamiast sprzedażą i "eventem" - przekonuje Potoroczyn.

Po rozmowach przeprowadzonych z dyrektorami samorządowych instytucji kultury dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że wielu z nich przeraża wizja komercjalizacji oferty kulturalnej wynikająca z nawiązania bliskiej współpracy z biznesem.

-Ryzyko komercjalizacji istnieje, ale można tego uniknąć - twierdzi Ireneusz Jabłoński, z Centrum Adama Smitha. - Trzeba tylko znaleźć "złoty środek". Połączyć walory wypływające zarówno z kultury popularnej, jak i wysokiej. Jeśli repertuar będzie nadmiernie wysublimowany, trafi jedynie do wąskiej grupy odbiorców stanowiących niszę, a przecież nie o to chodzi - dodaje Jabłoński.

Zalety finansowania instytucji kultury z różnych źródeł dostrzega także Adam Balas, dyrektor Europejskiego Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego. Instytucja, w której pracuje, jest tego dobrym przykładem. Wspiera ją minister kultury i dziedzictwa narodowego, województwo małopolskie oraz Stowarzyszenie Akademia im. Krzysztofa Pendereckiego.

- Tworzymy Kolegium Patronów i Fundatorów instytucji, czyli organ podobny do rad nadzorczych spółek. Rozpocząłem więc tworzenie struktury porównywalnej z organizacjami non profit i spółkami prawa handlowego. Zalety są oczywiste, pozyskujemy ok.30 proc. budżetu od mecenasów i patronów. Wad - brak... - ocenia Balas.

Pojawiają się one jednak, zdaniem Agnieszki Kawy - dyrektor Centrum Sztuki Mościce w Tarnowie, gdy w grę wchodzą umowy sponsorskie. Sponsor daje pieniądze, ale też sponsor wymaga. - Na szczęście nasi są mądrzy i nie ingerują w program merytoryczny - podkreśla Kawa.

Zdaniem dyrektor CSM taki stan może ulec zmianie w przypadku współprowa-dzenia instytucji kultury przez biznesmenów. Wtedy z pewnością sponsorzy będą chcieli mieć wpływ na program instytucji.

- Teraz wymagają od nas wskaźników efektywności. Czyli jak największej liczby widzów, emisji reklam, wydrukowanych na plakatach logotypów itp. Aby spełnić wysokie wymagania sponsorskie, wiele instytucji osłabia ambicje programowe i stawia na popularną rozrywkę - wyjaśnia Kawa.
 

Jej zdaniem, w takiej sytuacji należy zapomnieć o misji, szczytnych zapisach statutowych, ochronie dziedzictwa kulturowego czy obcowaniu z autorytetami sztuki.

- Zamiast oper zagramy operetki, zamiast dramatów farsy, jazz zamienimy na pop a w kinie pozostaną komedie romantyczne. Aż żal myśleć, jaką nieświadomość kultury wykształcimy w młodych pokoleniach - dodaje Agnieszka Kawa.

Mimo obaw dyrektorów, Krzysztof Markiel jest gotowy na wprowadzenie radykalnych zmian. - By uzdrowić sytuację w kulturze, należy rzeczywiście połączyć wydatki sektora publicznego z finansami rynkowymi - twierdzi. - Wiem jednak, że takie fuzje są trudne do zaakceptowania ze względu na brak zaufania w przedsiębiorczość i zaradność. Wierzę jednak, że to się zmieni.

Urszula Wolak

[email protected]

ZAPRASZAMY DO DYSKUSJI

Na temat zmiany modelu funkcjonowania instytucji kultury, ich finansowania i wizji przekształcenia ich w spółki prawa handlowego.

Na Państwa opinie czekamy pod adresem:

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski