Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kultura nie jest świętem. Jest codziennością.

Redakcja
Olga Brzezińska i Beata Czajkowska FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Olga Brzezińska i Beata Czajkowska FOT. ANDRZEJ BANAŚ
ROZMOWA KRONIKI... OLGA BRZEZIŃSKA i BEATA CZAJKOWSKA z Fundacji Sztuki Nowej "Znaczy Się" opowiadają o sytuacji organizacji pozarządowych w Krakowie

Olga Brzezińska i Beata Czajkowska FOT. ANDRZEJ BANAŚ

Błąd w relacjach organizacji pozarządowych i władz miasta wynika z braku komunikacji. One często wypełniają lukę w kulturalnej codzienności Krakowa

- Panuje przekonanie, że organizacjom pozarządowym (NGO) w Krakowie żyje się ciężko.

- Olga Brzezińska: Zacznijmy od tego, że takie organizacje mają przypiętą łatkę etatowych narzekaczy - bo nie ma pieniędzy, a miasto i duże instytucje nas ignorują. Nie chcę, żeby ta rozmowa poszła w tym kierunku. Zacytuję Roberta Piaskowskiego z Krakowskiego Biura Festiwalowego, który na debacie "Dziennika Polskiego" stwierdził: "Jeśli kultura jest pod ścianą, to należy myśleć o tym, jak przebić mur, a nie bić w niego głową i zrobić z niego ścianę płaczu". Bo to prowadzi donikąd.

- Beata Czajkowska: Tu raczej chodzi o pytanie, czy ich potencjał jest w mieście wykorzystywany. Bo NGO-sy żyją w świecie pewnych problemów strukturalnych.

- Problemów strukturalnych?

- B.Cz.: Największym problemem jest brak połączenia miasta z takimi organizacjami. Nie wiem, czy wynika to z braku mechanizmów, czy braku chęci. Często mamy wrażenie, że żyjemy na dwóch różnych, niestykających się płaszczyznach. NGO-sy robią swoje, mają swoich odbiorców, a miasto - swoje programy. Zamiast potęgować swoje działanie, pomnażać kapitał kulturalny przez wspólne działania, każdy uprawia swój ogródek.

- Jak sobie wyobrażacie taką współpracę?

- O.B.: Przede wszystkim musi się dokonać zmiana postrzegania sytuacji. NGO-sy muszą być traktowane jak partnerzy do współpracy, nie jak petenci. Przeciwstawienie sobie miasta jako realizującego politykę kulturalną, czy dużych instytucji i organizacji pozarządowych, które działają zadaniowo, jest błędne i szkodliwe. NGO-sy mają energię i wiele ciekawych pomysłów, co więcej, gromadzą ludzi wyspecjalizowanych w konkretnych dziedzinach. Te działalności różnych podmiotów mogą się uzupełniać. By tak się stało, trzeba jednak stworzyć odpowiednie sposoby komunikacji. Zauważmy, że w tej chwili niemal jedyne pole komunikacji pomiędzy organizacjami pozarządowymi i miastem to konkursy grantowe, a jeśli dochodzi do wymiany zdań, to na łamach prasy.

- B.Cz.: I to jest sytuacja, w której stajemy się petentami, mimo że - proszę o tym pamiętać - my jesteśmy głosem obywateli tego miasta, o czym często się zapomina. Organizacje pozarządowe to inicjatywy oddolne powstałe z potrzeby wypełnienia luki. Jesteśmy w stanie przewidzieć, co się - mówiąc kolokwialnie - sprzedaje, a co nie, czego potrzebują odbiorcy. Mamy wyczucie pulsu miasta.

- Ale jaki jest pomysł na społeczne konsultacje? Okrągły stół?

- O.B.: Różne spotkania z radnymi czy władzami miasta już się odbywały, ale niewiele z nich wynikało. Gdy w zeszłym roku odbyło się spotkanie z radnymi, bardzo szybko głównym punktem stał się konkurs grantowy i to, dlaczego jeszcze nie został ogłoszony. Konkursy na dofinansowanie działań nie są jednak odpowiedzią na wszystko. Kultury nie realizuje się z doskoku. Tu raczej chodzi o potrzebę zbudowania programu kulturalnego w kooperacji tych, którzy mają w swoim ręku środki, tych, którzy wyznaczają kierunki, i tych, którzy są w stanie określić potrzeby mieszkańców i wyczuć, czym żyje miasto. Obecny program miasta nie uwzględnia głosów z zewnątrz. To jego największy mankament.
- B.Cz.: Problemem jest też to, że nie ma efektywnej komunikacji między władzami miasta a trzecim sektorem. Mamy przykłady dobrych praktyk, choćby z Dąbrowy Górniczej czy Lublina, gdzie koordynatorami odpowiadającymi za taką komunikację zostały osoby wywodzące się ze środowiska NGO-sów. Oni wiedzą, o czym mówią.

Poza tym problemem jest to, że organizacje trzeciego sektora działają, gdy mają pieniądze. A w związku z tym wiele imprez odbywa się jesienią, bo dofinansowania z miasta rozdzielane są na wiosnę. Gdyby była lepsza koordynacja, może wydarzenia toczyłyby się cały rok, a nie we wrześniu, październiku, kiedy wszyscy wydają pieniądze z grantów. Może czas pomyśleć o kulturze w systemie mieszanym - nie tylko duży festiwal, ale codzienny cykl działań.

- Ale może po prostu festiwal wystarczy?

- B.Cz.: Kultura to nie wydarzenie, to proces. Obcowanie z kulturą to nie tylko wyjście do opery. To zaglądanie na wystawy, warsztaty, dyskusje. To właśnie to, co buduje naszą tożsamość...

- OB: ... i jest elementem edukacji kulturalnej. Nikogo nie przyzwyczai się do uczestnictwa w kulturze, wyciągając go trzy razy do roku do teatru czy filharmonii. Kultura to nie tylko duże wydarzenie rozpropagowane w mediach, festiwal pełen gwiazd. Powoli stajemy się krajem, w którym tego typu wydarzenia zastępują kulturę. Każde najmniejsze miasto ma festiwal, a potem następuje czas posuchy. Kultura nie jest świętem. Jest codziennością. Uczy uczestnictwa, interakcji, wrażliwości.

- Jaką mamy gwarancję jakości tego, co proponują NGO-sy?

- O.B.: To instytucje, które nie są zbiurokratyzowane, ale działają siłą woli, aktywności, kreatywności i wiedzy ludzi, którzy je założyli. Nikt nie angażuje się w organizacje pozarządowe dla kariery czy dla pieniędzy, bo ani jednego, ani drugiego tam nie ma. To przede wszystkim poczucie misji. Poza tym NGO-sy są elastyczne - jesteśmy w stanie szybko ocenić, co i jak wyszło, wyciągnąć wnioski i dostosować się do zmiany sytuacji.

Rozmawiał ŁUKASZ GAZUR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski