Opasły, acz z wieloma obrazkami i dużą czcionką drukowany (i słusznie, bo u potencjalnych czytelników wzrok już nie ten), tom wpadł mi w ręce - "Fruwa twoja marynara" Marka Gaszyńskiego, radiowca, który i wiele piosenek zrymował - dla Niemena, dla Czerwonych Gitar, a parę lat temu westchnął "Gdzie się podziały tamte prywatki?".
Teraz sięgnął jeszcze bardziej wstecz, w czas, kiedy sam był pacholęciem, by przywołać świat muzyki lat 40. i 50., czyli rodzenia się jazzu w Polsce, potem jego okres katakumbowy i początki polskiej muzyki rozrywkowej, z której wyrósł rodzimy big-beat, jak go zwano. Była ta muzyka, zwłaszcza w latach stalinowskich, wyrazem buntu, była, podobnie jak kolorowe skarpetki i reszta bikiniarskiego ubioru, ucieczką od codziennej szarzyzny i dodupizmu (że przywołam Broniewskiego). Powyciągał Gaszyński cytaty skąd się dało - z prasy, z Tyrmanda, wysłuchał świadków. Dla młodych, o ile zechcą zanurzyć się w epokę dziadków, będzie to opowieść trochę jak z epoki Chrobrego, bo przecież dla nich nazwiska Jana Cajmera, Carmen Moreno, Zygmunta Wicharego, Jana Walaska czy Jerzego Tataraka brzmią równie obco jak nazwiska wojów wspomnianego króla. Ale ci, co pamiętają choć trochę, chętnie może wrócą w świat młodzieńczych wspomnień i uniesień, jakich dostarczali tamci prekursorzy muzyki, która wymykała się wzorcom socrealizmu zadekretowanym w 1949 roku podczas sławetnego zjazdu w Łagowie, potem doglądanym przez gorliwców z ZMP. Ale że myśmy zawsze byli "najweselszym barakiem w obozie", to i było jak było, czyli przemycano amerykańskie standardy, Tyrmand robił swoje, podobnie jak w Krakowie Eile czy Skarżyński. Szkoda, że Gaszyński warszawskocentrycznie zawęził pole widzenia i krakowskie zasługi w tym względzie ledwo zamarkował; aż podejrzewam, że nie trafił na tak fundamentalne pozycje, jak "Obywatel Jazz" Jerzego Radlińskiego (PWM, 1967), "Jazz w Krakowie" Jana Poprawy (PSJ-KAW, 1975) czy "Polskie ścieżki do jazzu" Krystiana Brodackiego (PSJ, 1983). Gdyby trafił, to jednak by się tak po macoszemu z krakowskim wkładem w dzieło tworzenia jazzu w Polsce nie obszedł, a i nie pisałby, o horrendum, _"dziennikarze Marian Eile i_Jerzy Skarżyński", _bo wszak drugi z panów był wielkim scenografem, a popularyzatorem i znawcą jazzu przy okazji.
Co nie zmienia faktu, że "Fruwa twoja marynara" to opowieść, która może uwieść czytającego - może nie stylem gawędy, ale właśnie kolorytem czasu, kiedy muzyka rozrywkowa, dancingowa, muzyka knajp czy arcymordowni pod nazwą Czerwona Oberża (gdzie rządziły prototypy bohaterów ze "Złego" Tyrmanda), miała za moment i za ich sprawą wynieść i do sal filharmonii Dudusia Matuszkiewicza, Kurylewicza, Komedę, Ptaszyna Wróblewskiego. To opowieść o muzyce, ale i obyczaju, o spelunach i kobietach lekkiego prowadzenia, o artystach pełną gębą, a i szmirusach też.
Ot, czas na szczęście miniony. _Czy może istnieć boogie-woogie, które bez wstydu może zatańczyć student Polski Ludowej? -czytam zdanko z roku, w którym się urodziłem, i uśmiecham się mimowolnie. Bo odnajduję w nim równie demagogiczne zacięcie, jakie cechuje pewnego wysokiego aparatczyka z roku, co dobiega końca. Ale mnie on fruwa. Jak niegdyś marynara. WACŁAW KRUPIŃSKI
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Polski samolot musiał nagle lądować na Islandii. Nerwowa sytuacja na pokładzie
- Gwiazdy „Pulp Fiction” na 30. rocznicy premiery filmu. Niektórych zabrakło
- Kokosanka pingwinem roku. Ptak z gdańskiego zoo bije rekordy popularności
- Sto dni do rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Co mówią mieszkańcy Paryża?