MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Kwadraciarze"

Redakcja
Drzwi wejściowe zazwyczaj forsują na "pasówkę", balkonowe - najchętniej wyważają. Kiedy odstraszają ich mocne zamki i alarm, kombinują jak dostać się do środka w inny sposób.

Historie z paragrafem

- Przyszli przed południem w roboczych kombinezonach. Powiedzieli, że są z administracji budynków i muszą sprawdzić stan rur w całym pionie, bo jest awaria i pozalewało wszystkie mieszkania na dole. Zaprowadziłam ich do łazienki, gdzie sprawdzili całą instalację. Usterek nie znaleźli. Sprawiali wrażenie kompetentnych. Byli sympatyczni i uprzejmi. Jak skończyli pracę, pogawędziliśmy jeszcze chwilę. A potem grzecznie pożegnali się i wyszli. Tak 75-letnia pani Helena, mieszkanka Nowej Huty, zapamiętała wizytę złodziei, którzy podawali się za pracowników spółdzielni mieszkaniowej. O tym, że z pokoju zniknęła kasetka z rodową biżuterią, a z kredensu - srebrne patery, zorientowała się dopiero kilka dni później. Kilka następnych zajęło jej skojarzenie obydwu faktów i sprawdzenie, że żadnej awarii nie było w jej bloku.

- Wiedziałam, że teraz to już szukaj wiatru w polu, że szanse na odzyskanie rodzinnych pamiątek są nikłe. Całą noc nie zmrużyłam oka i biłam się z myślami: iść z tym na policję czy dać na wygraną? Z jednej strony wściekłość i żal utraconych rzeczy, z drugiej - wstyd, że byłam taka naiwna i dałam się podejść jak dziecko. W końcu dla świętego spokoju poszłam rano na komisariat - wspomina pani Helena.

W tym czasie, w całej Małopolsce, policja odnotowała kilkadziesiąt podobnych zgłoszeń. - Modus operandi sprawców był zawsze ten sam - opowiadają policjanci. - Pukający do drzwi mieszkania mężczyzna trzymał w ręce zeszyt i raz przedstawiał się jako pracownik administracji budynku, a raz jako hydraulik. Mówił, że musi sprawdzić ciśnienie w pionie, dokonać przeglądu rur albo że jest awaria. Właściciel mieszkania zazwyczaj niczego nie podejrzewając, zapraszał gościa do środka. A gdy ten zajmował go rozmową w łazience, markując dokonywanie jakiegoś przeglądu, wspólnik oszusta wchodził ukradkiem do otwartego mieszkania i dokonywał przeglądu wartościowych przedmiotów. Zabierał wszystko, co zdołał unieść.

Ponieważ ofiarami złodziei były przeważnie starsze osoby, które dopiero po jakimś czasie orientowały się, że coś w mieszkaniu zginęło, zgłoszenia o kradzieżach docierały na policję grubo po fakcie. Dzięki temu oszuści przez wiele miesięcy grasowali bezkarnie. Dobra passa opuściła ich w momencie, gdy zaczęli seryjnie okradać mieszkania w jednym z nowohuckich bloków. Ktoś ich rozpoznał, zadzwonił na 997. Wpadli niemal na gorącym uczynku. Okazało się wówczas, że działali w tercecie.

Część łupów policja znalazła w ich mieszkaniach, część udało się odzyskać w lombardach. Sporo jednak przepadło bezpowrotnie, m.in. biżuteria pani Heleny. I chociaż złodzieje na kilka lat powędrowali za kraty, starsza pani do dzisiaj nie darowała im swej straty.

Inny sposób skutecznie przetestował gang krakowskiego recydywisty Tadeusza J. i współpracującej z nim 44-letniej Lucyny K. Kobieta pracowała na dwóch etatach: jako wtyczka gangu oraz opiekunka ludzi chorych i samotnych. Dzięki temu zdobywała cenne informacje oraz pomagała zaplanować skok.
W ten sposób włamywacze trafili np. do mieszkania córki jednej z podopiecznych Lucyny. Od niej dowiedzieli się, że właścicielka sporadycznie tam zagląda, dostali dorobione klucze i systematycznie wywozili stamtąd wszystko, co przedstawiało jakąś wartość: meble, obrazy, porcelanę, srebra i elektronikę. Nie poprzestali na tym. Kiedy dowiedzieli się, że kobieta spodziewa się przypływu większej gotówki i będzie ją trzymać w mieszkaniu matki, zaplanowali napad.

- Przy okazji zamierzali skraść klucze do mieszkania kobiety, by odwrócić uwagę od opiekunki i wyeliminować podejrzenie, że zostały one wcześniej dorobione. W wyznaczonym dniu w mieszkaniu starszej pani pojawiło się trzech mężczyzn, podających się za dostarczycieli książek. Obezwładnili staruszkę i zaczęli przeszukiwać pokoje. Nie zdążyli jednak zabrać ani pieniędzy, ani kluczy, gdyż zostali spłoszeni przez sąsiadów - opowiada jeden z policjantów.

Ofiarą tej szajki padł wcześniej inny podopieczny Lucyny. Gdy złodzieje dostali od niej "cynk", że mężczyzna trafił do szpitala, wyłamali drzwi do jego mieszkania i wynieśli stamtąd biżuterię, obraz i ikony.

Pracująca na dwie strony opiekunka nie oszczędziła nawet swojej rodziny. Któregoś dnia zaprosiła na imprezę byłą teściową, a gdy ta bawiła się w najlepsze, wyciągnęła z jej torebki klucze do mieszkania i wykonała duplikat.

Resztę pracy zostawiła już wspólnikom. Wkrótce potem z mieszkania starszej pani zginęły obrazy, biżuteria, porcelana i pieniądze. Co ciekawe, w tym włamaniu brał udział 15-letni wnuk starszej pani, czyli syn Lucyny. Po wpadce chłopak trafił pod nadzór kuratora, a jego mama i jej koledzy - na kilka lat do celi.

EWA KOPCIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski