MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lance. Upadek legendy

Redakcja
Travis Tygart, szef Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA), polował na Lance'a Armstronga przez dwa lata. Wczoraj mógł wreszcie ogłosić, że legenda kolarstwa, ba, całego sportu, straciła wszystkie tytuły zdobyte po 1 sierpnia 1998 roku.

KONTROWERSJE. Armstrong pozbawiony trofeów. Za doping, ale są wątpliwości.

Dlaczego akurat teraz? Bo siedmiokrotny, a w zasadzie już były siedmiokrotny zwycięzca Tour de France odmówił udziału w procesie, podczas którego miał się zmierzyć z oskarżeniami o uczestnictwo w dopingowym spisku i stosowanie niedozwolonych środków.

- Gdybym wiedział, że w jego trakcie będę miał możliwość raz na zawsze oczyścić się z zarzutów, to skorzystałbym z tej szansy. Nie chcę jednak brać udziału w czymś, co jest tak jednostronne i niesprawiedliwe - napisał w oświadczeniu Armstrong. - Przychodzi taki moment, kiedy trzeba powiedzieć: dość. Z podejrzeniami o stosowanie dopingu musiałem mierzyć się od 1999 roku. Przez ostatnie lata byłem obiektem niekonstytucyjnego śledztwa prowadzonego przez Travisa Tygarta, które przypominało polowanie na czarownice. Dziś kończę z tym nonsensem, nie będę się już do tych spraw odnosił.

Z jego słów wynika, że nie będzie się odwoływał od werdyktu USADA do międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS) w Lozannie. Ale czy pozbawiony trofeów zostanie też strącony z panteonu herosów? Na pierwszy rzut oka to afera jeszcze większa niż historia Bena Johnsona, ale nie wszystko w tej sprawie jest oczywiste. - Nawet jak odbiorą mu wszystkie tytuły, to dla mnie i tak będzie legendą. Przestałby nią być dopiero wtedy, gdyby udowodnili mu czarno na białym, że wszystkie Toury wygrywał będąc na dopingu. A nie wierzę, że tak się stanie. Tu wszystko opiera się na słabo udokumentowanych podejrzeniach, donosach - uważa Czesław Lang, jeden z najlepszych polskich kolarzy w historii, organizator wyścigu Tour de Pologne.

Każdy, tylko nie Armstrong - myśli dziś wielu. Nie bohater taki jak on, któremu kibicowali bez wyjątku wszyscy. Wygrał walkę z rakiem, przeszedł cztery cykle chemioterapii, a potem siedem razy z rzędu wygrał najbardziej prestiżowy kolarski wyścig na świecie. - Nawet jeśli czymś się podrasowywał, to z medycznego i fizjologicznego punktu widzenia i tak jest fenomenem - twierdzi prof. Jerzy Smorawiński, szef Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie.

USADA zarzuca 40-letniemu dziś Amerykaninowi stosowanie erytropoetyny (EPO), testosteronu, kortyzonu oraz hormonu wzrostu. On twardo wszystkiemu zaprzecza, a oskarżenia nazywa "dziwacznymi i ohydnymi". Jego decyzja o rezygnacji z udziału w procesie czy raczej w tzw. publicznym przesłuchaniu, odbierana jest z mieszanymi uczuciami. Dla jednych to pośredni dowód jego winy. Wycofał się, padają argumenty, ze strachu przed publicznym upoko- rzeniem, woli do końca grać niesłusznie oskarżonego i pokrzywdzonego. Za to inni, jak Lang, przekonują, że mógł czuć się naprawdę zmęczony nagonką i udowadnianiem, że nie jest wielbłądem.

- Gorąco popieram walkę z dopingiem, ale jestem zbulwersowany zasadami, które ostatnio stosowane są w kolarstwie - mówi szef TdP. - Przecież, kiedy badano Armstronga, kryteria były jasne. Próbka moczu, krwi. Coś u niego wyszło? Nie, a był kontrolowany kilkaset razy. To powinno kończyć sprawę. A tymczasem nagle po kilku latach okazuje się, że coś było nie tak. Niedługo zaczną sprawdzać, czy Eddie Merckx i Fausto Coppi byli na dopingu - ironizuje. I dodaje: - Takie badania są o kant d... potłuc.
Wątpliwości ma też prof. Smorawinski. - Początkowo, kiedy zaczęło się mówić o dopingu Amerykanina, miałem mieszane uczucia. Te badania retrospektywne... Hm, dziś mamy zupełnie inne możliwości. Jest inna metodyka, są paszporty biologiczne, bieżący monitoring. Wtedy skłaniałem się do opinii, że może jednak przeciągnięto strunę, że dowody na jego winę nie są pewne. Ale to było takie subiektywne odczucie, spotęgowane jeszcze tym, że byłem jak każdy pod wrażeniem jego powrotu po ciężkiej chorobie. Może teraz USADA dysponuje jakąś nową wiedzą, nowymi faktami? - zastanawia się profesor.

Jedno jest pewne: Tygart dostał wsparcie Światowej Agencji Dopingowej (WADA). Jej szef John Fahey za znamienny uznał fakt, że Armstrong nie skorzystał z prawa do obrony. - Jeśli istnieją dowody na winę, to jego rekordy powinny zostać wymazane - oświadczył.

Dowody. Większość z nich to obciążające Armstronga zeznania byłych kolegów. W sumie dziesięciu osób. - Akurat takie rzeczy nigdy mnie nie przekonywały - przyznaje prof. Smorawiński. - W sporcie istnieje silny element zawiści. Często zdarza mi się słyszeć nieprzyjemne stwierdzenia sportowców, że wygrali rywale, bo byli naszprycowani.

Tygart jest jednak przekonany, że złapał największego oszusta w historii sportu. - To smutny dzień dla wszystkich, którzy kochają sport i jego bohaterów - stwierdził.

Idola z piedestału nie będzie jednak łatwo zrzucić. To przecież nie tylko sportowiec, ale też twarz kampanii walki z rakiem "Livestrong". Wczoraj tysiące osób dodawało mu otuchy na jego facebookowym profilu.

A Armstrong, który oprócz zwycięstw w TdF straci też brązowy medal olimpijski z igrzysk w Sydney i został dożywotnio zdyskwalifikowany, pisze tak: - Wiem, że to ja wygrywałem TdF. Nikt mi tego nie odbierze.

Przemysław Franczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski