MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lans Armstrong

Redakcja
Jestem bohaterem i oszustem, idolem i kłamcą, aniołem i demonem, legendą i antylegendą. Jestem kochany i nienawidzony, podziwiany i opluwany. Jestem wszystkim i niczym. Jestem Lance Armstrong.

Przemek Franczak: SPORTY BEZ FILTRA

Tak mogłaby zaczynać się nowa autobiografia, hm, no właśnie, kogo? Do czwartku jednego z najwybitniejszych sportowców w dziejach, a od piątku jednego z największych skandalistów i dopingowiczów? Nie, to by było zbyt proste. W ogóle w tej historii nie ma łatwych odpowiedzi.

Mit dobroczyńcy działającego dla dobra ludzkości i herosa zdolnego pokonać nie tylko rywali, ale i ciężką chorobę jest tak silny, że amerykański kolarz staje się bodaj pierwszym sportowcem, który cieszy się większym poparciem niż skazująca go antydopingowa instytucja. Ba, USADA, czyli Amerykańska Agencja Antydopingowa, jest teraz traktowana jak niegdyś znienawidzona komisja senatora McCarthy'ego, a sam Armstrong jak jej ofiara. W latach 50. McCarthy wszędzie widział bolszewickich agentów, na podstawie donosów i słabych dowodów złamał wiele karier. Według niektórych podobieństwa narzucają się same. Nawet ci, którzy nie mają złudzeń, co do obecności dopingu i jego olbrzymiej skali w wyczynowym sporcie, z trudem uznają winę Armstronga, zostawiając sobie wielką furtkę na wątpliwości. Tak jak ja. Choć, prawdę mówiąc, bronienie go ma niewiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.

Można oczywiście mnożyć dowody na wyjątkową upierdliwość USADA i jej szefa Travisa Tygarta, można dyskutować o wyroku wydanym na podstawie zeznań i dowodów, wśród których brak pozytywnego testu dopingowego, ale nie obrażajmy własnej inteligencji. Zamiast próbować wybielać Armstronga i wbrew faktom udawać, że był jedynym czystym zawodnikiem w nakoksowanym po uszy peletonie, powinniśmy rozmawiać o potężnej medycznej i korupcyjnej machinie, która pozwala zawodnikowi wyjść bez szwanku z pięciuset kontroli. Jasne, bronimy własnych wspomnień z jego wspaniałych wyścigów, bo trudno pogodzić się z tym, że przez tyle lat trzymało się kciuki za oszusta. Mam ten sam problem. Słowa "Armstrong to koksiarz" nadal z trudem przechodzą mi przez klawiaturę. Ale, niestety, chyba czas pogodzić się z tym, że era Lance'a była erą lansu wielkiego cynika. Choć, jak powiecie, że przecież dla walki z rakiem zrobił mnóstwo, to się z wami zgodzę. Dajmy mu za to jakąś nagrodę. Akurat na tę sobie zasłużył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski