Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łapacz naiwnych

Redakcja
Ile osób dało się naciągnąć? 11 złożyło doniesienie do prokuratury. - Jest nas więcej, co najmniej 30, ale nie wszyscy zdecydowali się na doniesienie do prokuratury - mówią oszukani. - Tak naprawdę trudno powiedzieć, czy ten łańcuszek oszukanych nie jest jeszcze większy, bo do niedawna w ogóle o sobie nie wiedzieliśmy. Myśleliśmy, że taka "okazja" trafiła się tylko kilku szczęśliwcom.

Nie ma ani mieszkania, ani pieniędzy

 (INF. WŁ.) Miało być tak: trzypokojowe mieszkanie za 65 tys. zł, najpierw pierwsza wpłata na załatwienie formalności związanych z "zaklepaniem" okazji, potem wpłata reszty. Pierwsza wpłata była, ale dalszego ciągu - nie. Nie ma ani mieszkania, ani pieniędzy. I nie widać nadziei na to, by pieniądze dało się odzyskać.

 Szczęśliwcy okazali się naiwniakami, których w łatwy sposób pozbawiono życiowych oszczędności i pieniędzy pożyczonych od innych. Gdy mają jeszcze siłę pożartować, mówią, że założą klub poszkodowanych przez Łapacza. Tak nazwali tego, któremu dali się oszukać.
 - Nie zdecydowałabym się na to, gdyby nie koleżanka z pracy - mówi pani B. - To od niej dowiedziałam się o tej okazji. Uznaliśmy z mężem, że znajoma nie może proponować nam czegoś, co jest ryzykowne. Do tego właściciel mieszkania, które teraz zajmujemy, podniósł nam czynsz; w tej propozycji upatrywaliśmy szansy na tanie mieszkanie.
 - Od kilku lat znałam pewnego policjanta - opowiada pani X. - Widywałam go kilka razy w tygodniu. Pewnego dnia powiedział, że kolega właśnie załatwia jemu i teściowej tanie mieszkanie. Miało to być zadłużone mieszkanie pod zastaw hipoteczny. Trzeba było spłacić dług i dopłacić stosunkowo niewielką kwotę, żeby stać się właścicielem. Być może powiedziałam coś w tym sensie, że też chętnie skorzystałabym z takiej okazji, ale tego nie pamiętam. Dopiero po kilku miesiącach od pierwszej rozmowy na ten temat policjant znowu zagadnął mnie i powiedział, że właśnie nadarza się okazja. Gdy później chciałam się wycofać, bo zaczęłam nabierać coraz większych podejrzeń, to właśnie ten policjant namówił mnie, żebym nie rezygnowała. Powiedział, że Łapacz ma tyle pieniędzy, że zawsze może mi zwrócić należność i dodał, że teściowa ma już mieszkanie.
 - Zawsze odbywało się to przez jakąś osobę, która miała być pewnym gwarantem - twierdzi pan T. - Było nawet tak, że do tego łańcuszka kuzynka wciągnęła kuzyna. Podejrzewamy, że za wciągnięcie kolejnych osób ten, kto dał "skuteczne gwarancje", otrzymywał zapłatę. Chodziły słuchy, że jest to prowizja w wysokości 5 - 8 tys. zł.
 - Zaraz po tym, jak wpłaciłam pieniądze, Łapacz powiedział mi, że dostanę 5 tys. zł, jeżeli znajdę innych chętnych na tanie mieszkanie - potwierdza pani B.
 Nowym klientem Łapacza zawsze musiała być osoba pewna, najlepiej znajomy kogoś, kto już wszedł w interes. A już pod żadnym pozorem nie należało rozpowiadać o okazji, tym bardziej że miała być ona nie do końca legalna.

Wygadany fachowiec

 Pierwsze spotkanie z potencjalnym nabywcą mieszkania zawsze odbywało się w hotelu. - To przekonywało, że ma się do czynienia z poważną osobą - przyznaje T. - A poza tym on był wygadany, znakomicie potrafił rozwiać rodzące się wątpliwości. To świetny psycholog.
 - Przekonywał, że sprawę trzeba zamknąć jeszcze przed końcem roku, bo uniknie się zapłacenia większego podatku VAT - przypomina sobie pan Y. - Wydawało się, że świetnie się orientuje w tych sprawach, skoro zauważa nawet możliwość takich oszczędności.
 Sprawa była przedstawiana jasno - przynajmniej tak wydawało się tym, którzy mieli kupić mieszkanie: ta transakcja to okazja. Mieszkanie jest zadłużone, bo właścicielowi rozchorowała się żona i musiał płacić za lekarstwa, więc nie miał na czynsz. Albo właściciel nie spłacił kredytu bankowego, stąd dług i groźba eksmisji. Tu Łapacz przyznawał, że trzeba dać łapówkę komuś w sądzie, spółdzielni lub banku, by ten jakoś "przykrył" sprawę do czasu przejęcia długu.
 Na tę łapówkę i przynajmniej część długu miała być przeznaczona pierwsza wpłata - zaliczka. Pan Y. dał 13 tys. zł, pani X. - 21,6 tys. zł, pani B. - 39 tys. zł. - Słyszeliśmy, że największa wpłata to 76 tysięcy - mówią oszukani. - Zaliczka była tym wyższa, im ktoś pilniej potrzebował mieszkania.
 Nie było żadnej umowy ani zaświadczenia o dokonaniu wpłaty. Łapacz przekazywał swoim klientom weksle potwierdzone notarialnie. - Nie znam się na tym, a później okazało się, że te weksle to żadne zabezpieczenie, bo są bez pokrycia - przyznaje pan Y. - Dobrze, że później nagrałem go na taśmie, jak potwierdza, ile jest mi winny. A na początku to obiecywał, że załatwi pracę mojej żonie. Z tego też nic nie wyszło.
 Wygadany fachowiec nie pokazywał mieszkania przyszłym właścicielom, żeby... nie płoszyć obecnego lokatora i nie dać mu szansy na zablokowanie korzystnej transakcji.

Łapanie Łapacza

 - Wpłaciłem pieniądze w październiku, mieszkanie miało być na mikołajki - opowiada pan T. - Minął grudzień, potem styczeń i kolejne terminy przekazania kluczy. W lutym postanowiłem się wycofać, ale osoba, która mnie namówiła do tego interesu, przekonała mnie, żebym jeszcze zaczekał. I tak znowu minęły kolejne terminy. A Łapacz zaczął mnie unikać, nie odbierał telefonów, coraz bardziej zwodził. W końcu zaczął wyznaczać terminy zwrotu pieniędzy, ale i tych obietnic nigdy nie dotrzymał. Pieniędzy nie oddał, choć dalej obiecuje to zrobić. Unika spotkań, nie odbiera telefonów.
 - W lutym wpłaciłam pieniądze, a w kwietniu zażądałam ich zwrotu - do tej pory się nie doczekałam - mówi pani B. Pani X. miała nieco szczęścia - przyciśnięty do muru Łapacz oddał jej 3 tys. zł. Nadal jednak jest jej winien 18,6 tys. zł.
 Wymówki są coraz dziwniejsze. Najpierw sprawę zawalił jakiś prezes N., który zniknął i nie można go znaleźć. Jedni usłyszeli tę wymówkę kilka miesięcy temu, innym została powtórzona niedawno. Teraz Łapacz sprzedaje swój dom na drugim końcu Polski, bo chce solidnie rozliczyć się z wierzycielami. A jeden z "gwarantów" twierdzi nawet, że Łapacz jedzie do pracy w USA, żeby zarobić i oddać wszystkie długi poszkodowanym.
 - Raz udało nam się zastać go w mieszkaniu - mówi mąż pani B. - Gdy tylko wyszliśmy, na schodach minęły nas dwie osoby, które też szły do Łapacza. A potem na dole spotkaliśmy kolejnych oszukanych. I dopiero wtedy uzmysłowiliśmy sobie, że jest nas więcej, że nie my jedni zostaliśmy naciągnięci. I tak zaczęliśmy się spotykać, wymieniać informacje i zastanawiać się, co dalej z tym robić.
 Najbardziej zdesperowani postanowili złożyć doniesienie do prokuratury. Nie wszyscy się na to zdecydowali wierząc, a raczej mając nadzieję, że jakoś uda się odzyskać pieniądze. - Być może przestraszyli się, bo Łapacz jasno powiedział, że ci, którzy złożą sprawę na policji, mogą zapomnieć o pieniądzach - mówią ci, którzy powiadomili prokuraturę. - Później obiecywał, że zwróci pieniądze, jak wycofamy sprawę. Teraz to oszukani postanowili obiecać coś Łapaczowi: wycofają sprawę, gdy zostaną im zwrócone pieniądze. - Chcemy je odzyskać, na niczym innym nam nie zależy - deklarują.

Co dalej?

 W oczach pani B. widać strach. Nie ma pieniędzy, nie ma obiecanego mieszkania, a termin wyprowadzki zbliża się bardzo szybko. Pani X. próbuje się uśmiechać, ale i w jej oczach widać niepokój. Pan Y. próbuje odzyskać pewność siebie, którą nadwerężyła pochopna decyzja o złapaniu wyjątkowej okazji. Pan T. wydaje się być pogodzony z losem, choć i w nim tli się nadzieja na odzyskanie przynajmniej części pieniędzy. - Mieszkanie jest na żonę Łapacza, a ona w końcu wszystkim podpisała oświadczenia, że gotowa jest spłacić zobowiązania męża. Gdyby doszło do zajęcia tego mieszkania, a później sprzedania go, to choć trochę pieniędzy trafiłoby do nas, poszkodowanych - marzy T.
 - Tak naprawdę, to zależy nam na tym, żeby ostrzec kolejnych naiwnych - twierdzą wszyscy. - Być może w tej chwili Łapacz przedstawia komuś kolejną superokazję na tanie mieszkanie. Niech nasze doświadczenia będą przestrogą dla innych.
GRZEGORZ SKOWRON
 W tej chwili policja prowadzi postępowanie przygotowawcze. Na razie Łapaczowi nie postawiono żadnego zarzutu. Czy tak się stanie, będzie wiadomo w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski